Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Boże Narodzenie zawsze sprzedaje się świetnie. Opowieść Wigilijna Charlesa Dickensa rozeszła się w kilka dni, a były to czasy bez reklam i społeczności w internecie… Prezenty na Boże Narodzenie oraz opowieści o nim, książki, kolorowanki, świąteczne kubki i płyty z kolędami co roku kupujemy bardzo chętnie. Wielki Post i Triduum Paschalne nie mają aż tylu własnych „opowieści” czy gadżetów, po które chętnie byśmy sięgali. Zapewne dlatego, że i Wielki Post, i Triduum to czas wielkich spraw, które niełatwo się opisuje i przeżywa.
Współczesny świat próbuje wyeliminować Boże Narodzenie: to coraz bardziej święta choinki albo po prostu „that’s the season”, tak żeby Chrystus zniknął nawet z angielskiej nazwy świąt – Christmas. Ale wciąż jeszcze, zwłaszcza w Polsce, wiemy, o co chodzi w Bożym Narodzeniu. W miastach stoją choinki, ale i szopki. W domach stawiamy szopki i śpiewamy kolędy i w nich niesiemy opowieść o tym, czym w istocie jest Boże Narodzenie. Trudniej znaleźć jednak domy, w których buduje się mały grób Pański czy śpiewa wielkopostne lub wielkanocne pieśni. Może to jest pomysł na tegoroczną Wielkanoc? Śpiewać Alleluja na wszystkie możliwe melodie…
Małe opowieści na wielkie dni
O tym, dlaczego w Wielkim Poście nie ma świątecznego klimatu, po co w Triduum spędzamy w kościele tyle godzin i jak rozmawiać z dziećmi o śmierci i zmartwychwstaniu opowiada Kinga Rybarczyk.
Marta Rapcewicz: Co jest nie tak z tym Wielkim Postem?
Kinga Rybarczyk: Jest dłuższy niż Adwent, może się zatem wydawać rozwleczony. Jest na przełomie pór roku – trochę w zimie, trochę na wiosnę, a więc trudno połączyć go jednoznacznie, tak jak Adwent, z konkretną porą roku… Jego początek nie jest spektakularny: msza w środku tygodnia pracy i posypanie głów popiołem. W Adwencie jest ciemno, ale są światełka, lampiony i klimacik. A w Wielkim Poście tego klimaciku nie ma. Bo nabożeństwa i to, co nam daje Kościół w tym czasie, nie jest atrakcyjne. Nie nadaje się na zdjęcia na Instagrama. Nie nęci tak, jak grudniowe pakowanie prezentów i ozdabianie domu lampkami.
Pamiętam, że w dzieciństwie jednym z klasycznych pytań z zeszycika było: czy wolisz Boże Narodzenie czy Wielkanoc?
Odpowiadając na takie dziecięce pytanie teraz, stanowczo stwierdzam, że „wolę” Wielkanoc, bo wiem, że jest ważniejsza niż Boże Narodzenie, ale też dlatego, że Triduum i Wielkanoc są brutalnie odarte ze światowego blichtru. Odarte z napięcia: prezentów, spotkań, wyjazdów – które są oczywiście piękne, ale wiemy, jak w rodzinach jest, bywa to też trudne. Na Wielkanoc nie ma tylu oczekiwań podsycanych przez kulturę, nie ma reklam, które sączą nam, że musi być magicznie.
W Triduum nie ma przeszkadzajek i rozpraszaczy, na które ja jestem bardzo podatna. Ono prowadzi mnie do tego, co najważniejsze – do samego Chrystusa. Wydaje mi się, że w Bożym Narodzeniu można Chrystusa pominąć. Jest tak fajnie, że może się okazać, że Chrystus jest w sumie niepotrzebny, bo i bez Niego bawimy się całkiem nieźle. A w Triduum jak nie ma Chrystusa, to nie ma nic. Dla mnie Wielkanoc jest jak drzewo na wiosnę – odarte, nagie, ale z ogromnym potencjałem.
Triduum Paschalne – wejść w nie razem z Nim
Czyli nie ma dla ciebie Wielkanocy bez Triduum?
Jestem przekonana, że Triduum Paschalne to najważniejsze rekolekcje w roku i źródło naszej wiary. Od kiedy jestem w małżeństwie, zawsze z mężem staramy się wziąć na ten czas urlop, żeby nie pędzić do kościoła na ostatnią chwilę, tylko żeby naprawdę te dni przeżyć.
Cieszę się też, że rodzice pokazywali mi, że Triduum nie zaczyna się rezurekcją. Dla mnie było zawsze naturalne, że na te długaśne liturgie Wielkiego Czwartku, Piątku i Soboty się po prostu chodzi do kościoła. Z nastawieniem, że spędzimy tam bardzo dużo czasu.
Te liturgie są same w sobie tak święte i głębokie, że przejście przez nie wystarczy. Nie potrzeba do tego dodatków, jakichś specjalnych akcji i projektów wokół... Chrystus przechodzi w nich przez najtrudniejsze w swoim i w naszym życiu sprawy – więc jeśli razem z Nim w to wejdziemy, „wysiadując” te długie godziny w kościele, to jest wystarczające do naładowania duchowych baterii.
Dochodzimy do tematu twojej książki – jak wytłumaczyć te głębokie liturgie dzieciom?
Odkąd mam dzieci, odkryłam, jak trudno jest im to wytłumaczyć! Z Bożym Narodzeniem jest łatwo, rodzi się dzidziuś, to się mieści w dziecięcej głowie. A męka, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa przerastały rozumy największych świętych…
W książce chciałam przybliżyć dzieciom te tajemnice. To ważne – przybliżyć tajemnice, a nie próbować je wytłumaczyć w całości. One są i pozostaną tajemnicami. Gdy się do nich zbliżymy nieco, mogą stać się tajemnicami fascynującymi i życiodajnymi. Spróbowałam odpowiedzieć na dziecięce pytania „dlaczego”. Dlaczego dzisiaj są palmy, dlaczego dziś ksiądz myje komuś stopy… Ja zawsze nakręcam moich synów: „Słuchajcie, ksiądz będzie dziś mył nogi kilku panom, musimy to zobaczyć” – i oni nie mogą się doczekać tego niezwykłego momentu. Dlaczego całujemy krzyż, dlaczego jest cisza, dlaczego ksiądz pada plackiem na ziemię… Te znaki dzieci widzą i czują. Liturgia tych świętych dni jest – takie modne rodzicielskie słowo – bardzo sensoryczna. I dla nas, rodziców, to jest jej wielki atut, bo dzieci słyszą kołatki zamiast dzwonków, czują zapach kadzidła, widzą, że ksiądz leży, chociaż zwykle przecież stoi… Jeśli pójdziemy za tymi pytaniami pełnymi ciekawości i odpowiadając na nie, trochę podrążymy sprawę zamiast odpowiedzieć „taki jest zwyczaj”, to zyskujemy okazję do wygłoszenia dzieciom jednej z ważniejszych katechez.
Jak rozmawiać z dziećmi o Triduum Paschalnym?
A co, jeśli sami nie wiemy, dlaczego coś takiego się dzieje w liturgii?
Z pomocą może przyjść książka Małe opowieści na wielkie dni. Gdy rok temu wpadłam na pomysł, by taką książkę napisać, myślałam o tym, że nie każdy może wziąć wolne na Triduum, nie każdy potrafi na te dziecięce pytania odpowiedzieć. Na dni Triduum i Niedzielę Zmartwychwstania przewidziane jest opowiadanie dla dzieci, które krąży wokół pytania „dlaczego dzisiaj robimy to i to”. Opowiadania są krótkie, można je przeczytać dzień wcześniej do snu albo nawet w samochodzie w drodze do kościoła, żeby dziecko nastawiło się na to, co będzie się działo podczas tej wyjątkowej liturgii. Poza tym w książce mamy zawsze fragment Ewangelii z danego dnia i komentarz do Ewangelii napisany przez współautora książki – Marcina Walczaka – z myślą o bardziej dojrzałym czytelniku. Jeśli zdarzy się, że rodzic będzie w kościele akurat uciszał dziecko, gdy czytana będzie Ewangelia lub podczas homilii wyjdzie dziecko nakarmić czy przewinąć, to w Małych opowieściach na wielkie dni może do Słowa z danego dnia wrócić, przeczytać je oraz zapoznać się z krótkim komentarzem biblijnym. Może też wziąć książkę do ręki rano, przeczytać Słowo Boże na dany dzień Triduum przed pracą i wejść z nim w ten zwykły dzień pracy dla świata i niezwykły dzień w liturgii dla chrześcijan.
Pisząc książkę, inspirowaliście się żydowską hagadą. Czym zatem jest hagada?
Hagada była opowieścią opartą na wydarzeniach biblijnych, którą ojciec żydowskiej rodziny przekazywał dzieciom w świąteczne dni. Najważniejszą była oczywiście hagada paschalna – opowieść o wyjściu z Egiptu. Ta opowieść nie miała formy wykładu, gdy jeden mówi, a wszyscy słuchają (lub nie), lecz była żywą opowieścią, która angażowała słuchaczy. Dzieci zadawały pytania: „Dlaczego dzisiaj jemy gorzkie zioła?”. I ojciec odpowiadał: „Jemy gorzkie zioła, bo nasi przodkowie cierpieli gorycz, pracując ciężko w Egipcie”. „Dlaczego dzisiaj pościmy?” Znów wrażenia sensoryczne – dzieci czuły gorycz ziół, słyszały, że burczy im w brzuchach, że w tę wyjątkową noc nie śpią, ale czuwają. I ojciec wychodził od tych dziecięcych przeżyć i opowiadał o dziejach Izraela. Mówił: dziś jest tak wyjątkowa noc, że nawet wy możecie nie spać!
Mnie szczególnie w hagadzie ujęło to, że ojciec nie opowiadał historii zbawienia jako legendy, mitu, który nie ma związku z teraźniejszością. Kotwiczył to w codzienności, pokazywał jako wydarzenia, które realnie kształtują nasze tu i teraz. Bóg wyprowadził naszych przodków z Egiptu – i wyprowadza z trudnych sytuacji ciebie i mnie.
To się dzieje też w liturgii Kościoła, ksiądz mówi w trakcie Triduum: „On to w noc przed swoją Męką – to jest dzisiaj”. Liturgia uobecnia nam te wydarzenia – opowiadając dzieciom, też możemy pokazywać, że to jest coś realnego dla nas.
Właśnie… Jak przekazywać wiarę dzieciom, żeby było to autentyczne?
Chyba najlepszym sposobem jest życie tą wiarą… Dzieci uczą się przez słowa i objaśnienia, ale najbardziej zwracają uwagę na to, co robimy. Zatem bez przykładu życia ani rusz. Tak jak mówił święty Franciszek swoim współbraciom – żeby głosili Ewangelię wszelkimi sposobami, jeśli trzeba, to nawet słowem! Jeśli małe dzieci i ich pytania – także te dotyczące wiary – nie będą przez rodziców lekceważone, to dzieci będą wzrastały, ufając rodzicom. Zaufanie to ogromny potencjał, który buduje się już z małym dzieckiem, a bardzo się przydaje w kontaktach z nastolatkiem.