Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
„Tato, a możemy jeszcze o czymś porozmawiać?”
„No pewnie, a czemu o to pytasz?”
„Bo jak rozmawiamy to czas szybciej płynie i nie czuje tak zmęczenia tą drogą...”.
Takie słowa zamieniłem z moim 9-letnim synem w drodze na szczyt jednej ze słowackich gór. O czym rozmawialiśmy?
Zacznijmy może od początku. Cieszy mnie to, że mój syn polubił góry. Ja sam uwielbiam górskie wędrówki, a gdy zaczęły się rodzić moje dzieci, siłą rzeczy musiałem moje hobby odłożyć na bok. Teraz gdy mój 9-latek ma już dość sił i zapału, żeby pójść na jednodniową wycieczkę kilkaset metrów nad poziom morza, czasami udaje się nam wybrać gdzieś wspólnie. Mieliśmy iść całą rodziną, ale z różnych względów odbyliśmy jednak męską wyprawę, dlatego wybraliśmy nieco trudniejszą i dłuższą trasę niż pierwotnie planowaliśmy.
Tata i syn na szlaku
Przed nami było 5-6 godzin samego marszu, urozmaicanego nieraz jakimś łańcuchem, drabinką czy mostkiem. I tak naprawdę, dopóki tych łańcuchów i innych mostków było sporo, droga się nam nie nużyła, nie dało się odczuć zmęczenia. Ale w pewnym momencie zaczęło się strome podejście, które miało nam towarzyszyć przez co najmniej dwie godziny. Sił zaczęło ubywać...
To nie tak, że do tego momentu nie rozmawialiśmy ze sobą, ale były to rozmowy na różne luźne tematy. Gdy w perspektywie mieliśmy sapanie i stękanie zagospodarowaliśmy ten czas wciągającą rozmową. Karol jako 9-latek zacznie niedługo swoje przygotowania do I Komunii Świętej. Pomyślałem, że to dobra okazja, aby o tym pogadać. Okazało się to strzałem w dziesiątkę.
Zapytany, jak się czuje z myślą, że w najbliższym roku szkolnym pójdzie do I Komunii Świętej, westchnął i powiedział: „Boję się tato...” Tak zaczęła się nasza rozmowa o całym tym wydarzeniu. Okazało się, że jest w nim wiele obaw, wiele pytań bez odpowiedzi, wiele błędnie rozumianych spraw. Mówiliśmy o spowiedzi, jak wygląda, jak ma się przygotować, co musi zrobić. Opowiedziałem mu o swoim pierwszym sakramencie pokuty. O swoim stresie z tym związanym. Dałem mu kilka wskazówek.
Mówiliśmy o samych przygotowaniach, pytaniach, które będzie musiał zdać, a których tak bardzo się obawia. Temat zszedł potem na mszę świętą. Chodzimy co tydzień do kościoła, myślałem, że wszystko jest dla niego jasne, a okazało się, że nie. Krok po kroku przeszliśmy przez wszystkie jej etapy, które starałem się wyjaśnić mu jak najlepiej. Zdziwiło mnie, że tak wiele rzeczy, które dla mnie wydają się być oczywiste, dla niego były niejasne. Nie miałem o tym pojęcia.
Rozmowa, która nas zmieniła
Uderzyło mnie również to, że siedzi w nim tak wielki lęk i stres związany z I Komunią. Do tej pory nie mieliśmy okazji o tym porozmawiać. Dopiero męska wyprawa w góry otworzyła przestrzeń na szczerą rozmowę. Nikt nam nie przeszkadzał, byliśmy tylko my i góry.
Mijani turyści z reguły witali nas słowackim „ahoj”, więc nie było mowy o podsłuchiwaniu. A było to dla niego bardzo ważne. Zauważyłem, że był to obszar w jego życiu, którego z jednej strony się bał, a z drugiej trochę wstydził, że się boi. W pewnym właśnie momencie, gdy na chwile rozmowy umilkły, zadał mi pytanie, o którym wspomniałem we wstępie.
Ta jednodniowa wyprawa ojca z synem okazała się bardzo potrzebna. To było kilka dobrych godzin spędzonych na wartościowych rozmowach, zmaganiu się z własnymi słabościami, uczcie duchowej i przygodach, które pozostaną nasze. Myślę, że ten dzień zbliżył nas do siebie. Coś się między nami zmieniło. A na pewno Karol ma teraz jaśniejszy obraz tego, co go czeka niedługo, a co do tej pory spowite było mgłą niepewności i lęku.