separateurCreated with Sketch.

“Dzieci nie były nam dane tak po prostu. Dlatego rodzina jest dla mnie świętością”

Ana Kac

Ana Kac

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Urška Kolenc - 11.03.24
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
"Widzę, co Bóg już dla mnie zrobił w życiu. Cuda są, trzeba je tylko dostrzec" - mówi Ana Kač, która wyszła za mąż mając 22 lata i choć zawsze marzyła o macierzyństwie, nie od razu mogła się nim cieszyć.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Ana Kač opisuje siebie przede wszystkim jako żona i matka, zawodowo jest psychologiem. Z mężem są małżeństwem od prawie 18 lat, a ich dzieci Lenart, Krištof Šarbel i Neža Pija urodziły się w odstępie pięciu lat. "Każde z nich było bardzo długo wyczekiwane" - podkreśla, dodając, że straciła czworo kolejnych dzieci, które są w niebie. Rodzina zamieszkała w Celje (Słowenia), przy parafii św. Cecylii, czują się związani z tamtejszymi braćmi kapucynami.

Są aktywną rodziną, która uwielbia spędzać czas na łonie natury. "Jako rodzina najchętniej spotykamy się i rozmawiamy na spacerach. Wspólny rodzinny spacer to dla nas codzienny rytuał". Lubią podróżować po Europie, często na własną rękę.

Męża poznała na pielgrzymce

Kiedy zerwała ze swoim ówczesnym chłopakiem, w wieku 18 lat, natknęła się na ogłoszenie o pielgrzymce do Asyżu w tygodnikum, który znalazła u swojej babci. Poprosiła swoją najlepszą przyjaciółkę, by zapisały się na pielgrzymkę, żeby wypełnić sobie czas w wakacje. Na tę pielgrzymkę wybrał się również chłopak, który obecnie jest jej mężem, który po niedługim czasie nawiązał z nią rozmowę. "Chodziliśmy do tego samego liceum. Od razu znaleźliśmy wspólne tematy. Kiedy rozmawialiśmy w grupie o sakramentach, on opowiadał, jaki będzie jego ślub. Skomentowałam, że mój będzie taki sam. Mieliśmy się coraz bardziej ku sobie i w końcu zostaliśmy parą".

Czas narzeczeństwa trwał cztery lata. "Byliśmy naprawdę młodzi i dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie" - mówi Ana.

Ślub w wieku 22 lat

Zapytaliśmy Anę, czy warto wchodzić w związek małżeński w młodym wieku. Ona w momencie ślubu miała 22 lat, a jej mąż 25. "Kiedy jesteś młody, jesteś jeszcze elastyczny. Pod wieloma względami dorastaliśmy razem, kształtowaliśmy się i wspólnie rozwijaliśmy. Posiadanie dzieci w młodym wieku jest również dla mnie świetne. Zauważyłam, że mam inną energię teraz niż na przykład w wieku 25 lat".

W opinii Any ważne jest, aby para żyła na własną rękę."Od początku mieszkaliśmy z dala od naszych rodziców. Wydaje mi się, że jest to ważna inwestycja, z Bożym błogosławieństwem udało nam się zbudować własną wspólnotę rodzinną, która jest trwała i piękna. Zdecydowanie postrzegam małżeństwo jako coś więcej niż tylko świstek papieru. Szczególnie w trudnych sytuacjach życiowych możesz żyć i czerpać pełnymi garściami z tego sakramentu".

Cierniowa droga do rodzicielstwa

Rodzinę chcieli założyć od razu po ślubie, ale na dar rodzicielstwa musieli nieco poczekać. "Macierzyństwo jest dla mnie największym darem w życiu. Cały czas czułam do niego silne powołanie. Ale nie wszystko szło zgodnie z moim planem. Dużo rozmawiałam o tym z Bogiem, o moim ogromnym pragnieniu bycia matką, którego nie było mi dane doświadczyć".

Przez rok nie mogła zajść w ciążę, a potem doświadczyła dwóch poronień, jedno po drugim. "Jest to bardzo bolesne, kiedy ludzie pytają, czemu nie masz jeszcze dzieci, a sam tak bardzo na to czekasz. Tłumaczyliśmy, że ja poszukuję pracy a mój mąż skupia się na zdobyciu tytułu magistra. W rzeczywistości jednak bardzo pragnęliśmy dziecka i na tym skupiliśmy nasze siły. W międzyczasie staraliśmy się iść do przodu i żyć. I nie tracić ufności do Bożej Opatrzności oraz planu, który miał dla nas Bóg." Po roku zaszła w ciążę i urodziła Lenarta.

Złe rokowania dla kolejnej ciąży

Strach i obawy nie opuszczały jej podczas drugiej ciąży, zwłaszcza po tym, jak pierwsze badania i dalsze testy sugerowały, że dziecko może mieć zespół Pataua, nazywany również trisomią 13. Większość dzieci umiera przed porodem, wkrótce po urodzeniu lub cierpi na poważne powikłania. "Wiedziałam, że urodzę dziecko bez względu na wszystko".

Dzięki przyjaciołom dowiedzieli się o księdzu Jošcie Snoju, który z pielgrzymki w Libanie przywiózł do domu olej świętego Szarbela. "Zostałam dwukrotnie namaszczona tym olejem. W tym samym czasie odprawiliśmy nowennę i to przyniosło nam wyczekany pokój. Mój mąż podjął post w tej intencji".

W święto Matki Bożej z Lourdes dziecko pokazało piętę podczas badania, co było dla nich wielkim znakiem, że wszystko będzie dobrze. "Nie przestawaliśmy ufać, ale do samego porodu wciąż nie było pewne, czy wszystko się dobrze zakończy. W powietrzu unosiła się lekka niepewność. Urodziłam w święto Najświętszego Serca Pana Jezusa, co było kolejnym dowodem miłości Boga do mnie. Krištof Šarbel ważył i mierzył sporo, a ja mimo to przeszłam przez poród bez ani jednego szwu".

Kolejna próba i otwarcie na życie

Po urodzeniu drugiego dziecka ona również została dotknięta chorobą. "Straciłam 15 kilogramów w ciągu dwóch miesięcy i prawie straciłam włosy. Myślałam, że to z powodu karmienia piersią, dlatego na początku nie traktowałam tych objawów na poważnie. Potem, kiedy byłam już naprawdę zdenerwowana i niewyspana, wybrałam się po poradę do lekarza. W ciągu godziny zdiagnozowano u mnie nadczynność tarczycy".

Pomimo dwójki zdrowych dzieci, ona i jej mąż czuli, że ich rodzina nie jest kompletna. "Mieliśmy silne poczucie, że nie jesteśmy jeszcze kompletni i nie możemy po prostu zamknąć się na życie". Udali się na rodzinną pielgrzymkę do Ojca Pio i polecili mu kolejne dziecko. "Tam poczułam głęboki pokój i radość. Odzyskałam siłę i odwagę, by nadal być otwartą na życie, co zostało szybko wynagrodzone". Urodziła się Neza Pija.

"Dostosowałam wiele spraw - i wciąż to robię - do moich dzieci. Moja rodzina jest dla mnie darem i świętością, zwłaszcza że nasze dzieci nie zostały nam tak po prostu dane. Nasz wspólny czas jest bardzo ważny i cenny.

Czwórka dzieci w niebie

Na swojej drodze do macierzyństwa doświadczyła czterech poronień. Wszystkie były niewyjaśnione i bardzo wczesne. Za każdym razem ona i jej mąż rozmawiali więcej i stawali się sobie coraz bliżsi i bardziej ze sobą związani. "Ale najpierw musieliśmy zaakceptować fakt, że to nie leżało w naszej mocy, że to nie była nasza wina". Mówi, że po wszystkim, co trudne, trzeba odzyskać siłę i odwagę, by iść naprzód. "Trudno mi też ponownie otworzyć się na życie. Nigdy nie masz gwarancji, musisz ufać i ciągle wtulać się w Boże ramiona".

Czuje się silnie związana ze swoimi dziećmi w niebie. "Mają imiona. Nigdy nie zapomnę dat, kiedy to się stało. Kiedyś było to szczególnie trudne, ale teraz, gdy minęło już trochę czasu i mamy trójkę zdrowych dzieci, jest o wiele łatwiej. Wszystkie nasze żyjące dzieci wiedzą o swoich małych aniołkach w niebie i znają je po imieniu, rozmawiamy o nich".

Wierzy, że dzięki swojej historii może zachęcić wszystkie pary, które wciąż czekają na dziecko, aby nie traciły nadziei. "Najwięcej siły dało mi wtedy przeczytanie wywiadu z kobietą, która trzykrotnie poroniła, a potem urodziła trójkę dzieci. Wcześniej wydawało mi się, że to przytrafiło się tylko mnie. Im bardziej szczerze rozmawiasz o trudnych doświadczeniach, tym bardziej widzisz, że nie jesteś odosobnionym przypadkiem. Takich przypadków jest wiele".

Wychowanie do dobroci i uczciwości

Dla trójki swoich dzieci ona i jej mąż "starają się być przykładem dobrych, uczciwych i sprawiedliwych ludzi, którzy nie idą z nurtem czasu ale pielęgnują trzy ważne sfery: duchową, psychiczną i fizyczną". Nie wymagają od nich doskonałości, starają się rozpoznać ich talenty i wspierać je w tym.

Chcą przybliżyć je do wiary. "W obecności dzieci rozmawiamy również o naszej osobistej wierze, naszych uczuciach. Rozmawiamy o tym, że nie chodzimy do kościoła dla samego chodzenia, ale o istocie uczestnictwa we mszy. W okresie Wielkiego Postu i Adwentu stawiamy sobie wyzwania. W Adwencie postanowiliśmy, by nie spóźniać się na mszę, a w Wielkim Poście raz w tygodniu wspólnie odprawiamy Drogę Krzyżową".

Relacja z mężem

Ana podkreśla, że jest wdzięczna za swojego męża. "Pomimo udanej kariery jest bardzo aktywnym ojcem. Jest związany z całą trójką dzieci i zaangażowany we wszystko: rodzicielstwo, zabawę i naukę".

Oprócz regularnej modlitwy, przy każdej poważnej próbie lub ciężkim doświadczeniu odmawiają nowennę lub polecają się Maryi, która rozwiązuje wszystkie skomplikowane sprawy. Każdego roku odnawiają poświęcenie całej rodziny Sercu Jezusa i Maryi. "Ponadto chodzimy na pielgrzymki, w ostatnich latach także na pielgrzymki piesze. Z Celje poszliśmy do Ptujskiej Gory, a pewnego dnia zorganizowaliśmy pieszą pielgrzymkę do Brezje. Każda pielgrzymka jest dla nas weekendem, podczas którego rozmawiamy i modlimy się".

Pielęgnują swoje prawie 18-letnie małżeństwo dzięki regularnym rozmowom i drobnym rutynowym czynnościom. "Zawsze kładziemy się spać o tej samej porze, aby mieć te pół godziny wieczorem na rozmowę, wspólną modlitwę i bycie dla siebie nawzajem. Lubimy chodzić do grupy małżeńskiej i raz w roku na ćwiczenia duchowe dla małżonków".

Dzięki Bożej pomocy, spośród licznych kandydatów, to właśnie oni stali się właścicielami działki na obrzeżach miasta, gdzie zbudowali swój nowy dom. Wiele modlili się w tej intencji. "Działka kosztowała tyle, ile zebraliśmy z prezentów ślubnych - dokładnie co do jednego euro". Ważne jest dla niej, że tuż przed ich domem na ulicy stoi przydrożny krzyż. "Jezus spogląda na nas z krzyża" - mówi z uśmiechem.

Nowa ścieżka kariery

Po 10 latach zakończyła pracę jako psycholog szkolny i rozpoczęła samodzielną działalność. W ostatnich latach podjęła dalsze szkolenie w zakresie psychoterapii i chętnie wykorzystuje swoją wiedzę i doświadczenie, aby pomagać dzieciom, nastolatkom, ich rodzicom, kobietom w ciąży i młodym matkom. "Każdy z nas jest pięknie stworzony do misji do której jesteśmy przeznaczeni" - mówi.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.