Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Do 12. roku życia Włoszka Giulia Gabrieli była zwykłą dziewczyną. Urodziła się w 1997 roku w Bergamo, jako córka Sary i Antonia. Kilka lat później dołączył do niej brat, Davide. Kochała zabawę, często była nieco rozmarzona, lubiła się stroić, spędzać czas ze swoją najlepszą przyjaciółką Chiarą, podróżować i słuchać muzyki. Ale pewnego dnia wszystko się zmieniło i w jej młodym życiu pojawiła się ogromna ilość cierpienia.
Dzięki notatkom i nagraniom video, jej bogate duchowo świadectwo zostało opublikowane po jej śmierci w książce „Gwiazda na niebie”.
Diagnoza: guz
W sierpniu 2009 r. spędzała z rodziną wakacje nad morzem. Podczas czytania książki zauważyła, że jej ręka bardzo spuchła. Początkowo rodzice myśleli, że coś ją ukąsiło. Opuchlizna powodowała silny ból w nocy, uniemożliwiając sen. Tej samej nocy śnili jej się lekarze mówiący, że ma guza.
Ponieważ jej mama miała w związku z tą sytuacją złe przeczucia, udały się do pediatry, który skierował je na dalsze badania. Kilka dni później przekazano im diagnozę: guz. Lekarze zapewnili ją, że wyzdrowieje, więc Giulia nie rozumiała, dlaczego jej matka tak bardzo się modli. „Tak czy inaczej wyzdrowieję. W czym więc tkwi problem? Nie ma potrzeby odmawiania tych wszystkich modlitw”.
W styczniu 2010 r. guz prawie całkowicie zniknął, a ręka przestała jej puchnąć. Wiedziała, że nie jest jeszcze całkowicie zdrowa i nadal będzie musiała przejść chemioterapię. Było jednak było wystarczająco dużo powodów, by myśleć pozytywnie. Byli przekonani, że udało im się pokonać chorobę, ale potem przyszedł nawrót.
Choroba powraca
We wrześniu 2010 r. rutynowe badanie wykazało, że choroba powróciła w jeszcze agresywniejszej formie. Zgromadzeni lekarze mieli łzy w oczach, kiedy przekazywali jej diagnozę, a ona wstała z łóżka i mocno przytuliła każdego z nich. Kiedy choroba powróciła, zaczęła rozumieć ogromne znaczenie modlitwy. „Muszę modlić się do Pana, aby dał mi łaskę pełnego powrotu do zdrowia po chemioterapii. Muszę się modlić, aby dał mi siłę, żebym dała radę iść naprzód, żebym mogła znosić terapie i je zaakceptować!”
Doskonale poznała swoją chorobę i nauczyła się odróżniać wszystkie leki i ich działanie. Lekarze często żartowali, że jest ich doradczynią w leczeniu. Z każdym z nich miała bardzo osobiste i poufne relacje. Byli jej superbohaterami i wpadała w szał, gdy słyszała w telewizji ludzi mówiących o „złej służbie zdrowia”. To dzięki wszystkim oddanym lekarzom, których spotkała podczas leczenia, zapragnęła zostać onkologiem dziecięcym.
Pielęgnowała wdzięczność
Od samego początku chciała pozostawić po sobie ślad, niezależnie od tego, jak to się skończy. Pomimo choroby, ostatnie dwa lata były bardzo dobre dla niej i jej rodziny. Przekształciła swoją chorobę w hymn na cześć życia, coraz bardziej pogłębiając swoją duchowość.
Była wdzięczna rodzicom, że okazali jej tyle zaufania i powiedzieli o wszystkim. „Zgadzam się, że w przypadku dziecka, zwłaszcza jeśli jest bardzo małe, trzeba użyć trochę wyobraźni, wyjaśnić mu co się dzieje za pomocą jakiejś historii. Ale gdy osiągnie wiek, w którym będzie w stanie zrozumieć pewne rzeczy, trzeba mu powiedzieć, że to poważna sprawa i że musi być w nią zaangażowane”.
Talent pisarski
Pomimo swojej choroby przez cały czas starała się robić codzienne rzeczy. „Kiedy jeszcze chodziłam do szkoły, wymyślałam sobie przeróżne choroby, żeby nie musieć chodzić na lekcje. Teraz chętnie zignorowałabym ból, byle bym tylko mogła tam wrócić”. Zebrała całą potrzebną energię i ukończyła siódmą klasę. Zaimponowała nauczycielom swoimi tekstami, zdobywając owację na stojąco. Dwukrotnie otrzymała nagrody w konkursach literackich. Aby dodać odwagi dzieciom chorym na raka, napisała do nich list.
Niektóre z jej inspirujących przemyśleń przeczytasz w tej galerii:
Pogłębiła swoją wiarę
Zaledwie dwa miesiące przed zachorowaniem Giulia przyjęła sakrament bierzmowania. Zastanawiała się, co może zrobić, aby być godną darów Ducha Świętego, które otrzymała i żyć w zgodzie z nimi. „Naprawdę nie rozumiałam, co mogę zrobić dla Pana. I oto dwa miesiące później pojawiła się choroba. W ten sposób przeżywam doświadczenie choroby jako moje zadanie bierzmowania. Dlatego staram się przeżywać każdą chwilę najlepiej, jak potrafię”.
Podczas choroby otworzyła swoje serce na Boga. „Wcześniej miałam wiarę, ale była ona bardzo dziecinna: chodziłam na msze, bo rodzice mi kazali, modliłam się, bo rodzice mi kazali. Teraz naprawdę rozumiem, dlaczego modlimy się do Boga: ponieważ On jest zawsze blisko nas”. Oddała się pod opiekę błogosławionej Chiary Luce Badano, która również cierpiała na poważną chorobę. Była aktywnym członkiem ruchu Focolari. W ciągu całego leczenia oglądała msze w telewizji i regularnie przyjmowała komunię.
Miała świadomość, że swoim cierpieniem ratuje wielu ludzi, i to napełniało ją szczęściem. Kiedy zachorowała, zaczęła też myśleć o śmierci. „Oczywiście, że chciałabym żyć długo i spełnić wszystkie swoje marzenia. Ale postrzegam też śmierć jako coś pięknego”. Zasmucał ją widok młodych ludzi marnujących swoje życie.
„To absurd: ja walczę o życie, a z drugiej strony jest wielu ludzi, nawet w moim wieku, 14 lat, najpierw biorą papierosy do ust, potem przerzucają się na alkohol, potem na narkotyki... Ja walczę o życie, a oni je odrzucają” – mówiła.
Wizyta w Medziugorje
Giulia bardzo kochała Maryję. Wizyta w Medjugorje dwukrotnie do głębi wstrząsnęła jej wiarą. „Nie ma słów, które mogłyby opisać Medjugorje: mogę wam tylko powiedzieć, że miłość Maryi jest tak wielka, tak silna, że eksploduje w modlitwach, nawróceniach i miłości bliźniego”. Po raz pierwszy udała się tam w czasie, gdy powinna była rozpocząć leczenie w szpitalu, ale miała zbyt złe wyniki badań krwi. Drugi raz wybrała się tam na swoje 14 urodziny. Pojechała wtedy autobusem pełnym przyjaciół i krewnych.
Zawsze starała się być optymistką, ale były też trudne chwile. W pewnym momencie wystąpiła u niej niepożądana reakcja na lek, która pogorszyła jej ogólne samopoczucie. Była nerwowa, roztrzęsiona, nieustannie płakała i pytała, gdzie jest Bóg. Była na Niego wściekła. Kiedy modliła się w bazylice św. Antoniego Padewskiego podeszła do niej kobieta, położyła rękę na jej dłoni i dodała jej otuchy. Wyszła stamtąd z uśmiechem po uszy, z radością i spokojem ducha, ponieważ zdała sobie sprawę, że Bóg nigdy jej nie opuścił.
Świadkini Miłości
Podczas leczenia wielokrotnie była zapraszana do dzielenia się świadectwem. Jej wielkim pragnieniem było założenie po wyzdrowieniu grupy modlitewnej młodych ludzi, którzy modliliby się za chore dzieci w szpitalach. W tygodniach największego cierpienia ułożyła specjalny różaniec czystego dziękczynienia. „W naszych modlitwach i litaniach zawsze prosimy o coś dla siebie lub dla innych. Ale nigdy nie ograniczamy się do tego, aby podziękować i nie chcieć niczego w zamian”.
19 sierpnia 2011 roku, w czasie gdy papież kończył Drogę Krzyżową na Światowych Dniach Młodzieży w Madrycie, Giulia przegrała walkę z chorobą w swoim domu w Bergmau.