Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
„Mój syn zupełnie odszedł” – wyjaśnia Dianne. „Kocham go i mam nadzieję, że pewnego dnia ujrzy światło, ale teraz nie ma absolutnie sposobu, aby wrócił do Kościoła. To beznadziejna sprawa”. [...]
Co rusz jednak przekonywałem się, rozmawiając z wieloma rodzicami i młodymi dorosłymi, że jest to jeden z najbardziej powszechnych i niszczących mitów. Dla każdego dziecka jest nadzieja i zawsze istnieje droga powrotu do Kościoła. Skąd to wiemy? Ponieważ nasze dziecko w ostatecznym rozrachunku jest w rękach Boga, który je kocha nawet bardziej niż my. On jeszcze bardziej niż ty pragnie, by ono wróciło, i dzięki swojej opatrzności może zrobić wszystko. [...]
Mit #1: „W końcu wrócą, kiedy się pobiorą i będą mieli dzieci”.
Prawda: Młodzi ludzie coraz bardziej odwlekają małżeństwo i posiadanie dzieci. Są małe szanse, że wrócą z powodu tych wydarzeń.
Dla wielu młodych ludzi „robienie sobie przerwy od religii” jest normalną częścią wchodzenia w dorosłe życie. Przyjmują pierwsze sakramenty (chrzest, pierwsza komunia święta, bierzmowanie), przeskakują przez główne „obręcze” katolickiej edukacji religijnej, a potem dystansują się i odkładają religię na bok, być może aż do momentu, gdy biorą ślub i na świat przychodzą ich dzieci. I nie tylko biernie dryfują po tej ścieżce. Według socjologów z Notre Dame: „Niektórzy młodzi ludzie zwyczajnie zakładają, że będą religijnie nieaktywni podczas okresu przedmałżeńskiego, gdy wchodzą w dorosłe lata”. Wielu rodziców, którzy urodzili się w okresie wyżu demograficznego lub są osobami z pokolenia x, szło tą drogą i spodziewa się, że ich dzieci w sposób naturalny pójdą w ich ślady.
Czy jednak małżeństwo i dzieci naprawdę sprowadzą ich z powrotem? Przynajmniej statystyczna odpowiedź brzmi: „prawdopodobnie nie”. Jednym z powodów jest to, że młodzi ludzie zwlekają z małżeństwem dłużej, niż to było kiedyś. Nasza kultura dopuszcza, żebyś odkładał małżeństwo, abyś mógł skupić się najpierw na wykształceniu i karierze. [...]
W jaki sposób to oddziałuje na naszą misję przyciągnięcia ich do Kościoła? No cóż, im dłużej zwlekają z małżeństwem, tym dłużej pozostają z dala od Kościoła. Co gorsza, nawet jeśli w końcu się pobierają, to mało prawdopodobne, że robią to w Kościele katolickim – zwłaszcza gdy para już żyje razem albo była wcześniej w innym związku małżeńskim. Większość par postanawia wziąć ślub gdzie indziej i dlatego małżeństwo nie służy jako sposobność przyciągnięcia ich z powrotem.
Drugi problem polega na tym, że nawet po ślubie młodzi ludzie nie mają dzieci od razu – albo w ogóle ich nie mają. [...]
Co to wszystko oznacza? Małżeństwo i macierzyństwo nie są już niezawodnym magnesem przyciągającym ludzi do Kościoła. Nie możemy liczyć na to, że w magiczny sposób wykonają za nas całą pracę. Ich przyciąganie zmalało tak bardzo, że musimy założyć, iż w przypadku wielu młodych ludzi ani małżeństwo, ani dzieci nie będą znaczącym powodem powrotu do Kościoła.
Mit #2: Zabierałam je na mszę i posłałam do katolickiej szkoły – to powinno chyba wystarczyć?
Prawda: Zwyczajne przejście przez katolickie instytucje nie daje pewności, że młody człowiek spotka Pana ani że rozwinie w sobie silną, osobistą wiarę.
Lisa, matka dwóch byłych katolików, dała wyraz temu mitowi w słowach: „Może byliśmy zbyt surowi, przekazując wiarę. Pomagaliśmy dzieciom ją praktykować, prowadząc je na msze, ale nigdy nie zadbaliśmy o to, by rozwinęły osobistą relację z Jezusem. To był ten brakujący kawałek, którego nie potrafiłam im przekazać, gdyż sama przeżyłam swoje ponowne nawrócenie dopiero później (nie można dać tego, czego samemu się nie ma). Brak osobistej relacji z Jezusem starałam się zapełnić, wpajając dzieciom rytuały, zasady i ryty katolicyzmu. Teraz, mimo że moje dorosłe córki postępują moralnie, nie praktykują wiary. Rytuały bez osobistej relacji nie są warte przestrzegania”. [...]
Nie możemy dzisiaj zakładać, mimo odważnych wysiłków wielu proboszczów, edukatorów i liderów różnych posług, że kiedy dziecko przejdzie przez nasze instytucje, nawiąże autentyczną przyjaźń z Jezusem Chrystusem.
Analitycy z Notre Dame w swojej książce Young Catholic America: Emerging Adults In, Out of, and Gone from the Church ujawniają: „Uczęszczanie do katolickiej szkoły nie ma znaczącego wpływu na wzrost religijności po wkroczeniu w dorosłość”. Nawet po przebadaniu środowiska rodzinnego studentów analitycy stwierdzili, że katolickie szkoły wyższe „już po pięciu latach nie miały żadnego wpływu lub miały nieznaczny wpływ na tych, którzy do nich chodzili”. [...]
Nie jest to całkowicie wina naszych instytucji. Problem polega na tym, że oczekujemy, iż to instytucje poniosą cały ciężar ewangelizowania naszych dzieci, choć nigdy nie miały takiego zadania. Kościół w tym względzie wyrażał się zawsze jasno. W Katechizmie Kościoła katolickiego czytamy, że najważniejsza część formowania naszych dzieci nie należy do parafii ani szkoły, ale do rodziców [...] zob. KKK 2225.
To dotyczy również uczestniczenia we mszy. Tak jak umieszczenie dziecka w szkole katolickiej to za mało, tak prowadzenie go na mszę, nawet konsekwentne, samo w sobie nie wystarcza, aby wpoić głęboką i trwałą wiarę. Sakramenty to nie magia. Jeśli twoje dziecko przyjęło Eucharystię bez odpowiedniej formacji albo przyjęło sakrament bierzmowania bez właściwego nastawienia, istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie współpracowało z łaską płynącą z tych sakramentów. [...]
Mit #3: Odeszli przeze mnie. To moja wina!
Prawda: Zwykle przyczyny są złożone i to jest nie tylko twoja wina.
Syn Rondy odszedł z Kościoła jako szesnastolatek i wrócił dopiero w wieku trzydziestu dwóch lat. Jak wielu rodziców czuła, że zalewa ją lawina żalu i poczucia winy. „Pamiętam, jak zmagałam się z dręczącymi myślami. Czemu nie zauważyłam, że to się zbliża? Czy powinnam poświęcać mu więcej czasu? Powinnam wiedzieć... Gdybym tylko… Nie byłam doskonała w swoim rodzicielstwie. Nikt z nas nie jest. Kiedy zaczynamy się domyślać, nasze dzieci są już za drzwiami. Niedoskonałość nie świadczy o złym rodzicielstwie. Bicie się z myślami, co powinnam zrobić, a czego nie zrobiłam, pozbawia nas energii, której potrzebujemy, aby przez to przejść. Przede wszystkim doradzałabym, aby nie iść tą drogą. Zachowaj te myśli na inny dzień, a kiedy ten dzień nadejdzie, odłóż je do następnego. Nic nie można zrobić z przeszłością, ale można zrobić bardzo wiele z dniem dzisiejszym”.
Przekonanie, że tylko ty jesteś winna tego, że twoje dziecko wyrzekło się Boga albo zerwało z Kościołem, albo odeszło, jest nie tylko mitem – może być też bardzo niszczące. Widziałem, jak takie poczucie winy paraliżowało duchowo wielu rodziców.
Bez wątpienia mamy ogromny wpływ na swoje dzieci. Dobre rodzicielstwo daje efekty, podobnie jak to złe. Ale posiadanie wpływu to nie to samo co posiadanie kontroli. Każdy człowiek ma wolną wolę, co znaczy, że nawet jeśli zbudujemy idealną atmosferę do tego, by zakorzeniła się wiara, to nasze dziecko i tak może ją odrzucić. Możesz zabierać swoje dziecko na mszę, zapisać je do szkoły katolickiej, zapewnić mu poruszające doświadczenia religijne, dać mu najlepsze odpowiedzi na jego pytania i zaoferować przekonujące świadectwo świętości. Jednak mimo to twoje dziecko wybiera inną ścieżkę. Dar wolnej woli wymaga, aby miało możliwość wyboru. [...]
Oczywiście to nie oznacza, że gdy dziecko porzuca wiarę, rodzice są zupełnie bez winy. Z pewnością nikt z nas nie jest doskonałym rodzicem, czyli prawdopodobnie dołożyliśmy coś, może odrobinę, do tego, że nasze dziecko odeszło. Nie jesteś jednak całkowicie odpowiedzialny za jego decyzję – prawdopodobnie kilka czynników pozostaje poza naszą kontrolą – a co jeszcze ważniejsze, możesz odegrać kluczową rolę w przyciągnięciu go z powrotem do Kościoła.
Zmierzenie się z tą rzeczywistością jest trudne, ale wyzwalające. Kiedy uświadomisz sobie, że jedyne, co możesz zrobić jako rodzic, to stworzyć najlepsze środowisko, aby twoje dziecko poznało i pokochało Boga, skupić się raczej na celu niż zamartwiać tym, jak dziecko zareaguje na to, co masz mu do zaproponowania. Zedrzyj z siebie warstwy poczucia winy i skieruj swoją uwagę na to, by pomóc mu powrócić. [...]
Mit #4: One mnie nie słuchają; przeprowadzenie rozmowy o wierze jest po prostu niemożliwe.
Prawda: Twoim podstawowym celem powinno być wysłuchanie ich, a nie rozmowa. Dzięki słuchaniu rozmowa zacznie przynosić owoce.
W przypadku wielu rodziców odejście ich dziecka od Kościoła jest podwójnie tragiczne, po pierwsze dlatego, że dziecko odwróciło się od wiary, a po drugie dlatego, że nie chce dyskutować na temat przyczyn tego, co się stało. To stawia rodziców w trudnym położeniu. Chcą z dziećmi rozmawiać i pomóc im, by zmieniły zdanie. Ale dzieci ucinają dyskusję, zanim się ona zacznie. Samo wspomnienie o Bogu, Kościele czy katolicyzmie może wywołać ich gorącą reakcję.
[...] Najważniejszą taktyką jednak jest zaprzestanie męczącego zagadywania dzieci na temat wiary, a rozpoczęcie słuchania, co one mają do powiedzenia. Na przykład zamiast zadręczać dziecko pytaniami, dlaczego ważne jest, aby znowu zaczęło chodzić na mszę, zapytaj, dlaczego postanowiło nie chodzić. Zamiast wypytywać, dlaczego przestało wierzyć w Boga, zapytaj, dlaczego zmieniło swoje stanowisko. Jeśli poruszy kwestie nauczania Kościoła o antykoncepcji, homoseksualizmie czy rozwodzie, zapytaj, co najbardziej go w tym martwi. [...]
Mit #5: To beznadziejne. Bez względu na to, co się stanie, moje dziecko nigdy nie wróci do Kościoła.
Prawda: Nie ma spraw beznadziejnych. Bóg nigdy nie zrezygnuje z twojego dziecka i ty też nie powinieneś.
Musisz wiedzieć jedno, głęboko w swoim wnętrzu i z absolutną pewnością, że Bóg nigdy nie zrezygnuje z twojego dziecka. Nikt bardziej od Boga nie pragnie, aby twoje dziecko wróciło do wiary i było zbawione. Święty Augustyn twierdził, że Bóg kocha każdego z nas, tak jakbyśmy byli jedyną osobą, którą można kochać. Kocha twoje dziecko nieskończenie; Jego miłość, troska i pragnienie nie mają granic.
Bądź więc pewny: Bóg nigdy nie przestanie zabiegać o twoje dziecko. To znaczy, że zawsze jest nadzieja.
Przypomnij sobie przypowieść Jezusa o synu marnotrawnym. [...]
Morał tej przypowieści jest jasny. Bez względu na to, jak daleko odpłynie twoje dziecko od Boga i Kościoła, bez względu na to, w jaką popadnie rozwiązłość czy problemy, czy ciemność, Bóg bardzo pragnie je objąć. Pan nie czeka tylko obojętnie, aż twoje dziecko powróci. On przemierza horyzont, przygotowując się, aby popędzić do twojego dziecka na choćby najmniejszy znak jego otwartości. Bóg nigdy nie zrezygnuje z twojego dziecka.
Pamiętaj także o tym, czego dowiedzieliśmy się w poprzednim rozdziale, że nawet jeśli twoje dziecko odeszło z Kościoła, to nie znaczy, że przestało wierzyć w Boga. Statystyki pokazują, że większość byłych katolików, w tym wielu nigdzie nieprzynależących, nadal kocha Boga, modli się i jest otwarta na sprawy duchowe. Zatem nawet jeśli na pozór wydaje się, że twoje dziecko wyrzekło się zupełnie wiary, to być może nadal mocuje się z kwestiami moralnymi czy dotyczącymi Kościoła katolickiego.
Jako że nasze spojrzenie jest przyćmione i niepełne oraz jesteśmy uwięzieni w granicach czasu i przestrzeni, może nam się wydawać niemożliwe, żeby nasze dziecko kiedykolwiek wzięło pod uwagę powrót do Kościoła. To może wymagać olbrzymiej zmiany w jego myśleniu, działaniach i stylu życia. Lecz świadomość tego, że zawsze jest nadzieja, może dodać nam pewności, mimo że droga przed nami nie jest wyraźna.
Fragmenty książki Brandona Vogta „Powrót. Co robić, gdy dzieci odchodzą z Kościoła”, tłum. Justyna Grzegorczyk, Wydawnictwo „W Drodze”
Tytuł, lead i podkreślenia pochodzą od redakcji Aletei.