Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
„Gośka, ja po urlopie, po pierwszych trzech godzinach pracy w klinice, byłem już urlaubfertig, gotowy na kolejny urlop”. Tymi słowami uspokoił mnie dobry kolega, Wojtek, mieszkający wraz z żoną Anią pod Erfurtem (wpadliśmy do nich znienacka na kawę po drodze z wakacji). Dałam mu znać po powrocie, że z mężem nie wiemy, jak się nazywamy ze zmęczenia. Dobrze było usłyszeć, że inni mają podobnie. I że jako ludzie nie jesteśmy stworzeni do nieludzkich ciśnień i tęsknimy za życiem bez zadyszki.
To coś ważnego na progu września: pamiętać, że nie jesteśmy maszynami. Zaczyna się taki czas, gdy wielu z nas przeżywać będzie jakąś formę adaptacji. Dzieci wracają do szkół albo po raz pierwszy pójdą do przedszkola, podstawówki czy liceum. Dorośli po wakacyjnym rozluźnieniu w wielu profesjach wrócą do zaczętych projektów albo będą się mierzyć z nowymi wyzwaniami. Wszyscy poczujemy, że słońce nie zachodzi już po 21.00, ale coraz wcześniej. Ranek raczej nas już nie rozgrzeje. Zrobi się szarzej. Bardziej monotonnie. Powiedzmy otwarcie: trudniej.
Wiedzieć, że będzie trudno
Pierwsza rzecz, która może nas wspierać, to wiedza o tym. Gdy zdajemy sobie sprawę, że będzie nam trudniej, możemy zrobić w głowie aktualizację oczekiwań od siebie. By nie być jak ja po powrocie z wycieczki do Wenecji, gdy nasz gospodarz na mój widok wykrzyknął: „To było chyba bardzo męczące!”. Odkrzyknęłam bełkotliwie, że jestem przeszczęśliwa. Może myślałabym, że teraz mogę dla wszystkich usmażyć naleśniki i zrobić sałatkę – gdyby nie to jego zdanie, sygnalizujące, że widać po mnie wyczerpanie, z którego i ja zdałam sobie w końcu sprawę. A jeśli macie podobnie i bywacie jak żołnierz w marszu, który nie wie, że właśnie został postrzelony w kolano, więc idzie dalej – to uświadamianie sobie własnego obciążenia może być i dla was zbawienne.
To, że mamy więcej na głowie, nie zachęca, by się „bardziej postarać” (chyba że mamy na myśli takie zaplanowanie rzeczywistości, by nam było lżej) i jeszcze później chodzić spać albo pić więcej kawy, lecz oznacza, że potrzebujemy traktować siebie samych i ludzi wokół nas życzliwiej. Delikatniej i bardziej troskliwie. Po to, by adaptacja wrześniowa nie przypominała kampanii wrześniowej z przysypianiem z głową na karabinie, wykrwawianiem się i strzelaniem do wszystkiego, co się wokół nas rusza. Wojenne metody sprawdzają się w stanie wojny, ale w codziennym życiu i na dłuższą metę – rozwalą nam życie.
Uznać, że nie możemy wszystkiego
Do tego potrzeba uznać, że nie jesteśmy wszechmogący. Dysponujemy ograniczoną ilością zasobów, które się wyczerpują i wymagają odnowy. Może więc nadchodzi czas redukowania list zadań i odpuszczania tego, co mniej ważne, w zamian za dodatkową drzemkę, by ciało nadążyło za zmianą rytmu dnia. Ono jako pierwsze opowie nam, co słychać w naszym baku. Jeśli to z nim będziemy konsultować ilość spraw, jakie chcemy wziąć na siebie, mniejsze będzie ryzyko wypalenia.
Być wsparciem dla siebie nawzajem
I jeszcze druga, ogromnie ważna rzecz: możemy stawać się dla siebie nawzajem wsparciem. Dla dzieci, które przeżywają rozstania, spotkania z nowymi klasami, powroty do obowiązków i wielu wyzwań, nieraz bardzo trudnych. Które muszą zdążać, pamiętać, wychodzić na czas. Warto, byśmy jako dorośli umieli sami zwolnić. Zdejmować presję robienia wszystkiego szybko i wszystkiego na raz. Adaptacja to proces, który nie lubi pośpiechu, poganiania, krzyku i wyrzutów: ani wyrzutów sumienia, ani tych wobec bliskich wokół. Bo kiedy jest nam źle, wyrzuty sprawiają, że robi się jeszcze trudniej.
Pomóc może za to bliskość. W niej nie tyle chodzi o szybkie rozwiązania, co o obecność. Cierpliwe bycie razem z trudnymi uczuciami. Empatię, współodczuwanie, proponowanie pomocy, jeśli drugi człowiek zgłasza na nią zapotrzebowanie. Robienie razem rzeczy, które ładują akumulatory, przy jednoczesnym dawaniu przestrzeni na bycie samemu ze sobą.
Zostawiam siebie i was z zachętą, by robić mniej, ale z większym namysłem. Pytać siebie: „Po co mi to?”. Włożyć wrażliwie okulary. Czule brać pod uwagę siebie i ludzi wokół. Łapać piękne chwile i je świętować, by nie umknęły.