separateurCreated with Sketch.

Irena Sendlerowa: świadomy ateizm, katolicki pogrzeb i kadisz za niezłomną bohaterkę

Irena Sendler
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Pytana po latach o najtrudniejsze momenty z tego okresu, mówiła o chwilach, gdy matki oddawały swoje dzieci. Na zawsze. Dobrowolnie. Wspominała, że dzieci pytały, dlaczego mama je oddała. „Bo cię kochała” – odpowiadała wtedy Irena Sendlerowa ukrywając łzy.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Irena Sendlerowa

Gdy zapytano ją, czy ma żal do narodu niemieckiego, odpowiedziała: „Nie mam żalu. Ale mam pamięć”. Pytana o to, co jest najważniejsze, odpowiadała bez wahania: „Miłość, tolerancja i pokora”.

Drobna, niezbyt wysoka, z bystrym spojrzeniem ciepłych, niebieskich oczu osadzonych w okrągłej, rumianej buzi. Na zaczesanych gładko siwych włosach do końca życia nosiła czarną opaskę. Biografom zwierzyła się kiedyś, że to na pamiątkę zmarłego w niemowlęctwie synka. Po wojnie urodziła troje dzieci, w czasie wojny była przybraną matką dla setek tych, które Niemcy przeznaczyli na zagładę.

W zbiorowej świadomości dzieci Ireny Sendlerowej to dwu i pół tysięczna grupa. Według badań historyków to około pięciuset dzieci żydowskich, które ocaliła od śmierci. To byli „mali bohaterowie matczynych serc” – mówiła.

Ratowanie żydowskich dzieci

Nie dałaby rady uratować ich w pojedynkę, potrzebny był dobrze działający system współpracowników. W sumie było to kilkanaście osób – każda z nich, każdego dnia, ryzykowała własnym życiem.

W latach 1940-1942 akcję organizowała osobiście, w latach 1943-1944 ratowała dzieci w ramach Rady Pomocy Żydom „Żegota”. Mimo udokumentowanych zasług, drzewko w Alei Sprawiedliwych wśród Narodów Świata w Instytucie Pamięci Yad Vashem w Jerozolimie, posadziła dopiero w 1983 r. Wcześniej polskie władze odmawiały jej wydania paszportu i zgody na wyjazd do Izraela.

Spotkania z uratowanymi z Holokaustu

Kiedy wreszcie tam przyjechała, spotkała się z wieloma uratowanymi przez siebie dziećmi. To było wstrząsające i pełne wzruszeń spotkanie. Profesorowie, lekarze, prawnicy, artyści – z rodzinami, albo samotni – każdy ocalały tylko dlatego, że dzielna, młoda kobieta zaryzykowała własne życie, by dać im szansę na ocalenie z Shoah.

Nie jestem bohaterką. Po prostu robiłam to, co kazało mi serce. Inni też ratowali. Trzeba to podkreślić. Starałam się żyć po ludzku, co nie zawsze bywa łatwe – zwłaszcza gdy człowiek skazany jest na unicestwienie. Każde uratowane przy moim udziale dziecko żydowskie jest usprawiedliwieniem mojego istnienia na tej ziemi, a nie tytułem do chwały” – mówiła.

Kiedy w 2006 r. odwiedził ją wraz z żoną ambasador, padły słowa: „Pani Ireno, to, co pani robiła, było bardzo niebezpieczne!”. „Pani się myli. W czasie wojny samo wyjście na ulicę było bardzo niebezpieczne” – odpowiedziała.

Dzieciństwo: rodzina otwarta dla wszystkich potrzebujących

Irena Sendlerowa urodziła się 15 lutego 1910 r. w Warszawie, jako Irenka Krzyżanowska, córka Janiny i Stanisława – lekarza. Z powodu kokluszu, na który zachorowała w wieku dwóch lat, rodzice podjęli decyzję o przeprowadzce do Otwocka, który miał wtedy status miasteczka uzdrowiskowego.

To tu ojciec otworzył gabinet, w którym leczył biedną ludność, zarówno polską, jak i żydowską, a potem założył sanatorium przeciwgruźlicze. „Tata leczył bezpłatnie, dając nawet leki za darmo. Mimo licznych obowiązków codziennie czytał zagraniczną fachową literaturę. Ogromną wagę przywiązywał do poszerzania wiedzy medycznej. W mojej pamięci została nasza rodzina jako bardzo się kochająca i otwarta dla wszystkich potrzebujących” – wspominała po latach Irena Sendler.

Wychowywała się w atmosferze otwarcia na drugiego człowieka, niezależnie od jego pochodzenia, statusu majątkowego, koloru skóry, czy wyznawanej religii. „Byłam uczona przez ojca, że gdy ktoś tonie, nie pytasz, czy umie pływać, tylko wskakujesz mu na pomoc” – mówiła.

Po polsku i w jidysz

Śmierć ojca w 1917 r., po zarażeniu się tyfusem od pacjentów, zostawiła w siedmioletniej Irence głęboki ślad. Ojciec był tym, który tłumaczył jak działa świat i w jaki sposób się w nim poruszać.

Kiedyś mój ojciec podjechał bryczką pod  bramę, wysiadł i zobaczył taką scenę: ja z dziećmi bawię się w ogródku, a za płotem stoją żydowskie dzieci i zaglądają, nie znają polskiego, do głowy im nie przyjdzie, by wejść za bramę i bawić się z polskimi  dziećmi. Mi to do polskiej  głowy też nie przyszło.

Ojciec zobaczył tę scenę i pyta: A dlaczego te dzieci stoją i wy się z nimi nie bawicie? Spojrzałam wielkimi oczami, miałam pięć lat. A mój ojciec  powiedział: W tej chwili weź te  dzieci i zawsze się z nimi baw. I wie pan, co z tych zabaw wyszło? –  opowiadała  Andrzejowi  Wolfowi,  który  przygotowywał o niej film. –  Że ja mówiłam świetnie w jidysz, a one mówiły po polsku”.

Po śmierci męża pani Janina przeprowadziła się razem z córką do Piotrkowa Trybunalskiego. Irena ukończyła Gimnazjum Heleny Trzcińskiej i zaangażowała się w harcerstwo, gdzie poznała Mieczysława Sendlera, przyszłego męża. Po zdaniu matury rozpoczęła studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim.

Odważna i niepokorna

Był rok 1927. Najpierw studiowała na Wydziale Prawa. Po dwóch latach przeniosła się na Wydział Humanistyczny i rozpoczęła studiowanie polonistyki. Próbowała łączyć naukę z pracą. Odbyła praktykę pedagogiczną w filii Domu Sierot Janusza Korczaka „Różyczka” w Wawrze.

W październiku 1937 r., po wydaniu zarządzenia wprowadzającego getto ławkowe, po raz pierwszy, publicznie, zamanifestowała zasady wyniesione z domu – żadnej tolerancji dla antysemityzmu. Siadała z Żydami w tych miejscach, które były wyznaczone dla nich.

Moje studia przypadły na lata trzydzieste. Były to czasy walki o obniżenie czesnego, aby młodzież z rodzin robotniczych i chłopskich też mogła studiować, oraz potwornych burd antysemickich. Władze akademickie tolerowały ten stan. Konsekwencją tego było wprowadzenie tak zwanego getta ławkowego.

W indeksach na ostatniej stronie znajdowała się pieczęć: prawa strona, aryjska, dla Polaków, lewa strona dla Żydów. Chodziło o rozdzielenie nas na wykładach. Ja zawsze siedziałam razem z Żydami, okazując w ten sposób swoją z nimi solidarność. Po każdym wykładzie młodzież zrzeszona w organizacji skrajnie prawicowego ONR (Obóz Narodowo-Radykalny) biła i Żydów, i nas Polaków, tych, co siedzieli po lewej stronie.

Pewnego razu tak zbito moją koleżankę Żydówkę, że rzuciłam się z pięściami na jednego z oprawców i plunęłam mu pod nogi, mówiąc: „Ty bandyto!”. Kiedy indziej ci sami oprawcy ciągnęli Żydówki za włosy z drugiego piętra na parter. Wówczas dostałam jakiegoś szoku z niemocy i w swoim indeksie skreśliłam zapis: „prawa strona aryjska” – wspominała.

Studia i praca

Bardzo ją za to ukarano. Gdy w czerwcu złożyła indeks do wpisania zaliczeń, zawieszono ją w prawach studenckich. Prośbę o odwieszenie zgłaszała przez trzy kolejne lata i za każdym razem dostawała odpowiedź odmowną. Uratował ją wyjazd rektora za granicę.

Poszła do zastępującego go prof. Tadeusza Kotarbińskiego i opowiedziała o tym, co się stało. Profesor nie tylko podpisał zgodę, ale pochwalił ją za odwagę i bark zgody na antysemickie zarządzenia. W 1939 r., tuż przed wybuchem wojny, uzyskała absolutorium.

Swoją pierwszą pracę zawodową podjęła w 1932 r. w Sekcji Pomocy Matce i Dziecku, która działała przy Obywatelskim Komitecie Pomocy Społecznej. Od 1935 r. pracowała jako opiekunka społeczna Wydziału Opieki Społecznej Zarządu Miasta Warszawy. Tam zastał ją wybuch II wojny światowej.

Wojna

Niemal od pierwszych dni zaangażowała się w konspirację. Pomagała ludności pochodzenia żydowskiego jeszcze przed powstaniem getta. Gdy stało się jasne, że Żydów czeka zagłada – poszła na całość. Do getta wchodziła jako pielęgniarka, zwykle w celu przeprowadzenia dezynfekcji. Miała przepustkę, ale zakładała na ramię Gwiazdę Dawida, aby wyrazić solidarność z Żydami.

Kiedy pierwszy raz weszłam do getta, zrobiło to na mnie piekielne wrażenie. Na ulicach były dzieci żebrzące, wynędzniałe do ostatnich granic prosząc o kawałek chleba. Gdy weszłam do getta, to dziecko widziałam. Wracałam po trzech godzinach i już był trupek przykryty gazetą – wspominała.

Prowadziła podwójne życie. Oficjalne była pracownicą w Zarządzie Miejskim Warszawy. Nieoficjalne zaangażowała się w działalność konspiracyjną z ramienia Polskiej Partii Socjalistycznej, a później w referacie dziecięcym Żegoty, czyli Tymczasowego Komitetu Pomocy Żydom założonym z inicjatywy Zofii Kossak-Szczuckiej, pod pseudonimem „siostra Jolanta”. I w oficjalnym i nieoficjalnym zatrudnieniu ratowała Żydów, dorosłych i dzieci.

Ratować z miłości

Kiedy na początku sierpnia 1942 r. weszło w życie rozporządzenie o zwożeniu na Umschlagplatz wszystkich dzieci z getta, zobaczyła idącego na śmierć, razem z dziećmi, Janusza Korczaka. To był ten moment, w którym zrozumiała, że dla dzieci nie ma już w getcie ratunku. Trzeba je stamtąd zabrać. Za wszelką cenę.

Musieliśmy zawczasu wiedzieć, z których domów mieszkańcy w pierwszej kolejności idą na Umschlagplatz. Pomagali nam policjanci konwojenci, którzy wyprowadzali młodzież na roboty po stronie aryjskiej. Pojedynczo starszą młodzież trudno było wyprowadzać.

Trzeba było znaleźć całą grupę młodych chłopców oraz takiego policjanta, który też miał już dosyć okrucieństw getta i chciał się na stałe z niego wydostać. Na kilka dni całą taką grupę musieliśmy ulokować u bardzo zaufanych polskich rodzin i po paru dniach któraś z nas wyprowadzała ich do lasu w porozumieniu z władzami organizacji podziemnych – wspominała.

Lista Sendlerowej

Niemowlęta dostawały przed zabraniem środek nasenny, a potem wynoszono je w skrzynkach, koszykach albo w workach. Małe dzieci przeprowadzano przez gmach sądu przy ulicy Leszno. Wraz z zaufanymi łączniczkami przemycała na „aryjską stronę” miasta.

Po ewakuacji uratowane dzieci najpierw trafiały do prywatnych mieszkań łączniczek. Uczono je polskiego, nowych imion i modlitw. Po tym szybkim przygotowaniu i odkarmieniu przekazywano je do zaprzyjaźnionych rodzin albo klasztorów. Każde z uratowanych dzieci Irena opisywała – dane pierwotne i przybrane oraz adres. Pisała na bibułkach, które zwijała i ukrywała w słoikach. Po wojnie nazwano ten spis „Listą Sendlerowej”.

Pytana po latach o najtrudniejsze momenty z tego okresu, mówiła o chwilach, gdy matki oddawały swoje dzieci. Dla niej to one, a nie ratujący, były bohaterkami. Wyobrażała sobie co się dzieje w sercu matki, gdy oddaje dziecko w cudze ręce. Na zawsze. Dobrowolnie. Wspominała, że dzieci pytały, dlaczego mama je oddała. „Bo cię kochała” – odpowiadała wtedy Irena Sendlerowa ukrywając łzy.

Dzieci żydowskie ukryte w jednym z klasztorów (1943)
Dzieci żydowskie ukryte w jednym z klasztorów (1943)

Donos i tortury

„Kiedy w 1942 r. zaczęły się masowe wysiedlenia Żydów i stało się jasne, że wszyscy mieszkańcy getta są skazani na zagładę, wyłoniły się nowe zadania – wyprowadzić jak najwięcej Żydów, a przede wszystkim dzieci żydowskich poza mury getta” – mówiła.

Aresztowano ją 20 października 1943 r., w dniu imienin. Właścicielka pralni złożyła donos i nad ranem dom odwiedziło jedenastu gestapowców. Zabrali ją na Szucha a potem do więzienia na Pawiaku. Mimo strasznych tortur nikogo nie wydała, ale i tak orzeczono wyrok śmierci.

„Do dziś mam na swoim ciele wizytówki tych nadludzi” – wspominała po latach.

Świadoma ateistka

Nie należała do Armii Krajowej, choć taka informacja pojawiła się w jej biografii. Nie była też wierząca. Raczej przedstawiała się jako świadoma ateistka. Powtarzała, że tylko wszechpotężna miłość jest w stanie uratować świat.

Pewnego dnia znalazła na Pawiaku ukryty w sienniku obrazek z napisem „Jezu, ufam Tobie”. Mimo świadomego nieuznawania istnienia Boga zachowała go jako bezcenną pamiątkę z okresu wojny. Wiele lat później wysłała obrazek papieżowi Janowi Pawłowi II.

Przed wykonaniem wyroku śmierci uratowała ją Żegota. Wykupiono ją, ale gestapowiec, który zgodził się ją uratować, zapłacił za to własnym życiem.

Irena Sendlerowa z krwi i kości. 12 ciekawostek z jej życia

Katolicki pogrzeb i rabin na cmentarzu

Po wojnie również pracowała na rzecz dzieci, m.in. tworząc domy dla wojennych sierot, powołując Ośrodek Opieki nad Matką i Dzieckiem. W 1949 r. została aresztowana i brutalnie przesłuchana przez UB.

„Grożono mi nieustannie. A byłam wtedy w siódmym miesiącu ciąży. Dziecko urodziło się za wcześnie, było bardzo słabe. Żyło kilkanaście dni. Stan medycyny był wówczas taki, że synka nie uratowano. Była to moja ogromna tragedia” – mówiła z bólem.

Na przełomie lat 1967/1968 chorowała. Trafiła do szpitala, potem do sanatorium. Dużo czasu spędzała w łóżku, gasła. Kiedy jednak w marcu 1968 r. usłyszała o tym, co się dzieje w Warszawie – zmartwychwstała.

Mama spuściła nogi z łóżka, zadzwoniła do Jagi Piotrowskiej, której oznajmiła: „Biją Żydów, zakładamy drugą Żegotę…”. I od momentu, kiedy podeszła do telefonu, zaczęła chodzić – lepiej lub gorzej. Wróciła do życia. Mama dzieliła się całą sobą, całym sercem – mówiła w jednym z wywiadów jej córka, Janina Zgrzembska.

Zmarła 12 maja 2008 r. w wieku 98 lat. Odprawiono jej katolicki pogrzeb, ale na cmentarzu nie zabrakło rabina. Zabrzmiał kadisz – żydowska modlitwa za zmarłych. Umierała jako jedna z nich. Matka setek żydowskich dzieci.

Źródła:
Halina Grubowska, Ta, która ratowała Żydów, Warszawa 2014
Anna Mieszkowska, Prawdziwa historia Ireny Sendlerowej Warszawa 2014

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.