Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Z o. Pawłem Mazanką, redemptorystą, wykładowcą filozofii i metafizyki, profesorem UKSW, rozmawia Jarosław Kumor.
Zakonnik na ślubie cywilnym
Jak to się stało, że znalazł się ojciec na ślubie cywilnym i to jeszcze w USA?
O. Paweł Mazanka CSsR: Studiowałem w Nowym Jorku na Fordham University. Zostałem zaproszony do Arizony, a więc na drugi koniec Stanów Zjednoczonych, na ślub znajomej Polki. Wybrałem się, będąc przekonanym, że będzie to ślub kościelny, bo ona jest katoliczką.
Dowiedziałem się na miejscu, że będzie to ślub cywilny. Bardzo się tym zdziwiłem. W tamtym momencie była to dla mnie trudna sytuacja, ale poszedłem na tę ceremonię. Z perspektywy czasu widzę to nieco mniej kontrowersyjnie. Pan młody był buddystą i to bardzo mało praktykującym. Oni po dwóch latach się rozeszli. Nie mieli dzieci. Obecnie moja znajoma ma męża, ślub katolicki i troje dzieci.
Był ojciec ubrany w strój osoby duchownej?
Byłem ubrany – jak to się mówi – na krótko, czyli bez sutanny, ale pod koloratką.
Obecność księdza wzbudziła jakieś zakłopotanie wśród uczestników?
W warunkach amerykańskich, zwłaszcza na zachodnim wybrzeżu, gdzie jest mnogość wyznań, nie wzbudziło to jakiejś szczególnej reakcji. Atmosfera była serdeczna.
Używajmy rozumu!
Czy prawo kościelne zakazuje obecności księdza na ślubie cywilnym?
W Kodeksie prawa kanonicznego nie ma nic na ten temat. Prawodawca kościelny nie dał tu wytycznych.
Czyli sprawa nie jest rozstrzygnięta. Jakie inne kryteria powinno się więc zastosować?
Św. Tomasz z Akwinu powiedział, że jesteśmy ludźmi przede wszystkim dzięki rozumowi. Spróbujmy więc bez zbytnich emocji skierować na tę kwestię światło rozumu. Ślub kościelny to zaproszenie Pana Boga do nowo powstającego małżeństwa. To naturalne, że chrześcijanie proszą Pana Boga o błogosławieństwo i udają się do kościoła, by złożyć przysięgę małżeńską.
Jeżeli ktoś nie korzysta z tego daru, sakramentu, a deklaruje się jednocześnie jako katolik, to w pewien sposób odwraca się od Pana Boga. Z jednej strony jest nadal członkiem Kościoła, a z drugiej – biorąc tylko ślub cywilny – wchodzi najczęściej w sytuację życia w stanie grzechu, bez możliwości otrzymania rozgrzeszenia, a więc bez możliwości przyjmowania Komunii Świętej. Jest to poważna niespójność.
Jeżeli mam do czynienia z taką postawą, to jako ksiądz – ale uważam, że dotyczy to również katolików świeckich – nie powinienem się pod tym podpisywać, tzn. przyjść na ceremonię i na końcu życzyć „szczęścia (!) na nowej drodze życia”. Czyż możliwe jest prawdziwe szczęście bez Boga? Tym bardziej, jeżeli taki ślub jest następstwem rozbicia czyjejś rodziny, a tak się przecież często zdarza.
Trudne doświadczenie
Ojciec jednak był na ślubie cywilnym znajomej katoliczki. Rozumiem, że pojechał tam ojciec w nieświadomości, ale w świetle tego, co ojciec powiedział, czy nie powinno się to mimo wszystko skończyć odmową wzięcia udziału?
Każdy przypadek jest inny. Tutaj pan młody był niepraktykującym buddystą. Gdybym wiedział wcześniej, że będzie taki ślub, raczej bym nie przyleciał na tę ceremonię. Będąc już na miejscu i znając konkretną sytuację (pani młoda przeszła przez dom dziecka, nie zna swoich naturalnych rodziców), postanowiłem nie robić zamieszania. To byłoby wyjątkowo trudne dla niej i dla jej przybranej rodziny.
Jak się ojciec czuł podczas ceremonii?
Było mi zwyczajnie smutno. Ale tej sprawy tak nie zostawiłem. Księga Syracha mówi, że trzeba znaleźć odpowiedni czas do napominania. Dwa dni po ceremonii, gdy mąż pojechał do pracy, my wybraliśmy się na spacer. Pamiętam – była to pustynia w Arizonie.
I tam zapytałem ją najłagodniej jak tylko potrafiłem: Dlaczego nie wzięłaś ślubu w kościele? Przecież on mógłby stać obok ciebie jako niewierzący. Ta rozmowa nie była dla nas łatwa. W jej oczach pojawiły się łzy. Powiedziałem na koniec, że jest wyjście z tej sytuacji – może nadal zawrzeć ślub w Kościele, już bez dużego przyjęcia weselnego. Chrystus nigdy nie zostawi człowieka bez pomocy. Poprosiłem, by to przemyślała i porozmawiała ze swoim księdzem proboszczem.
To nie sprawiło, że zerwała lub ograniczyła z ojcem kontakt?
Nie. Starałem się z miłością przekazać jej tę trudną prawdę. Każdy człowiek popełnia błędy. Poza tym modliłem się za nią i nadal to robię. Tak jak wspomniałem, ten cywilny związek się rozpadł. Na szczęście nie mieli dzieci. Po pewnym czasie zawarła z katolikiem ślub w Kościele, mają obecnie trzech pięknych chłopców. Nawet odwiedzili mnie w Warszawie.
Jako katolik jestem świadectwem
Czyli kluczem jest sposób przekazania swojej decyzji.
Okazywanie miłości bliźniego obowiązuje nas w każdym przypadku. Również wobec osób, które błądzą, co powoduje u nas czasami emocjonalne reakcje.
Powody takich decyzji mogą być różne. Niektórzy, jak moja znajoma, mogą nie być do końca świadomi tego, co robią, bo akurat żyją w takim, a nie innym kontekście kulturowym. Inni mogą być zgorszeni postawą księdza czy w ogóle Kościołem.
Można się na takie rzeczy zżymać, odcinać się od takich osób. Myślę jednak, że Pan Jezus nie tego od nas oczekuje. On przecież „jadał z celnikami i grzesznikami”. W omawianej przez nas kwestii bardzo dużo zależy od spokojnej rozmowy, delikatności, podejścia z miłością i wytłumaczenia konsekwencji decyzji o rezygnacji ze ślubu kościelnego. A te konsekwencje będą również dotyczyły ich dzieci.
Podam przykład: mój znajomy ksiądz został zaproszony przez kolegę (katolika) na ślub kościelny. W międzyczasie okazało się, że nastąpiła zmiana. Młodzi z nieznanych mu powodów postanowili, że będzie to jednak tylko ślub cywilny. Ksiądz przeprosił, odmówił przyjścia i bez potępiającego tonu, z miłością wytłumaczył, że nie jest w stanie tego zaakceptować, bo jest to po prostu niezgodne z tym, czym żyje. Podoba mi się to stwierdzenie: „Nie mogę przyjść, bo to się sprzeciwia temu, czym żyję”.
Potępiamy więc czyjeś zachowanie, grzech, ale nie człowieka, który go popełnia.
Jak pisze C. S. Lewis, my tę zasadę dobrze umiemy stosować do siebie samych, gdy upadamy, natomiast bardzo trudno nam stosować ją do innych. Jako katolicy mamy świadczyć o Bożej miłości.
Czasami mam wrażenie, że chcielibyśmy widzieć Boga jako kogoś, kto nie kocha osób decydujących się na ślub cywilny czy powtórny związek. A przecież znamy przypowieść o zagubionej owcy, której Jezus wytrwale szuka. To wcale nie oznacza, że trzeba takie osoby wybielać.
Inna sprawa, że decyzja o ślubie cywilnym może dotyczyć kogoś z naszej najbliższej rodziny, kto uważa się za katolika. Co wtedy robić?
Trzeba się wtedy dobrze zastanowić, jakie wyjście będzie lepsze. Warto zawsze się kogoś poradzić, na przykład swojego spowiednika. Ważny jest przecież cały kontekst danego wydarzenia, a w tym nasza osobista relacja z człowiekiem, który na taką uroczystość zaprasza.
Ślub cywilny osób niewierzących
Mam nadzieję, że wyjaśniliśmy sytuację, gdy na ślub cywilny zaprasza osoba deklarująca się jako katolik. Dopełniając, powiedzmy jeszcze o sytuacji, gdy takie zaproszenie otrzymałby ksiądz od osoby niewierzącej?
Tu również stosujemy zasadę rozważenia konkretnej, danej „tu i teraz” sytuacji. Znów posłużę się przykładem. W pewnej warszawskiej parafii mieszka kilku Wietnamczyków. Nie są katolikami. Jeden z nich jest dobrym lekarzem, leczy również i księży, a z jednym z nich nawet się zaprzyjaźnił. I on właśnie zaprasza tego księdza na swój niekatolicki ślub z Wietnamką.
Co wtedy robię? Idę na taki ślub, ale bez stroju duchownego, tylko prywatnie, jako ich przyjaciel. Nie chodzi tu o to, że się ukrywam jak ksiądz, ale po prostu o to, że nie występuję tam urzędowo, z ramienia Kościoła, tylko jako przyjaciel rodziny. Nie widzę w tym nic złego. Idę „po cywilu”, aby nie budzić niepotrzebnych wątpliwości czy pytań wśród uczestników ceremonii.
Oczywiście przeżywałbym taką uroczystość z większą radością, gdyby to był ślub katolicki. Poczekajmy, może kiedyś będzie sposobny czas i powiem im o Chrystusie. Myślę, że podobnie jest w innym przypadku, gdy ślub biorą osoby niewierzące, a które są na tyle blisko z księdzem czy świeckim katolikiem, że zapraszają go taką uroczystość. Nie widzę problemu, żeby wziąć w niej udział.
Mój ulubiony święty, doktor Kościoła, myśliciel okresu renesansu, św. Franciszek Salezy mawiał, że więcej pszczół złapie się na kroplę miodu niż na beczkę octu.