Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Opadł świąteczny pył. Choinki – choć jeszcze gdzieniegdzie stoją – nie cieszą oczu jak wcześniej. Adwent minął niepostrzeżenie. Być może kolejny rok z rzędu stało się to szybciej, niż byśmy tego chcieli. Duchowe wyzwania, pełna mobilizacja, postanowienia – to wszystko się już skończyło. Wraca szara, monotonna codzienność. A w miejsce, gdzie w ostatnich tygodniach opychaliśmy się różnymi aktywnościami, wkrada się pustka.
Życia duchowego nie da się zamknąć w słoik
W adwencie i okresie bożonarodzeniowym nakładamy na nasze barki różne aktywności: mobilizujemy się do wyjścia na roraty czy do pójścia do spowiedzi po dłuższej przerwie. Teraz, gdy czas mija powoli, zostajemy sam na sam z pustką. Jak wypełnić na nowo swoją codzienność, by móc duchowo wzrastać? Co możemy zrobić, by przedświąteczny zryw nie opadł zbyt wcześnie?
Powiedzmy sobie szczerze: życia duchowego nie da się zamknąć w słoiku. Bez względu na to, jakiego rodzaju pobożnością żyjemy na co dzień, nasza duchowość nie jest statyczna. Nie jesteśmy i nigdy nie będziemy w stanie funkcjonować na nieprzerwanym, duchowym haju. Nie uda się nam żyć w taki sposób, by każdego dnia dokładać sobie wyrzeczeń czy pobożnych praktyk. Czasem zresztą mniej, znaczy lepiej.
Pytanie tylko: co jest dobre dla mnie tu i teraz? Kiedy opadnie kurz adwentowych i świątecznych aktywności, w sercu nadal tli się tęsknota za tym, by żyć mocniej, bliżej, piękniej. Warto tę iskierkę w sobie ochronić. Dać jej siłę, by rozpaliła w nas coś więcej niż chwilowy zryw.
Nie dam rady, nie umiem, nie mam czasu...
Jak to zrobić? Myślę, że warto zacząć od przyjrzenia się swoim pragnieniom… Mój sześcioletni syn zapytał ostatnio, czy będziemy mogli chociaż od czasu do czasu pójść na wieczorną mszę. Tak bardzo spodobało mu się chodzenie przez ciemny park na roraty. Pomyślałam, że to świetna okazja do tego, by w tygodniu wspólnie wybrać się na Eucharystię. By zakończyć dzień spokojną mszą i spacerem przez ciemny park. A przy okazji porozmawiać z dziećmi o tym, do czego zaprasza nas Pan Bóg. One chłoną pewne rzeczy intuicyjnie. To my wzbraniamy się czasem przed naszymi duchowymi poruszeniami i pragnieniami. Na jedno z nich przypada nam zwykle tysiąc wymówek: nie dam rady, nie umiem, nie mam czasu. A gdyby tak spróbować? I pozwolić sobie na wyjście ze strefy komfortu – również w aspekcie duchowym?
Lubię wieczorne msze w moim parafialnym kościele. W przeciwieństwie do niedzielnych – są ciche i mniej tłoczne. Te Eucharystie trzymają mnie w duchowym pionie, podczas gdy wszystkie inne aktywności umierają w gąszczu spraw do załatwienia, dziecięcych chorób, lekarskich wizyt i wyzwań zawodowych. Od wielu lat dużą wagę przywiązuję też do tego, by regularnie korzystać z sakramentu spowiedzi. Wydaje się, że to mało istotne podstawy, ale – jak pokazuje codzienność – jako że kosztują często ogrom walki i samozaparcia, przynoszą trwałe owoce w codziennym życiu.
Zaproszenie do czegoś więcej?
Czy czasem nie wydaje ci się, że msza w tygodniu i regularna spowiedź, to tylko takie „okruchy”, że ty masz ochotę na więcej? Być może to jest czas, w którym Pan Bóg zaprasza cię do jakiejś przygody, głębszej relacji, bardziej świadomego życia duchowego.
Co czujesz i czego pragniesz? Na myśl o jakich aktywnościach uśmiechasz się szeroko? Czasem wydaje się nam, że takie małe, delikatne poruszenia nie mają większego sensu i znaczenia. A gdyby tak spojrzeć na nie, jak na zaproszenie od samego Jezusa? Tak na serio, szczerze, całym sobą...
Może będzie to lektura duchowa albo dobra konferencja wyszperana w Internecie? Coś, co nie tylko pobudzi twoją ciekawość, ale i rozwinie dotychczasową wiedzę. Najwięksi śmiałkowie być może zdecydują się wyjechać na jakieś rekolekcje.
Lubisz modlić się za pośrednictwem śpiewu? Stwórz playlistę dobrej, chrześcijańskiej muzyki, by móc odpalać ją w aucie, podczas powrotu z pracy. A może najlepszym dla ciebie pomysłem okaże się zakup własnego egzemplarza Biblii i czytanie jej, fragment po fragmencie, do porannej kawy? Albo sprawienie sobie kubka z cennym cytatem, który będzie na co dzień przypominał o relacji z Bogiem? Nie tylko w adwencie czy podczas świąt, ale nieustannie, każdego dnia.
Umiesz odważnie przyjąć to Boże zaproszenie?