Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Z badania, o którym pisaliśmy kiedyś, wynika, że większość polskich ojców spędza z dzieckiem maksymalnie trzy godziny dziennie w dni pracujące. Istnieją jednak śmiałkowie, którzy mocno zawyżają tę średnią. To ojcowie, którzy decydują się na tzw. urlop tacierzyński – czyli nawet dziesięć miesięcy opieki nad maluchem.
W teorii tak…
Zgodnie z polskim prawem mężczyzna na etacie, któremu urodzi się dziecko, może skorzystać z dwóch rodzajów urlopu. Urlop ojcowski to czternaście dni kalendarzowych, za które pracownikowi należy się pełne wynagrodzenie. Jest ono wyłącznym prawem ojca, czyli nie można go przekazać matce dziecka. Niewykorzystany – przepada.
Ojcowie, którzy chcieliby zostać z dzieckiem dłużej, mogą przejąć od matki maksymalnie sześć z dwudziestu tygodni urlopu macierzyńskiego oraz zdecydować się na urlop rodzicielski, którego maksymalna długość to trzydzieści dwa tygodnie. Czyli rekordziści w sumie mogą przebywać z dzieckiem przez prawie dziesięć miesięcy. Co więcej, obecnie trwają prace nad wprowadzeniem unijnej dyrektywy „work-life balance”. Zgodnie z nią, ojcowie mają otrzymać prawo do dodatkowej puli dziewięciu tygodni urlopu rodzicielskiego tylko dla nich.
...a w praktyce tak
Dwutygodniowy urlop ojcowski przyjął się już w polskich biurach oraz głowach pracowników i pracodawców. Mało kto z niego nie korzysta. Jednak z raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego „Praca a dom” wynika, że 84 proc. pracujących ojców po narodzinach dziecka nie miało przerwy w pracy dłuższej niż dwa tygodnie.
Dane ZUS jasno pokazują proporcje: rocznie z urlopów rodzicielskich korzysta ok. 400 tys. kobiet i 4 tys. mężczyzn – to znaczy, że ojcowie robią to ok. stukrotnie rzadziej niż matki.
Dlaczego nie?
Przyczyny, dla których ojcowie nie decydują się na skorzystanie ze swojego prawa, są różnorodne: obawa przed reakcją pracodawcy, przyzwyczajenie do tradycyjnego modelu „mama w domu – tata w pracy”, różnica w zarobkach rodziców, strach przed poradzeniem sobie samemu z dzieckiem. A skąd pomysł, żeby jednak zaryzykować?
Antonio, Hiszpan, który od ośmiu lat mieszka w Polsce, przy pierwszym synku (obecnie sześć lat) był na dwutygodniowym ojcowskim. Gdy dwa i pół roku później urodziły im się bliźniaczki, postanowili zorganizować to inaczej i podzielili się urlopem rodzicielskim na pół. – Pomysł na to, żebym to ja został z dziećmi, był wspólny. Przy pierwszym dziecku żonie już dłużył się czas w domu i powrót do pracy później nie był dla niej łatwy – mówi.
Tomek (dwóch synów, 3,5 roku i rok, był na tacierzyńskim przy pierwszym dziecku): – Czyj to był pomysł? Dokładnie nie pamiętam, my z żoną dużo rozmawiamy o sposobach organizacji naszego rodzinnego życia. A w mojej firmie gość z zarządu wziął półroczny urlop na dziecko, więc wiedziałem, że jest na to przyzwolenie.
Michał (tata 3,5-rocznej Ani i 1,5-rocznego Leona, korzystał z urlopu przy obydwojgu) zaczął rozważać tę opcję dzięki pracodawcy. Jego firma, duża amerykańska korporacja, wprowadziła benefit: do istniejącego dwutygodniowego ojcowskiego dorzucili sześć tygodni płatnego urlopu dla ojców na zachętę. W jego przypadku podziałało.
Tata na urlopie… w oczach pracodawcy
Według raportu „Praca a dom” bariery kulturowe sprawiają, że aż 2/3 mężczyzn spodziewa się nieprzychylnej reakcji przełożonego na ich decyzję o dłuższym pozostaniu z dzieckiem. Czy to uzasadniony strach – trudno powiedzieć. W każdym razie nie wszyscy ojcowie mają złe doświadczenia z pracodawcami.
– Za pierwszym razem czułem, że te trzy miesiące to długo – trochę dziwnie tyle nie być w pracy. Ale przy drugim dziecku, mimo że nie było mnie dwa razy tyle, bo pół roku, chętnie bym to jeszcze przedłużył – śmieje się Michał. Jego firma naprawdę pomaga ojcom odciąć się w czasie urlopu od służbowej rzeczywistości. – Mogłem oddać obowiązki osobie, która przejęła moje stanowisko, i przyjść na zupełnie nowe. Dzięki temu nie było w ogóle stresu związanego z zastępstwem.
Antonio, który pracuje w dużej, częściowo państwowej firmie, mówi, że jest to już utarty zwyczaj i nikt się nie dziwi ojcu, który znika na kilka miesięcy. – Z pewnością łatwiej było wrócić, bo był środek pandemii i wszystko funkcjonowało w innym trybie. Chociaż jak to po urlopie i to bardzo długim – trzeba było na nowo przyzwyczaić się do biurowej rzeczywistości…
Tomek po tacierzyńskim nie wrócił już do swojej firmy i dziś jest zdania, że był to punkt zwrotny w jego życiu.
– Taki urlop to genialna okazja, żeby zrobić sobie zawodowy rachunek sumienia. Bo to nie bezrobocie, masz gdzie wracać, a przy maluchu można nareszcie zmęczyć się bardziej fizycznie niż psychicznie. Dla mnie to był już ostatni moment – czułem coraz większe wypalenie zawodowe i wybierałem się do psychiatry. Myślę, że dopiero po ponad miesiącu długich spacerów z Leonem – nieraz dziennie robiliśmy po piętnaście tysięcy kroków – poczułem, że mentalnie wychodzę z szarości do fajnego kolorytu. Dla mnie wynik tego rachunku okazał się jasny: w tej firmie za bardzo się spalam, to nie jest kierunek dla mnie. Przestałem na chwilę biec w kołowrotku i dzięki temu znalazłem siłę, żeby odejść z tamtej firmy, a moja rodzina na tym skorzystała.
Nie nakarmi piersią. A poza tym?
Z pewnością wielu ojców boi się, że nie poradzi sobie z małym dzieckiem. W końcu do niedawna nikomu nawet nie przyszłoby do głowy, że to tata może opiekować się maluchem przez dłuższy czas.
– Czy miałem obawy, że nie jestem mamą? – zastanawia się Michał. – Może i bym miał, ale to był czas pandemii i zaczęły się lockdowny, więc żona była w domu.
Antonio nie miał strachu przed zostaniem samemu z dziećmi. - Choć przyznaję, że dawanie butelki dwóm głodnym córkom naraz bywało wyzwaniem…
– Na szczęście dziecko było zdrowe, prosiliśmy o wersję dla początkujących i chyba taka się trafiła – śmieje się Tomek. – Ja to wspominam jako świetny urlop, ale przyznaję, że nocki bardziej obsługiwała wtedy żona, jednak w tym wieku karmienie i bliskość z mamą jest dla dziecka bardzo ważne.
Tomek, zapytany o motywację do podjęcia takiej decyzji, nie ma wątpliwości, że chodzi o ogólne podejście mężczyzny do wychowania i bycia z dzieckiem. – Jak słyszę ojców, którzy twierdzą, że nic nie umieją zrobić przy dziecku, myślę: „Nieźle to sobie poukładałeś, cwaniaku”. Prócz karmienia piersią naprawdę nie ma nic, czego nie może zrobić przy dziecku ojciec.
Wszyscy ojcowie podkreślają, że te kilka miesięcy intensywnego czasu sam na sam z maluchem wzmocniło ich więź i pogłębiło relację. – Na pewno ten wspólny czas sam na sam miał fundamentalny wpływ na naszą więź. Wiem, że to będzie procentować w przyszłych latach – zapewnia Michał. A Tomek ostrzega: – Jeśli ktoś ma taką możliwość i ze świadomością się od niej miga, to mu współczuję, bo już tego nie nadrobi.
Na decyzji o urlopie tacierzyńskim może zyskać nie tylko więź ojca z dzieckiem, ale także relacja rodziców. To chyba jedyna okazja, że mężczyzna może przez dłuższy czas odczuwać na własnej skórze, jak wygląda rzeczywistość wielu matek.
– Można wejść w buty kobiety – potwierdza Tomek. – Zazwyczaj facet wraca z pracy i widzi dziecko wieczorem: może je wykąpie, a może nie zdąży i na tym się kończy wspólne spędzanie czasu. Poza tym często przychodzi i widzi, że żona nic nie zrobiła przez cały dzień… Można to sobie trochę zweryfikować, bo są takie dni, że dziecko nie zejdzie nam z rąk. Po prostu nabiera się pokory i zrozumienia.
Warto!
Wnioski są proste: nie ma co się wahać, warto zaryzykować i posmakować, jak to jest być z dzieckiem w domu na dłużej i samemu.
– Czwartego dziecka na ten moment nie planujemy, ale w teorii na pewno bym to doświadczenie powtórzył – śmieje się Antonio.
Tomek mówi, że dzieli się tym doświadczeniem ze znajomymi, a nawet nieznajomymi, ale nie wie, czy udało mu się kogoś zachęcić. – A jeśli ktoś się boi, że jego przełożony będzie na niego krzywo patrzeć, to i tak powinien szukać nowego…
Źródła: A. Kiełczewska, P. Kukołowicz, A. Wincewicz (2022), Praca a dom. Wyzwania dla rodziców i ich konsekwencje, Polski Instytut Ekonomiczny, Warszawa.