Nie straszna mu przygoda
Maksymilianie, idziesz i idziesz. Cel jasno określony. Skąd pomysł na samotną pielgrzymkę do Santiago de Compostela?
Nic konkretnego się nie stało. Pomysł posunął mi jeden z księży, kilka lat temu, ale wróciło to do mnie w tamtym roku. Kiedy rozmawiałem ze znajomymi, że fajnie byłoby tak pójść, wszystko nagle jakoś zaczęło się układać. W marcu kończył mi się leasing, więc mogłem sprzedać swoje auto. Chciałem odłożyć jeszcze trochę pieniędzy i zacząć realizować swój plan, żeby nie skończyło się jak zwykle – tylko na gadaniu (śmiech).
Teraz, latem, zazwyczaj śpisz w namiocie. Nie boisz się, że ktoś zrobi Ci krzywdę?
To, czego mogę się obawiać, to dzikie zwierzęta, które mogłyby wyczuć jedzenie – chociaż bardzo pilnuję, by tego nie robić. Wychodzę z założenia, że ludzie z natury są raczej dobrzy i nie mają powodów, żeby coś mi zrobić. Nie za bardzo jest mi co ukraść.
Strach jest Ci obcy?
Nie, bo tylko głupi się nie boi, ale strach nie może nas przed niczym powstrzymywać. Jeśli strach nie pozwala nam robić różnych rzeczy, to nie jest on zdrowy.
Gdzie najczęściej się zatrzymujesz? Na ogół są to wioski?
Z reguły tak, chociaż czasem zdarza mi się też zatrzymać gdzieś w lesie. Nocuję też przy różnych wiatach na wioskach, ale na ogół nie jest to centrum.
30 kilometrów dziennie
Jak wyglądało przygotowanie do pielgrzymki, planowanie trasy?
To było proste, z tego względu, że postanowiłem trzymać się wyznaczonego Szlaku św. Jakuba. Założyłem sobie, że chciałbym przejść też przez Polskę, ponieważ aż tak długich tras – miesięcznych czy wielotygodniowych – nigdy nie robiłem. W Polsce miałem do przejścia mniej więcej 1000 kilometrów, dzięki czemu jest mi teraz dużo łatwiej zweryfikować, czego potrzebuję na dalszą drogę. To doświadczenie pomaga też w lepszej organizacji, jak chociażby w tym co muszę zamówić do paczkomatu, co będzie mi na pewno przydatne.
Jak wygląda zwyczajny dzień w trasie?
Staram się robić około 30 kilometrów dziennie. Najczęściej to mi się udaje. Na początku robiłem trochę mniej – około 20 kilometrów. Z dwa, trzy razy zrobiłem koło 17 – raz przez to, że przemokłem, zatrzymałem się domu pielgrzyma, żeby się wysuszyć, a drugi raz, bo po prostu chciałem odpocząć! Zazwyczaj budzę się przed 6.00, i między 17.00 a 19.00 jestem już na miejscu noclegu.
Podczas marszu modlisz się, słuchasz konferencji?
Modlę się, słucham konferencji – wszystkiego po trochę. Zależy to tak naprawdę od dnia. Czasami najdzie mnie na różne przemyślenia, innym razem zaczynam sobie coś nucić i podśpiewywać, a innym razem jest cudowna sceneria, którą podziwiam. Zdarza mi się też do kogoś zadzwonić.
Jak reagują na Ciebie ludzie, których spotykasz podczas pielgrzymki?
Ludzie są pozytywnie nastawieni. Zdarzają się inspirujące spotkania, jak chociażby w drugim dniu mojego pielgrzymowania. Pewien mężczyzna „zgarnął” mnie z drogi i zaprosił na nocleg. Okazało się, że wspólnie z żoną dużo podróżują, więc do późnych godzin wieczornych rozmawialiśmy o tym co podróże wnoszą do naszego życia.
A jaka była reakcja Twoich przyjaciół, znajomych, że wyruszasz na pielgrzymi szlak?
Wspierają mnie i kibicują. Często proponują wsparcie moralne. Niektórzy też chcieliby pozwolić sobie na taką „przygodę”.
Jak to wygląda finansowo?
Tak naprawdę trudno to przewidzieć. Dla mnie największą oszczędnością są noclegi pod namiotem. Nie jadam też w jakichś drogich restauracjach. Wiem, że powinienem dać radę „zamknąć” się w maksymalnie 25 000 zł. Tysiąc euro miesięcznie za granicą to jest wystarczająco na jedzenie i pojedyncze noclegi.
Gdyby ktoś chciał Cię wspomóc, to czy miałby taką możliwość?
Miałby, nie mówię, że nie (śmiech).
„Mam dużo ufności”
Zanim dojdziesz do celu, ile kilometrów zrobisz poza naszym krajem?
920 kilometrów przez Niemcy, ok. 1000 przez Francję, mniej więcej 400 przez Szwajcarię i ok. 900 w Hiszpanii.
Podróż przez Niemcy i Francję może nie nastrajać szczególnie optymistycznie, zwłaszcza w obecnej sytuacji...
Mam dużo ufności w Opatrzność Bożą i w ludzi, których spotykam po drodze. Raczej wszystko się dobrze ułoży, chociaż pewnie będą jakieś trudności. Nic nie jest nie do przeskoczenia, nie do pokonania.