Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Danuta Błażejczyk to znakomita wokalistka, która zadebiutowała na opolskim festiwalu piosenką Taki cud i miód. Od ponad 40 lat szczęśliwa żona, ale również mama i babcia Wincentego. Przyjaźniła się z Danutą Rinn, i to na jej cześć organizuje co roku festiwal. Jest założycielką Fundacji Apetyt na Kulturę, która pomaga młodym artystom.
Anna Gębalska-Berekets: Janis Joplin zrujnowała pani karierę jako filologa rosyjskiego.
Danuta Błażejczyk: Kiedy usłyszałam ją pierwszy raz, byłam na filologii rosyjskiej. W planach miałam archeologię, potem pedagogikę kulturalno-oświatową. Niestety pierwszy rok wydziału kulturalnego zlikwidowano. Chciałam poczekać i zdawać ponownie na ten kierunek. Mama stanowczo zaprotestowała. "Kochana, jak ty poczujesz smak pieniądza, to ciężko ci będzie wrócić na studia", przekonywała. Wymyśliłyśmy filologię rosyjską. Dostałam się bez punktów za pochodzenie. Po prostu umiałam. W międzyczasie, już na 3 roku, usłyszałam w radiu Summertime Joplin. Tak namieszała w moim życiu, że myślałam tylko o muzyce i o tym, aby ze śpiewaniem związać przyszłość. Przerwałam studia.
Była też biblioteka miejska, którą zamieniła pani na chórek Maryli Rodowicz.
Mama powiedziała: "Przerwałaś studia i nic nie będziesz robiła?". Zatrudniłam się jako bibliotekarka. Pracowałam około czterech lat. W tym czasie jeździliśmy z mężem na festiwale. Po jednym z nich dostałam propozycję, by zaśpiewać w chórku Rodowicz.
Dom pełen aniołków, obrazek "Jezu, ufam Tobie" i modlitwa do anioła stróża
"Nie wyobrażam sobie życia bez koncertów i śpiewania, ale wiem, że gdyby taki wariant nastąpił, to Pan Bóg coś wymyśli i dam radę". Czuje pani wsparcie z góry?
Tak, codziennie!
Wcześniej kłóciła się pani z Bogiem, a jak jest teraz?
Teraz się już nie kłócę, choć nie zgadzam się ze wszystkim, co dzieje się w moim życiu. Częściej się za to modlę i dziękuję za to, co mam.
Wierzy pani w anioły, a w portfelu nosi obrazek z Jezusem Miłosiernym.
Obrazek "Jezu, ufam Tobie" dostałam od koleżanki. Ufam, że to, co nas spotyka, jest tym, co najlepsze. "Wiem, nic mi nie obiecywałeś, nie łudziłeś, że mi będzie jak za piecem, jednak proszę pomyśl o mnie czasem. I choć czasem miej mnie w swej opiece" – takie są moje rozmowy z Bogiem, piękne rozmowy... A aniołki? One przychodziły do mnie wraz z ludźmi. Mam aniołka, którego lepiła śp. Krysia Sienkiewicz, są też takie, które w kieszonkach mają po grosiku. Dużo ich mam, całe niebo w domu (śmiech).
Prosi pani o wsparcie anioły?
Najczęściej o pomoc proszę archaniołów i mojego anioła stróża.
Pani serce bije mocniej na Żytniej. Brała pani udział w festynie "Żytnią do nieba" z okazji rocznicy urodzin św. Faustyny Kowalskiej....
Tak, brałam udział w festynie i jestem za to bardzo wdzięczna.
Danuta Błażejczyk: "Najważniejsza jest miłość do Boga i ludzi"
W piosence Cud i miód radzi pani, co zrobić, jak w życiu jest średnio i szaro.
Najważniejsza jest miłość do Boga i ludzi. Zresztą wybory serca, przepełnione miłością, zawsze są najcenniejsze. Bez miłości nic się nie dzieje. I nie dotyczą one jedynie życia, ale pasji. Jeśli mam podjąć decyzję, a czuję poruszenie w sercu, to wiem, że dokonam właściwej oceny.
Miłość jest najważniejsza?
Z mężem wspieramy się, mamy do siebie zaufanie. Andrzej zawsze mnie motywuje do działania. Ja jego. Pracujemy razem i poza miłością przyjaźnimy się.
W waszym związku muzyka jest nieodłącznym elementem. To pomaga czy przeszkadza w budowaniu relacji?
Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej i bym była żoną księgowego (śmiech). Muzyka jest czymś, co nas łączy, o nią najczęściej się spieramy. Scena jest ważna 24 godziny na dobę, to nasza pasja i miłość.
"Jestem szczęśliwa, że wierzę"
Wiara jest ważna w pani życiu?
Jestem szczęśliwa, że wierzę. Ufam, że Pan Bóg w swoich planach stworzył nas na swój obraz i podobieństwo i chciał dla nas jak najlepiej.
"Człowiek jest tylko człowiekiem, dlatego warto prosić w życiu o pomoc siłę wyższą". Codziennie pani prosi o wsparcie z niebios?
Tak! Rozmawiam z Bogiem i tak sobie myślę, że i On musi być szczęśliwy kiedy mówię mu o tym, co mam w sercu. Modlę się też anioła stróża – to podstawa!
Rodzina i przyjaciele sprawiają, że czuje się pani potrzebna?
Jestem szczęśliwa, że mam życzliwe osoby wokół siebie. Mam przyjaciół, do których zawsze mogę zwrócić się o pomoc, zadzwonić nawet w nocy! Wiem, że mnie wysłuchają.
Festiwal Danuty Rinn i koncerty na oddziale onkologicznym
Odpowiada pani za organizację Ogólnopolskiego Festiwalu poświęconego Danucie Rinn. Przyjaźniłyście się.
Z Danusią poznałam się w latach ’80. Była niezwykłą osobą, prywatnie i zawodowo. Gdy byliśmy z mężem w trudnej sytuacji, Danusia oddała nam do dyspozycji swoje mieszkanie. Wyjeżdżała do Stanów w trasę. Mieszkaliśmy u niej prawie rok. Od tamtej pory poczuliśmy, jak byśmy byli rodziną. Była wspaniałą artystką, z niesamowitym poczuciem humoru. Bardzo nas wspierała. Długo nosiłam się z pomysłem zorganizowania festiwalu. Włodek Korcz powiedział: „Nad czym się zastanawiasz? Jeśli masz coś zrobić dla innych, pomyśl o Danusi. Znałaś ją, spałaś w jej łóżku, bliski jest ci swing, tak samo jak jej”.
Co to za inicjatywa?
Festiwal jest przeznaczony dla młodzieży w wieku od 12 do lat 35. Artyści śpiewają piosenki z repertuaru Danusi. Staramy się, by do wykonań dołączyć piosenki artystów, którzy w danej chwili obchodzą jubileusz i aktywnie działają na rzecz kultury polskiej. Taką osobą na festiwalu był Andrzej Rybiński, obchodził 50-lecie pracy artystycznej. W ubiegłym roku także ja, Danuta Błażejczyk, świętowałam swoje 35-lecie. W tym roku artyści, poza piosenkami Danusi, śpiewają utwory Marka Gaszyńskiego. Napisał wiele pięknych tekstów, np. Gdzie się podziały tamte prywatki. 27 listopada odbyła się gala i koncert finałowy.
Apetyt na kulturę
Jest pani założycielką Fundacji Apetyt na kulturę, pomaga pani młodym artystom, bierze udział w akcjach charytatywnych, prowadzi projekty dla dzieci i młodzieży.
Kiedyś do mnie ktoś wyciągnął pomocną dłoń. Czuję obowiązek moralny, by wspierać innych. Wiem, że jeśli im pomogę, a oni pójdą tą drogą, pociągną za sobą innych. Jest masa utalentowanych młodych ludzi, którzy dzięki różnym przedsięwzięciom mają szansę wyjść z cienia i wziąć udział w ciekawym projekcie. Później doceniają to, że ktoś im poświęcił czas, są odpowiedzialnymi ludźmi.
Pomagała też pani dzieciom chorującym na raka, śpiewała na oddziałach onkologicznych.
Inicjatorką tych koncertów była Grażynka Kowalska. Niestety już nie żyje. Zmarła na raka. To były wyjątkowe spotkania, nie tylko dla ludzi zdrowych, ale i pacjentów onkologicznych. Współpracowało z nami Radio Warszawa. Po śmierci Grażynki wszystko się rozsypało.
Jakie ma pani plany?
Ledwo starcza mi czasu na wszystko (śmiech). Planów jest sporo, ale są one uzależnione od tego, co nam przyniesie przyszłość. Pandemia spowalnia ich realizację.