Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Na „Rozpala Parafię” z chorym synkiem
Wyjazd na spotkanie był czysto spontaniczny. W zasadzie do teraz nie wiem, jak to się stało, że mąż zgodził się, żebyśmy pojechali. O wszystkie szczegóły, łącznie z dodatkowymi pieniędzmi, które dostaliśmy w tym czasie, zatroszczył się Pan Bóg.
Dominik, nasz najmłodszy syn (13 miesięcy), miał alergię skórną – częściowo wiadomego pochodzenia (po badaniach: uczulenie na mleko, wołowinę, indyka, jajka, migdały), a częściowo niewiadomego (metodą wykluczeń: surowy banan, surowe jabłko, kukurydza, marchew, arbuz – nawet pasteryzowany w musach).
Uporczywy świąd
Minął już tydzień, odkąd byliśmy z nim na „Rozpal Parafię” i wszystkie rany na jego ciele zabliźniają się, a nowe nie powstają. Dodam, że w sobotę tydzień temu byliśmy na izbie przyjęć w szpitalu, bo synek miał problemy z oddychaniem (przeziębienie zmieniło się w zapalenie i widząc jego ciężki oddech, pojechaliśmy do szpitala w przerwie wieczornej konferencji).
Gdy lekarz dyżurny zobaczył jego skórę na rączkach i karku, pokiwał głową i zapytał, czy to AZS, bo synek miał rączki w strupach. Akurat dwa dni wcześniej coś musiał zjeść, co wywołało straszny świąd i wykwity na skórze i podrapał się do krwi.
Czasem wystarczyło, że zjadł płatka kukurydzianego, którego gdzieś znalazł albo kawałek bułeczki mlecznej od starszych dzieci i już musieliśmy go zaklejać plastrami i obcinać paznokcie na zero, bo nieustanne drapał ręce, nogi i buzię.
Wszystko wskazywało, że będzie źle
Lekarz dał mu jakiś nowy steryd miejscowy, którym posmarowałam go tylko raz, w niedzielę rano, i drugi raz wczoraj (piątek) i nadal mam całą tubkę. Tego typu leki już mieliśmy i o ile pomagały doraźnie, to potem zaraz coś nowego wyskakiwało – poprawa była krótkotrwała i tylko w miejscu smarowania, a dokoła pojawiały się nowe zmiany.
W zasadzie spodziewaliśmy się, że w niedzielę na konferencji zacznie się bardziej drapać, ponieważ w drodze do Warszawy starsze dzieci jadły banany i nasz maluch zrobił awanturę, że on też chce, więc dla chwili ciszy w drodze zjadł prawie dwa banany.
Mój mąż nawet zapytał, czy jestem pewna, bo oboje wiedzieliśmy, czym to się skończy. Zazwyczaj po 48 godzinach już były strupy i straszne swędzenie. I jeszcze synek cały czas w piątek i sobotę jadł arbuzy, które były serwowane w kawiarence, a które też lekko go uczulały.
Nawet mąż zaczął uwielbiać
Przez wizytę w szpitalu ominął nas cały panel dyskusyjny i większość modlitwy o Ducha Bożego w sobotę wieczorem. Wróciliśmy od lekarza na około 30 minut końcowego uwielbienia. Nie mieliśmy ze sobą inhalatora i stanęliśmy przed decyzją: zostajemy w Warszawie, czy wracamy do domu w nocy?
Zdecydowaliśmy, że kupujemy inhalator, leki i zostajemy. W niedzielę, ku mojemu zaskoczeniu, czytana była Ewangelia o Jairze – ojcu, który prosi o uzdrowienie swojej córeczki. Po mszy świętej dodatkowo zespół wspólnoty Boży Pokój, bracia, siostry w Chrystusie i my zaczęliśmy spontanicznie uwielbiać Boga, „poświęcając” naszą przerwę. Również mój mąż, który jest sceptycznie nastawiony do charyzmatów i raczej osadzony w „tradycyjnym” podejściu do wiary, zaczął uwielbiać Pana Boga, klaszcząc i podnosząc ręce, czego przez dwa wcześniejsze dni konferencji nie robił.
W przerwie konferencji miała miejsce rozmowa z siostrą w Chrystusie (nie pamiętam jej imienia). Rozmawiałyśmy o alergii Dominika, bo miał widoczne strupy. Usłyszałam, dla pocieszenia, że zazwyczaj około trzeciego roku życia to mija.
Skóra wyładniała
W niedzielę rany zaczęły się zabliźniać i nowe nie powstawały. Buzia wyładniała, rany na rączkach zaczęły się goić. Jeszcze nigdy nie było tak dobrze. Synek przestał się przebudzać na drapanie, a jego drzemki stały się długie i spokojne. W międzyczasie zaczął się trochę drapać i dopadało mnie zwątpienie, ale stanęłam w wierze, widząc, jak jego skóra pięknie wygląda. Nigdy wcześniej tak nie wyglądała, nawet po mocnych sterydach. Przypomniałam sobie konferencyjne nauczania, że to tylko podszepty diabła, który chce, abym nie dała świadectwa i sama w to wszystko zwątpiła.
Dodatkowo usłyszałam w sercu, że to modlitwa mojego męża jako ojca rozpoczęła to uzdrowienie – dokładnie tak jak to było w Ewangelii niedzielnej. To też jest piękne, że akurat ta Ewangelia była w tym czasie.
Minął tydzień
Minął tydzień od konferencji. Synek jadł już surowe jabłka, banany, a nawet mleczną bułeczkę. Rany i strupy nie wróciły. Ma jeszcze przesuszoną skórę na nóżkach i pojawiły się pojedyncze zaczerwienienia oraz niewielkie strupki, bo – jak to dziecko – trochę się drapie, co jest normalną reakcją. W końcu nawet my, dorośli, mając strupki, odczuwamy swędzenie. Wszystko ładnie się ziarni i goi. Widać, że to zwykłe swędzenie, a nie alergiczne.
Ewelina
Świadectwo z konferencji „Rozpal Parafię 2024”, nad którą Aleteia objęła patronat.
Tytuł, lead, śródtytuły pochodzą od redakcji Aletei.