Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Małżeństwo?
Dla wielu wciąż jeszcze to życiowa konieczność. Bo przecież skoro nie czuję się powołany do kapłaństwa lub życia zakonnego, nie odnajduję się w samotnym stylu życia, to co mi pozostaje? Tylko małżeństwo.
Oczywiście, dziś sprawa mocno się komplikuje. Lawinowo rośnie liczba tak zwanych wolnych związków – ludzie łączą się ze sobą w pary i żyją w nieformalnych relacjach, które z reguły są mniej trwałe niż te małżeńskie, mają tendencję do szybszego rozpadania się i burzliwych zmian; osobom, które tak funkcjonują, łatwiej wchodzić w nowe przygodne relacje – nie łączy ich przecież sakrament, ani żadna szczególnie zobowiązująca forma przysięgi.
Z pewnością, bywają od tej zasady wyjątki i nie chodzi o to, aby dyskutować w tej chwili, jak bardzo są one liczne. Istotniejsze jest to, że wbrew ogólnym trendom wielu wciąż jeszcze decyduje się na zawarcie sakramentalnego małżeństwa w Kościele i że, niestety, te małżeństwa często również przeżywają rozmaite kryzysy.
Powołanie
Jakie są przyczyny takiego stanu rzeczy? Z pewnością jest ich wiele. Naiwnością byłoby sądzić, że da się je prosto zdiagnozować i łatwo opisać w kilku zdaniach. Można jednak pokusić się o wskazanie jednej z ważniejszych przyczyn, zwłaszcza że pewne światło dają nam w tej kwestii słowa Ewangelii.
Problem polega na tym, że choć często mówi się w Kościele o powołaniu małżeńskim lub do małżeństwa, nie przyzwyczailiśmy się traktować małżeństwa jako powołania. W takich kategoriach myślimy zazwyczaj o kapłaństwie, pojmując je jako rodzaj szczególnego Bożego wybrania. Ale o małżeństwie?
W zasadzie uważa się, że każdy jest do niego zdolny, stąd często w trakcie rozmaitych rodzinnych uroczystości młode panny lub kawalerowie bywają nękani niewygodnymi pytaniami w stylu: „Kiedy wreszcie kogoś sobie znajdziesz?”, lub „Kiedy zatańczymy na twoim weselu?”. Niestety, rzadko albo w ogóle nie pada pytanie: „Czy rozeznałeś (rozeznałaś) już swoje powołanie do małżeństwa?”, choć właśnie tego rodzaju pytania wydają się kluczowe.
I nie chodzi bynajmniej tylko o stwierdzenie, czy dana osoba jest lub nie jest do małżeństwa zdolna, ale także – do jakiego stylu życia w małżeństwie powołuje ją Bóg. Powołanie do małżeństwa oznacza bowiem, że nie tylko nie jest ono opcją dla tych, którzy „nie załapali się” na powołanie kapłańskie lub zakonne, ale również – że nie ma jednego idealnego wzorca małżeńskiego stylu życia.
Niepowtarzalne spotkanie osób
Sakramentalne małżeństwo jest bowiem za każdym razem niepowtarzalnym spotkaniem osób, które łączą się ze sobą i z Bogiem w wyjątkowej drodze. Przed nimi więc konieczność odkrycia, jaka to droga i czy mają już wystarczający poziom dojrzałości, aby na nią wkroczyć i efektywnie przejść ją razem.
Gdyby współcześni chrześcijanie w taki sposób pojmowali małżeństwo, być może mniej byłoby dramatów związanych z późniejszymi kryzysami. Może właśnie do takiego stylu myślenia zaprasza nas Ewangelia, gdy czytamy w niej słowa Jezusa o nierozerwalności małżeństwa i o zdatności do niego?
Gdy bowiem uczniowie – przestraszeni rygorystycznym podejściem Jezusa do kwestii rozwodów, stwierdzają: „Jeśli tak się sprawa ma, to nie warto się żenić” (Mt 19, 10), słyszą w odpowiedzi: „Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane. Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni” (Mt 19, 11-12).
Boże sprzęgnięcie
Co to znaczy? Że zdolność do małżeństwa nie jest z góry wszystkim dana; że z różnych powodów można jej nie posiadać, co oczywiście nie znaczy, że musi być ona definitywna. Czasami to kwestia uzdrowienia, czasami psychicznej i duchowej dojrzałości. Ją właśnie trzeba w sobie rozeznać, a jednym z jej przejawów jest zdolność do odpowiedzialności i wierności, mająca swe odzwierciedlenie w nierozerwalności związku małżeńskiego.
Dlatego w przywoływanej przez św. Mateusza wypowiedzi Jezusa: „Co Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela” (Mt 19, 6), pojawia się greckie słowo συζεὐγνυμι (suzeugnumi), co znaczy nie tylko łączyć, ale i sprzęgać. Sprzęgnięcie bowiem, to taki rodzaj połączenia, który cechuje się szczególną trwałością. Ona jednak nie przychodzi sama z siebie.
Dlatego rozeznając swoje powołanie – to, do jakiej drogi małżeńskiej zaprasza mnie Bóg – muszę postawić sobie pytanie, czy mam już tę dojrzałość, która przełoży się w moim małżeństwie na stabilną odpowiedzialność i wierność.
Nie po to, aby się załamywać i popadać w kryzysy, lecz – pozytywnie – zacząć odpowiednio wcześnie nad sobą pracować. To bowiem jest warunkiem szczęśliwego, twórczego i udanego małżeństwa, zwłaszcza, że z Bogiem, który mu sprzyja, wszystko jest możliwe.