Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Liturgia chrztu świętego
Ksiądz: Drodzy rodzice, jakie imię wybraliście dla swojego dziecka?
Rodzice głośno odpowiadają, np.: Anna Maria.
Ks.: O co prosicie Kościół Święty dla swojego dziecka?
R: O chrzest święty.
Ks.: Prosząc o chrzest dla waszego dziecka przyjmujecie na siebie obowiązek wychowania go w wierze, aby zachowując Boże przykazania, miłowało Boga i bliźniego, jak nas nauczył Jezus Chrystus. Czy jesteście świadomi tego obowiązku?
R: Jesteśmy świadomi.
Ksiądz zwraca się do rodziców chrzestnych: A wy, rodzice chrzestni, czy jesteście gotowi pomagać rodzicom tego dziecka w wypełnianiu tego obowiązku?
Rodzice chrzestni: Jesteśmy gotowi.
Rodzice chrzestni: dar i zobowiązanie
Pewnego dnia, kiedy może nieco zbyt swobodnie poruszyłem ten temat z zainteresowanymi, przyszły ojciec chrzestny spojrzał na mnie i grzecznie, ale stanowczo zapytał: „Nie sądzisz, że możemy podejść do kwestii tej obietnicy na luzie”? Jego pytanie natychmiast postawiło mnie na równe nogi, a mój dobry nastrój prysł.
Oczywiście, że nie należy lekceważyć odpowiedzi na to pytanie, które odwołuje się do wolności tego, do kogo jest kierowane i w przestrzeni tej wolności skłania go do zaangażowania. Bo ostatecznie na czym polega bycie ojcem lub matką chrzestną, jeśli nie na odpowiedzi na bezinteresowny dar, który otrzymujemy? Dar oparty często na przyjaźni bądź więzach rodzinnych z rodzicami dziecka.
Mamy za sobą wspólną drogę, którą podążamy dalej przez wzajemne życiowe decyzje i dzielimy się radością z narodzin. Ta wspólna ścieżka skłania nas do zaangażowania, ponieważ przed tym małym człowiekiem stoi całe życie, które swoim pięknem każdemu pozwala uwierzyć, że w takim razie wszystko jest możliwe.
„Jesteśmy gotowi”, czyli nasze „Tak”: w tych trzech literach zawiera się dreszcz obietnicy, której należy dotrzymać, radość z bycia do niej zaproszonym oraz nadzieję, że nie będziemy zbyt samotni, aby wypełnić to słowo w całej jego rozciągłości, od pewności po rozczarowanie. Wartości obietnicy nie mierzy się wiernością w jej wypełnianiu, ale uznaniem faktu, że nie jesteśmy w stanie dotrzymać jej sami.
Pomóc komuś odkrywać Chrystusa, Kościół, życie Ewangelią… któż trzeźwo myślący mógłby oczekiwać, że to osiągnie? Czy przetrwają więzy przyjaźni z rodzicami, którzy powierzyli mi tę misję? Czy moja wiara wytrzyma próbę czasu? Czy powinienem być wzorem?
Relacja z Jezusem
Chrześcijanin nie istnieje bez relacji z Chrystusem. Życie w Duchu jest relacją, Słowo Boże jest relacją, sakramenty są relacją. Nie ma życia chrześcijańskiego, które w taki czy inny sposób nie wchodziłoby w dialog z Chrystusem.
Chyba że nie jest się chrześcijaninem, a człowiekiem wierzącym, który boi się Boga i próbuje ściągnąć na siebie Jego błogosławieństwo albo przynajmniej się Mu nie narazić. To już jest coś, choć nie wszystko.
Być ojcem lub matką chrzestną to zatem publicznie wyrazić swoje pragnienie, by nawiązać lub podtrzymywać relację z Jezusem, by Go szukać, chcieć Go lepiej poznać i przyjąć. Samo pragnienie nie oznacza, że w naszym dążeniu do celu będziemy konsekwentnie poruszać się naprzód, że nie będziemy się potykać czy nawet cofać. Nikt bowiem nie wie, co przyniesie jutro.
Każdy jednak wie, co może zrobić dzisiaj, tam, tutaj i teraz. Zwłaszcza jeśli poświęci czas i podejmie wysiłek, aby dorosnąć do roli, do jakiej się zobowiązał. Chrześniak nie potrzebuje jakiegoś bohatera, wystarczy mu ktoś wyrazisty, inspirujący. Czyli kogoś, kto gdy na niego patrzymy, popycha nas do tego, aby wchodzić głębiej, odkrywać, wypływać na szerokie wody.
Nie bój się
Bycie „dobrym chrześcijaninem” ostatecznie nie jest tu najważniejsze: któż może uznać, że to osiągnął? Tak samo jak „dobry chrześcijanin” „dobry ojciec chrzestny” nie zna odpowiedzi na wszystkie pytania. Nie wystarczy być pobożnym i przestrzegać przykazań w obecności powierzonego nam na chrzcie dziecka, jakkolwiek by to nie było piękne i chwalebne.
Być może sekret tej misji, jak z resztą każdej misji podejmowanej w służbie głoszenia Ewangelii, polega na tym, aby nie bać się zaangażować, nie bać się wyruszyć. Z pełną świadomością, że upadniemy, że zawiedziemy, że zdradzimy.
Wiedząc jednocześnie, że Chrystus w tym wszystkim jest, że On dotrzymuje nam kroku, że On nas podnosi, odnawia, pociesza, przywraca do życia za każdym razem, kiedy grozi nam śmierć. I że żyć tym to przeżywać radość wiary.