Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Kama Hawryszków: Przeżywając niedojrzale religijność i wychodząc z tego stanu, możemy właśnie na zasadzie odreagowania zacząć walczyć z Kościołem, negować wiarę i istnienie Boga?
Andrzej Molenda: Tak. Myślę, że część zdeklarowanych ateistów, którzy przeszli z pozycji zaangażowanych katolików na pozycję kpiarzy, pokazuje swoją postawą takie właśnie odreagowanie. U niektórych niewierzących uraz do Boga i Kościoła można uznać za ukrytą formę chronienia swojej psychiki przed zagrożeniem, jakim jest zagrażający obraz Boga i ogólnie zagrażająca religijność.
Podobny mechanizm odreagowania działa zresztą u osób, które tłumiły popędy seksualne. Nagle mogą się stać rozwiązłe. Tylko że w takich przypadkach tłumione popędy wymykają się w końcu spod kontroli. Seksualność bywa dla niektórych osób zaskoczeniem, zwłaszcza gdy wcześniej była naprawdę skutecznie spychana do sfery tabu. Jej siła bywa dla wielu osób szokiem. Jesteśmy popędowi. Gniew, agresja, seksualność to są duże siły.
Na pewnym etapie życia człowieka zaczyna się budzić jego seksualność, pożądanie. Oczywiście są przypadki, kiedy ta seksualność zostanie rozbudzona w zły, nienaturalny sposób wcześniej, chociażby przez oglądanie pornografii czy wskutek molestowania, ale ja tu mówię o tej naturalnej drodze. Dziewczynom zaczynają się podobać chłopcy, chłopakom dziewczyny, młodzi ludzie przeżywają swoje pierwsze fantazje erotyczne. I teraz młody człowiek otoczony nieodpowiedzialną, nerwicową religijnością zamiast się cieszyć pożądaniem, zamiast się cieszyć tymi fantazjami, po prostu zaczyna się z tego powodu smucić, przeżywać wyrzuty sumienia.
Nieodpowiedzialny rachunek sumienia
Bo słyszy, że to jest grzech, że to jest złe. Musi się z tego wyspowiadać. Przecież w większości rachunków sumienia jest wskazanie „zgrzeszyłem myślą...”.
Tak, ale to jest nieodpowiedzialny rachunek sumienia i te słynne „nieskromne myśli” wprowadzają wiele złego. Taki młody człowiek powinien usłyszeć, że to dobrze, że ma fantazje, że ktoś mu się podoba. Powinien się tym cieszyć. To wyzwanie dla rodziców i wychowawców, aby prowadzić młodego człowieka do akceptacji i radości ze swoich popędów, w tym seksualnego. Co innego popęd i fantazje z nim związane, a co innego realizacja, gdy współżycie jest realizowane w optymalny dla jednostki sposób, a mianowicie zintegrowane z uczuciem i sferą wartości.
Współczesne trendy, także u nas, mówią, żeby wychowanie seksualne rozpoczynać jak najwcześniej. Takie działania tłumaczy się uświadamianiem młodych ludzi w sferze seksualności, co ma zaowocować właśnie uniknięciem wczesnych, niechcianych ciąży.
Tu więcej do powiedzenia mieliby katoliccy specjaliści badający te prawidłowości, jaki jest procent, odsetek itd. Nie mam doświadczenia w tym zakresie. Chciałbym za to jeszcze wrócić na moment do fantazji. Łatwo jest ze spowiedzi powszechnej: „Zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem”, zrobić mechanizm nerwicowy. Bo właśnie, czym jest ta „myśl”? Czy moja nastoletnia fantazja o koleżance to grzech czy też coś normalnego dla mojego wieku rozwojowego? Uważam, że to jest coś normalnego i że nie powinniśmy młodym ludziom odbierać radości z budzącego się pożądania. Bo jeśli człowiek je stłumi i będzie traktował jako grzech, to potem nawet w małżeństwie będzie miał – może mieć problem z radosnym współżyciem, kiedy „już można”. To nie jest tak, że nagle da się wszystko poprzestawiać, odkręcić. Ci, którzy przeżywali swoją seksualność jako grzech, będą mieli problemy w relacjach, również w małżeństwie.
Nerwica eklezjogenna w małżeństwie
W jakim stopniu nerwica wpływa na małżeństwo?
Przypomnę może najpierw, że nerwica eklezjogenna wpływa na to, że traktujemy naszą seksualność z lękiem, napięciem, poczuciem winy czy jako coś nie-Bożego. Jeśli młodzieńcze fantazje są czymś niedobrym, to nagle w małżeństwie okazuje się, że złe stają się również fantazje o żonie, które są czymś zupełnie normalnym i tak powinny być traktowane. W nerwicy eklezjogennej małżonkowie mają często trudności ze współżyciem do tego stopnia, że w niektórych wypadkach udaje im się zaaranżować zbliżenie dopiero po spożyciu alkoholu. Muszą się sztucznie rozluźnić, znieczulić, wyłączyć psychikę. Są przypadki kobiet z tą nerwicą, które zachodzą w ciążę, ale nie pamiętają momentu współżycia z mężem. Zupełnie to wyparły.
Wspomniany przeze mnie badacz, Schaetzing, pracował z pacjentami cierpiącymi na impotencję, oziębłość, bóle narządów płciowych, homoseksualizm i dewiacje seksualne. Zauważył, że pacjenci pochodzący z rodzin chrześcijańskich często zmagali się ze swoimi problemami seksualnymi w kontekście wiary. Jego zdaniem problemy te były spowodowane negatywnym wpływem restrykcyjnej chrześcijańskiej etyki seksualnej. Uważał, że za wiele zaburzeń i dysfunkcji seksualnych, z którymi zmagały się leczone przez niego chrześcijańskie pary, odpowiedzialna jest przesadna, religijnie motywowana postawa propagowana przez „współczesnych faryzeuszy”.
Z kolei u mężczyzn z nerwicą eklezjogenną badacz William S. Kroger zauważył nadmierne poczucie winy w związku z silnym popędem seksualnym czy masturbacją. Co znamienne, mężczyźni o silnych skrupułach religijnych mają mocne poczucie winy z powodu aktywności seksualnej nawet podczas stosunku z żoną długo po ślubie. Większość z badanych – jak zaobserwował Kroger – miała niewielką wiedzę na temat tzw. gry wstępnej lub nie miała jej wcale. Co więcej, wielu mężczyzn cierpiących na nerwice eklezjogenne nie rozumie potrzeb psychicznych bliskich osób w tej delikatnej sferze. Według Krogera jest to oznaką oziębłości seksualnej.
Straszenie Bogiem
Straszenie Bogiem, nierealne wymagania odnośnie do przeżywania popędów, tłumienie ich, zachęcanie do mnożenia praktyk religijnych. Wygląda na to, że mamy w Kościele wiele mechanizmów wspierających nerwice eklezjogenne. W jakich jeszcze sytuacjach powinna nam się zapalić czerwona lampka?
Znakomita większość homilii jakie niesie przesłanie? Zachętę do bycia dobrym człowiekiem, wiernym przykazaniom. Warto być dobrym, bo Bóg tego od nas chce.
Co w tym złego, że zachęca się do bycia dobrym?
Ale nie na homilii! Kościół staje się jak matka – napomina. Zajmuje się głównie, uwaga: moralnością i moralizowaniem.
Czym zatem powinien się zająć? Bo moralności od Kościoła oczekujemy...
Zajmuje się moralizowaniem, czym wzmacnia u osób nerwicowych mechanizm obronny, jakim jest właśnie obsesyjne skupienie na moralności. To moralność w nerwicy wychodzi na pierwszy plan i to jest coś, na co musimy uważać. Przecież to jest już nawet nudne, niestrawne dla młodych ludzi. Kościół staje się przedłużeniem roli rodziców. Nie dziwota, że porzucanie Kościoła w wieku nastoletnim bywa wyrazem buntu wobec rodziców. Bo Kościół się niczym w tym przypadku od rodziców nie różni. Moralizuje, mówi, żeby być dobrym. Musimy być na to wyczuleni.
Dojrzały chrześcijanin nie przejmie się takimi homiliami, ewentualnie potraktuje to jako nudne gadanie, ciągłe nakłanianie do tego samego, gdy de facto ludzie przychodzący do Kościoła raczej są dobrzy. Jednak dla ludzi o niedojrzałej religijności, w dodatku z tendencjami nerwicowymi, takie kazania mogą być zgubne. Zauważmy, na czym skupiają się homilie. W dużym uproszczeniu przekaz jest taki: „Dzieci, dorośli, bądźcie dobrzy, bo taki był Chrystus, wypełniajcie przykazania, bo Bóg nakazał je wypełniać”. Takie podejście to duża pokusa, nie posuwa do przodu i niewiele daje. Trochę jak faryzeusze, oni właśnie moralizowali.
Religijność może działać terapeutycznie
Skupiamy się ostatnio wyłącznie na wadach Kościoła, a przecież to tylko jedna strona medalu. Mamy w nim też wiele dobra: liturgię, sakramenty, doświadczonych i zaangażowanych w życie wspólnot kapłanów. To mogą być świetne „narzędzia” do pomocy osobom cierpiącym na nerwice eklezjogenne.
Już sama istota i powołanie Kościoła są po to, żeby dać człowiekowi ogromne dobro. Przede wszystkim dać Ducha Bożego, być narzędziem zbawienia, to najważniejsza rola Kościoła. Oprócz tego, jak powiedzieliśmy, religijność może działać terapeutycznie, stymulować rozwój psychologiczny człowieka i spełniać też dużo ról psychologicznych, rolę społeczną, rolę integracyjną. Religijność może odgrywać rolę uzdrawiającą, a przede wszystkim być nośnikiem łaski Bożej. Kościół jest powołany do tego, aby nieść zbawienie, to wartość nie do przecenienia.
Kościół ma dawać ludziom zbawienie, a nie tylko przykazania. A przede wszystkim zdolność ich wypełniania jako produkt uboczny zbawienia. Nie moralność, ale zdolność do bycia moralnym…
*Fragment książki A. Molendy, K. Hawryszków, Kiedy wiara oddala od Boga, Rozmowy o niedojrzałej religijności, Wydawnictwo WAM 2022; tytuł, lead, śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.pl
Andrzej Molenda – doktor nauk humanistycznych, absolwent psychologii i religioznawstwa UJ, psycholog religii, wykładowca akademicki.
Kama Hawryszków – doktor nauk humanistycznych UJ, redaktorka.