Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Viola Brzezińska to piosenkarka, kompozytorka, autorka tekstów. W 1995 wystąpiła w „Szansie na sukces”. Zdobyła pierwsze miejsce. Zwycięstwo w programie zagwarantowało jej udział w koncercie „Debiuty” na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Wróciła z niego z nagrodą główną im. Anny Jantar.
Na muzycznej scenie występowała m.in. u boku Paddy’ego Kelly'ego, Chrisa de Burgh, Violetty Villas, Krzysztofa Krawczyka i Edyty Geppert. Współpracowała z Jackiem Cyganem, Piotrem Rubikiem, rodziną Pospieszalskich i Robertem Jansonem. Na koncie ma kilkadziesiąt płyt, w tym cztery solowe, m.in. Przystań, A2, Opowieści z Mądrej Księgi”, Classical. Obecnie pracuje nad kolejną. Szczęśliwa żona i matka.
O współpracy z Elżbietą Zapendowską
Zdarza się, że Pan Bóg stawia na naszej drodze ludzi, których wiara w nas, w nasz talent, możliwości powoduje, że stajemy się silniejsi wewnętrznie, uważniej wsłuchujemy się w siebie, odważniej realizujemy marzenia. W pani życiu jedną z takich osób jest Elżbieta Zapendowska, prawda?
Viola Brzezińska: Tak, wiele jej zawdzięczam. Gdy miałam siedemnaście lat, trafiłam do pani Eli na zajęcia z emisji głosu, które odbywały się w studiu przy warszawskim Teatrze Buffo, dojeżdżałam na nie z rodzinnego Giżycka. Pewnego razu powiedziała: „Viola, zdaj maturę i przyjedź do Warszawy, obiecuję, że ci pomogę”. Była tą osobą, która uwierzyła we mnie od samego początku.
Gdy po wspomnianej maturze przyjechałam do stolicy, czułam się zagubiona, miałam tu tylko jedną koleżankę. Pani Ela pomogła mi znaleźć mieszkanie, powiedziała o szkole muzycznej na Bednarskiej [Zespół Państwowych Szkół Muzycznych im. Fryderyka Chopina w Warszawie – przyp. red.], poznała mnie z Jackiem Cyganem, Januszem Józefowiczem, Janem Stokłosą i innymi osobami z branży muzycznej. Przez trzy lata, nieodpłatnie, zupełnie bezinteresownie, udzielała mi lekcji emisji głosu, często w swoim prywatnym mieszkaniu.
Viola Brzezińska o castingu do Ich Troje
W 1995 wygrała pani „Szansę na sukces”, śpiewając piosenkę Jeszcze się tam żagiel bieli z repertuaru Alicji Majewskiej. Kilka lat później otrzymała propozycję, by zostać wokalistką zespołu „Ich Troje”. Co zdecydowało o tym, że tej oferty pani nie przyjęła?
Nie czułam tego, po prostu. Zostałam zaproszona na casting, który był owiany tajemnicą. Nie wiedziałam wtedy, że chodzi o zespół Ich Troje.
Kto panią na ten casting zaprosił?
Maciej Durczak, ówczesny manager zespołu Ich Troje. Zadzwonił i powiedział, że kontakt do mnie dała mu pani Ela Skrętkowska, reżyser „Szansy na sukces”. W tym dniu miałam wystąpić w dwóch przedstawieniach na deskach Teatru Buffo, ale ponieważ casting odbywał się blisko mojego miejsca zamieszkania, zdecydowałam, że wezmę w nim udział. Na miejscu była spora konkurencja.
Zaśpiewałam dwie piosenki. Moje wykonanie spodobało się. Zostałam zaproszona do reżyserki, gdzie znajdowali się członkowie zespołu Ich Troje. Pamiętam, że dziewczyna, która pracowała przy tym castingu, była bardzo zaskoczona, gdy powiedziałam, że nie jestem zainteresowana współpracą. Wydało jej się to wręcz nieprawdopodobne.
„Pan Bóg pragnie wyłącznie mojego szczęścia”
Wiara ma wpływ na pani decyzje zawodowe?
Oczywiście. I nie tylko zawodowe. Wierzę, że Pan Bóg pragnie wyłącznie mojego szczęścia, przekonałam się o tym wielokrotnie. Dlatego nawet jeśli wydaje mi się, że lepiej niż On wiem, co jest dla mnie najlepsze, to staram się szukać Jego woli, nie swojej. Wolę ufać Komuś, kto zna mnie i moją przyszłość. Po co się szarpać?
Czy relacja z Bogiem przekłada się na to, jak czuje się pani sama ze sobą?
Jak najbardziej. Jeżeli człowiek pracuje nad swoim życiem wewnętrznym, duchowością, nad relacją z Panem Bogiem, to staje się bardziej zintegrowany, spokojny. Zbliża się do samego siebie. Gdy jako młoda, niespełna dziewiętnastoletnia dziewczyna przyjechałam z Giżycka do Warszawy, nie czułam, że jestem blisko siebie. Byłam raczej niedojrzała emocjonalnie.
Na przykład wydawało mi się, że w życiu najważniejsza jest muzyka, to, jak postrzegają mnie inni ludzie, co na mój temat myślą, co mówią, czy mnie akceptują itp. Potrzebowałam czasu, by zrozumieć, że nie tędy droga. Owszem, muzyka jest ważna, ale nie jest najważniejsza. Z kolei na to, jak jesteśmy postrzegani przez innych, wpływ mają często emocje, przychylność ludzka potrafi być chwiejna jak chorągiewka... Dlatego w pewnym momencie poczułam i zrozumiałam, że nikt poza Panem Bogiem nie da mi tego, czego w głębi serca potrzebuję i szukam.
„Tym, co mnie uzdrowiło, była Chrystoterapia”
Przez wiele lat chodziła pani na terapię, by przepracować m.in. trudne tematy z okresu dzieciństwa. To był ważny dla pani czas, potrzebny?
Tak, bardzo ważny. Gdy miałam czternaście lat, zmarł mój tata. Zginął w wypadku w wieku zaledwie 39 lat. To było bolesne doświadczenie. Bardzo go kochałam, chociaż potrzebowałam mu wybaczyć jego duchową, i często też fizyczną, nieobecność w moim życiu. Był uzależniony od alkoholu. Miał w sobie dużo miłości i okazywał ją, kiedy był trzeźwy, ale takich chwil nie było zbyt wiele.
Terapia pomogła mi pewne rzeczy ponazywać, zrozumieć, dlaczego reaguję na coś w taki, a nie inny sposób i co z tym zrobić. Natomiast tym, co mnie wewnętrznie uzdrowiło, była Chrystoterapia (tak to nazywam), czyli modlitwa, w tym częsta adoracja Najświętszego Sakramentu, korzystanie z sakramentów świętych, udział w Eucharystii, rekolekcje.
Viola Brzezińska: Upodobałam sobie modlitwę różańcową
Ma pani ulubioną modlitwę, którą zwraca się do Pana Boga po wiarę, nadzieję i miłość?
Jest ich kilka, jednak najbardziej upodobałam sobie modlitwę różańcową.
Z czego czerpie pani w życiu największą radość?
Źródłem największej radości są dla mnie rodzina oraz poczucie wewnętrznej harmonii.
Zadałam pani kilka pytań. A na jakie pytania pani szuka odpowiedzi w życiu?
Mam ich trochę. Jednak takim najczęściej przewijającym się na różnych etapach mojego życia jest pytanie, jak będzie wyglądało życie moje i moich najbliższych po śmierci. Obietnica nieba jest tak cudowna i daje tyle nadziei, że nieraz pomogła mi przetrwać trudne chwile i, tak po ludzku, nie załamać się.