Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
„Widzieli, jak jego ciało, przedtem czarne, teraz nabrało blasku i swoim pięknem zapowiadało nagrodę błogosławionego zmartwychwstania. Zauważyli, że jego oblicze było jak oblicze anioła, jakby żył, a nie umarł. Inne członki stały się delikatne i giętkie, jak u niewinnego dziecka. Jego nerwy nie skurczyły się, jak bywa u zmarłych, skóra nie stwardniała, członki nie zesztywniały, ale dawały się tu i tam układać…” – zapisał po śmierci św. Franciszka Tomasz z Celano, jego pierwszy biograf.
Jak wyglądał św. Franciszek z Asyżu
To dzięki niemu wiemy też o tym, jak wyglądał Biedaczyna. Był średniego wzrostu, „bliższy niskiemu, głowę miał średnio wielką i okrągłą, twarz raczej szczupłą i podłużną, czoło równe i małe, oczy średniej wielkości, czarne i szczere, włosy ciemne, brwi poziome, nos zgrabny, delikatny i prosty, uszy sterczące lecz małe, skronie płaskie, język łagodny, ognisty i ostry, głos potężny, słodki, jasny i dźwięczny, zęby spójne, równe i białe, wargi drobne i subtelne, brodę czarną, rzadko uwłosioną, szyję delikatną, barki proste, ramiona krótkie, dłonie wątłe, palce długie, paznokcie wydłużone, nogi cienkie, stopy małe, skórę delikatną, ciała bardzo mało, odzienie szorstkie, sen bardzo krótki, rękę bardzo hojną.
Ponieważ był bardzo pokorny, dlatego wobec wszystkich ludzi okazywał się łagodnym, korzystnie stosując się do ich przyzwyczajeń. Święty wśród świętych, a wśród grzeszników jakby jeden z nich” – zanotował biograf, podkreślając w innym miejscu, że twarz miał radosną, spojrzenie bardzo łagodne, a mimo doskonałej pamięci i bystrości umysłu nigdy nie pamiętał złego i winy nie wypowiadał.
Przepadały w jego sercu od razu otulone modlitwą o nawrócenie i poprawę, samodzielne rozpoznanie zła. Przebaczał uprzedzająco i nie była to naiwność, ale owoc nieustannego zanurzenia serca i umysłu w modlitwie.
Cudowne interwencje
Po śmierci – a właściwe po przejściu w ramiona Ojca, które do dziś franciszkańskie wspólnoty świętują jako transitus św. Franciszka – rozpoczęły się cudowne interwencje za jego przyczyną nie tylko w Asyżu, ale też poza jego granicami. Dochodziło do uzdrowień, a nawet wskrzeszeń.
„Jeszcze nie spoczął w grobie, a już zgromadzeni w Asyżu pielgrzymi doświadczali cudów” – napisał Tomasz z Celano. W dniu pogrzebu przyniesiono do grobu Franciszka dziewczynę, która cierpiała na przyrost głowy do barku. Jej kalectwo było bolesne i dotkliwe, nie tylko nie mogła poruszyć głową, ale nie była w stanie utrzymać pionowej pozycji całego ciała.
Przyniesiono ją przed trumnę Franciszka, podsunięto ją całą do jej krawędzi i nagle wszyscy zebrani zobaczyli, jak głowa prostuje się po raz pierwszy do urodzenia, a na barku pozostaje niewielkie wgłębienie – jedyny ślad po wieloletnim kalectwie. Szok, którego doznała uzdrowiona był tak wielki, że wybiegła zapłakana ze świątyni.
Wstawiennictwo Franciszka z Asyżu
Wiara w skuteczne wstawiennictwo Franciszka była wśród ludzi ogromna. Tak wielka, że pod kościołem, gdzie spoczywało ciało przed pogrzebem, gromadzili się chorzy, niewidomi, porażeni różnymi niepełnosprawnościami.
Wśród nich był chłopiec z Montenero, sparaliżowany od pasa w dół. Nie mógł ani chodzić, ani usiąść, wciąż leżał. Dlatego też położył się pod drzwiami kościoła i czekał. Wreszcie udało mu się dostać do środka. Tomasz z Celano podaje, że wczołgał się tam wspomagany przez innych chorych.
„Gdy dotknął grobu świętego ojca Franciszka, wyszedł na zewnątrz zdrowy i cały. Opowiadał, że kiedy leżał u grobu chwalebnego świętego, zjawił mu się jakiś młodzieniec, ubrany w habit braci. Stał ponad grobem, a w rękach trzymał gruszki. Dając mu jedną gruszkę, zachęcał go do powstania. Ten biorąc z jego rąk gruszkę, odpowiedział:
«Oto jestem pokrzywiony, w żaden sposób nie mogę wstać». Zjadł podaną gruszkę i zaczął wyciągać rękę po drugą, jaką mu tenże młodzieniec ofiarował. Ponownie zachęcił go, by powstał, ale on – czując się obciążony chorobą – nie powstał.
Ale gdy wyciągnął rękę po gruszkę, młodzieniec uchwycił jego rękę, wyprowadził na zewnątrz i zniknął z jego oczu. A on, widząc, że stał się zdrowy i cały, zaczął głośno wołać, oznajmiając wszystkim, co mu się przydarzyło”.
Tekst w oparciu o „Żywot naszego ojca, błogosławionego Franciszka” Tomasza z Celano