Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Pośród bliższych świadków pontyfikatu Benedykta XVI są także gwardziści szwajcarscy, którzy mieli okazję poznawać go przez długie lata jeszcze jako kardynała prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Osobę zmarłego papieża seniora wspomina emerytowany oficer, kpt Frowin Bachmann, który w Papieskiej Gwardii Szwajcarskiej służył przez trzydzieści jeden lat, w tym przez cały pontyfikat Benedykta XVI, odbywając z nim kilka podróży apostolskich po świecie, m.in. na Światowe Dni Młodzieży w Kolonii i później w Sydney.
Był osobą prostą, zawsze uśmiechnięty
Frowin Bachmann rozpoczął służbę w Gwardii Szwajcarskiej w 1985 roku, trzy lata po tym jak kard. Ratzinger rozpoczął pracę w Kongregacji. „Papieża Benedykta – rozpoczyna swoje wspomnienia – poznaliśmy jeszcze jako kardynała, ponieważ mieszkał naprzeciw koszarów Papieskiej Gwardii Szwajcarskiej. Przechodził zawsze przez plac św. Piotra. Był przyjacielem jednego z poprzednich komendantów, Rolanda Buchsa, który odszedł także niedawno, miesiąc temu. Spotykali się.
Widać było często kard. Ratzingera nie tylko na Placu Leonia czy Placu św. Piotra, ale i w restauracji na Borgo Pio. Przez te wszystkie lata towarzyszyliśmy mu. Szedł do pracy, ale nie zawsze wchodził przez bramę Piotrową. Poprzedni sekretarz, ks. Klemens, wpuszczał go bramą główną. Ale widzieliśmy go. Był osobą prostą, zawsze uśmiechnięty. To było piękne doświadczenie”.
Zobaczcie zdjęcia papieża Benedykta XVI:
„Dla mnie to jest przyszły papież!”
Wyjątkowa osobowość kardynała od zawsze wywierała na dawnym papieskim gwardziście ogromne wrażenie. „Mogę opowiedzieć pewną historię. Wydaje mi się, że wracaliśmy z mszy św. w bazylice św. Piotra po jakiejś służbie. Anna, moja żona, także w niej uczestniczyła. Wracaliśmy razem do koszar i przed nami szedł kard. Ratzinger.
Ale nie zatrzymaliśmy się, żeby go pozdrowić, bo był dużo dalej przed nami. Ja powiedziałem do Anny: «Dla mnie to jest przyszły papież! Dla mnie on ma coś w sobie – nie znam wszystkich kardynałów i nie chcę nikogo oceniać – ale w nim widzę papieża, czego nie dostrzegam u innych».
To było jeszcze przed rokiem 2000, dlatego dodałem: «Ale on nie zostanie wybrany, ponieważ Jan Paweł II będzie jeszcze żył. Ale moim zdaniem to jest przyszły papież». Natomiast później jednak został papieżem. To przeświadczenie pamiętam bardzo dobrze i takiego przeświadczenia nie miałem w stosunku do nikogo więcej, żadnego innego kardynała.
Może dlatego, że znaliśmy go bardziej niż kogokolwiek innego. Także jego sposób bycia. Widzieliśmy, że był osobą pokorną, skromną. Nie potrzebował zawsze kierowcy. Potrafił iść sam na piechotę. A inni kazali się podwozić, nawet jeśli mieli tylko 200 metrów do pokonania. Natomiast on nie, nawet jeśli mógł kogoś spotkać po drodze. Sprawiało mu przyjemność spotykanie Niemców na placu św. Piotra.
To była wielka postać. Mówiłem, że był dwa kroki do przodu wobec wszystkich, ale siebie stawiał dwa kroki za wszystkimi. To był cały on, skromny, jakim powinien być każdy. Piękna osoba, której słusznie będzie nam brakowało. Ale musimy podążać do przodu. Kościół podąża do przodu. Każda epoka ma swojego papieża. To jest ważne”.
Wybór kard. Ratzingera na papieża
W momencie wyboru kard. Ratzingera na papieża Frowin Bachmann pełnił służbę w Sali Królewskiej, z której wchodzi się do Kaplicy Sykstyńskiej. „Myślałem, że po Janie Pawle II będę miał trochę problemy z motywacją do pracy. Bo przeżyłem 20 lat za Jana Pawła II. To był mój papież. Kiedy byłem w Szwajcarii, innych papieży nie doświadczyłem tak mocno. Za niego byłem młody i był zawsze tylko on. Myślałem, czy będę miał ochotę kontynuować pracę z kolejnym papieżem, który będzie inny od poprzednika.
Natomiast kiedy został nim Ratzinger, ucieszyłem się. Nie dlatego, że był Niemcem, ale ponieważ myślałem, że to była osoba, która potrafi rozwiązywać problemy w Kościele. Była to właściwa osoba. Ucieszyłem się, kiedy został papieżem.
Kiedy został wybrany, pełniłem służbę przed Kaplicą Sykstyńską. Najpierw podeszli kardynałowie, następnie na koniec pozwolili wejść nam, świeckim. Mogliśmy złożyć życzenia nowemu papieżowi w środku Kaplicy Sykstyńskiej. To było piękne doświadczenie. Był sobą, taki jak zawsze”.
Zawsze spokojny
„To było wielkie u niego, że wobec wielkich problemów w Kościele, kiedy w czasie podróży musieliśmy stawić czoła problemom – jak po przemówieniu w Ratyzbonie, gdy jechaliśmy do Turcji – on pozostawał spokojny, nigdy nie widziałem u niego podenerwowania. On wiedział, że wykonał rzeczy według swojego sumienia i pozostawał spokojny. Tu też pozostał zwyczajny, jak kiedy widywałem go na Borgo Pio. Nie zmienił się. Oczywiście zmienił się strój.
On opierał się na wierze. Miał silny fundament wiary, stawiał czoła sprawom według swojego sumienia i tak podążał do przodu. To było piękne”.
Służba w Papieskiej Gwardii Szwajcarskiej daje niepowtarzalne chwile prywatnej bliskości z papieżami. Wyjątkowym momentem poznania go bliżej były wakacje Benedykta XVI w Castel Gandolfo”.
Castel Gandolfo
„W Castel Gandolfo był zwyczaj, że po obiedzie musiał przespacerować się, ponieważ zdrowie miał zawsze delikatne. Także w czasie podróży musiał wykonać swoje kroki. Pięć, dziesięć minut spaceru. Nie od razu udawał się na odpoczynek. Tak było wszędzie.
W Castel Gandolfo spacerował wzdłuż całego pałacu razem z sekretarzem, ks. Gänsweinem. Kierowali się na taras, z którego widok wychodzi na jezioro. Część z tarasu w dół była zarezerwowana dla gwardzistów. Benedykt XVI i ks. Gänswein pozdrawiali nas zawsze.
Wiedzieliśmy, że o określonej godzinie po obiedzie przyjdą, więc gwardziści ustawiali się, by ich pozdrowić. Dzieci gwardzistów roześmiane ustawiały się, by im pomachać. Jednego dnia, kiedy byli u góry na tarasie, pojawił się wiatr i zwiał papieżowi z głowy piuskę, która spadła do nas. Odnieśliśmy mu ją z powrotem.
Wieczorami w Castel Gandolfo słychać było, jak grał na pianinie z bratem na cztery ręce. Brat coś mówił i zaczynali od nowa. To było słychać, kiedy byliśmy na naszym dziedzińcu. To też było piękne”.
Podróże z papieżem Benedyktem
Kolejnymi szczególnymi momentami była służba podczas podróży apostolskich, kiedy zawsze dwóch oficerów towarzyszy papieżowi.
„Podróże apostolskie były wyjątkowe. Obiad, kolację spożywaliśmy wspólnie z papieżem i jego delegacją przy jednym stole. Nie tak, że zawsze rozmawialiśmy z nim, bo byli inni. Ale też mogliśmy się odezwać. Często on sam odzywał się do nas, bo znał Gwardię Szwajcarską. Lubił rozmawiać, słuchać innych. Miał poczucie humoru, nie przesadzał, potrafił spuentować, zawsze w odpowiednich granicach” – opowiada Frowin Bachmann.