separateurCreated with Sketch.

Monika: “Trudnych chwil było wiele. Bliskość Boga pozwalała mi je przechodzić” [wywiad]

Monika Szymaszek
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
– Czułam, że nawet jeśli ludzie mnie opuszczą, to Bóg nigdy tego nie zrobi. On zostanie ze mną już na zawsze! – mówi w rozmowie z Aleteią Monika Szymaszek.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Monika Szymaszek to kobieta od Bożego marketingu i pomysłodawczyni bloga „Bogiem silne”. Współtworzyła także pierwszy sezon podcastu o ważności głosu kobiet w świecie i Kościele. Po głębokim doświadczeniu miłości Boga rozwinęła swoje pasje i talenty. Jednak zanim jej życie weszło na inny poziom, straciła ukochaną córkę, przeszła rozwód i proces stwierdzenia nieważności małżeństwa. Musiała zmierzyć się z odrzuceniem.

Anna Gębalska-Berekets: Silna i szczęśliwa kobieta to ta, która uwierzyła?

Monika Szymaszek: „Szczęśliwa jest Ta, która uwierzyła, że wypełnią się słowa powiedziane Jej przez Pana” – to tłumaczenie z jednego z przekładów Biblii. Kiedy otrzymałam na modlitwie to słowo od Pana Boga, zaczęłam je drążyć. W innych tłumaczeniach Pisma Świętego to słowo „szczęśliwa” zamienione jest na „błogosławiona”. To dodało mi sił i nadziei, że to, co dobre, jest jeszcze przede mną i że świat nie kończy się na zranieniach i bólu, których doświadczyłam.

Bóg był zawsze blisko w twoim życiu?

W Kościele byłam od zawsze. Nie było w moim życiu podziału na dwa etapy: życie bez Boga i z Bogiem. Rodzice towarzyszyli mi we wzrastaniu w wierze, przyjmowałam kolejne sakramenty. Na etapie przygotowywania do sakramentu bierzmowania wstąpiłam nawet do wspólnoty neokatechumenalnej. Formowałam się w niej przez kilka lat, ale nie czułam wtedy, bym miała relację z Bogiem.

Do czasu!

Kiedy zawołałam do Niego w czasie trudnych przeżyć, wydarzyło się coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam.

Co się wtedy stało?

Realnie usłyszałam głos od Boga, że wystarczy mi Jego siły, by pokonać wszystkie złe rzeczy i to On pomoże mi przez nie przejść.

To sprawiło, że relacja stała się tak intensywna?

Wydarzenie to oznacza na osi mojego życia takie odcięcie się od tego, co było wcześniej, do tego, co Bóg dla mnie przygotował. Sposób, w jaki praktykuję swoją wiarę, ma wpływ na innych ludzi.

Utrata dziecka, rozwód, sąd kościelny i terapia

Wyszłaś za mąż, ale już po roku wasze małżeństwo się rozpadło. Wtedy Bóg stał się dla ciebie jeszcze bliższy?

Ciężkich chwil było bardzo wiele, dlatego bliskość z Bogiem pomagała mi je przechodzić.

Poradniki zawiodły, ale nadzieja pojawiła się na rekolekcjach...

Konferencja pt. „Serce Dawida” odbywała się wtedy w Warszawie – to takie ekumeniczne spotkanie. Uczestniczyli w nim różni muzycy chrześcijańscy, odmawialiśmy modlitwę o wylanie darów Ducha Świętego, było oddanie swojego życia Jezusowi... Biorąc pierwszy raz udział w takich rekolekcjach wypowiedziałam słowa oddania się Jezusowi. Wtedy coś drgnęło w moim sercu i nastąpił przełom!

Przeszłaś długi proces stwierdzania nieważności małżeństwa. Mówisz, że zostałaś odtrącona od ludzi, ale nie od Boga.

Ludzkie odrzucenie to trudne doświadczenie. Oprócz potępiającego wzroku ludzi doszło również potępienie dla mnie samej. Sama czułam się winna tych ciężkich momentów. We wspólnocie nikt mnie nie napiętnował. Kiedy proces stwierdzania nieważności małżeństwa jeszcze trwał, dołączyłam do wspólnoty Głos Pana w Skierniewicach. Zostałam przyjęta z otwartymi ramionami. Starałam się też być blisko Boga, w stanie łaski uświęcającej, chciałam w pełny sposób uczestniczyć w Eucharystii, bo byłam przekonana, że z tego płynie dla mnie siła i wzmocnienie. Czułam, że nawet jeśli ludzie mnie opuszczą, to Bóg nigdy tego nie zrobi. On zostanie ze mną już na zawsze!

Straciłaś też dziecko. „Chcę pielęgnować pamięć o swojej świętej Janinie, która czuwa z góry nad tym, bym miała jeszcze siłę nabrać wiatru w żagle i odważyć się w życiu na więcej”. Pomogła?

Przeszłam długą drogę do momentu akceptacji tego, że straciłam swoje dziecko. Zeszłoroczna rocznica była już piątą bez Janiny. I dopiero wtedy poczułam, że spadł jakiś taki ciężar z mojego serca, że jej śmierć nie oznacza końca, ale to dopiero początek. Jeszcze razem z mężem pochowaliśmy naszą córeczkę, a jej grób jest dla mnie tym miejscem, gdzie zawsze mogę przyjść, pomodlić się i poprosić o wstawiennictwo swojej świętej.

Często prosisz?

Proszę o wsparcie i nadzieję.

Jak przepracować w sobie te emocje związane z rozwodem i jeszcze utratą dziecka?

Nie umiem dać jednej odpowiedzi ani rady. Każdy ma swój czas na pogodzenie się z tym, co się wydarzyło i czas na zaakceptowanie tego, że to miało miejsce w twoim życiu. Strata dziecka dla kobiety to cios, pojawia się poczucie winy, czy być może nie doprowadziłam nieświadomie do takiej sytuacji. Też przez to przechodziłam. Jestem zwolenniczką świadomego przeżycia żałoby, rozpracowania emocji i myśli. Nieprzepracowane emocje wracają jak bumerang. Czasami też trzeba zgłosić się do specjalisty, aby zasięgnąć jego opinii. Był czas, że nie byłam w stanie koordynować spotkań dla kobiet w ciąży w klubie fitness, nie byłam w stanie cieszyć się ich szczęściem i o tym słuchać. Pomogła zmiana perspektywy i czas. Ja potrzebowałam prawie pięciu lat.

Terapie są potrzebne także ludziom wierzącym? Wiele osób odnosi się do tego z krytycyzmem. Tłumaczą, że tylko Bóg może ich uzdrowić.

Pójście do lekarza nie jest negowaniem tego, że Pan Bóg może przyjść do nas z uzdrowieniem. Znam wiele przypadków, kiedy ludzie zostali uzdrowieni. Nie wstydzę się przyznać, że w czasie rozwodu korzystałam z pomocy lekarskiej, psychologicznej, ale również nie negowałam podczas modlitwy, że Pan Bóg jest w stanie mi pomóc. Za każdym razem kiedy wychodzę z gabinetu, mam taką myśl: Dziś, Boże, zrobiłam wszystko, co leżało w mojej mocy, reszta należy do Ciebie. Doświadczam owoców, które nie są tylko moją zasługą.

Bóg powiedział mi, że mam czas do końca stycznia”

Założyłaś blog „Bogiem silne”.

Jego powstanie jest bardzo ciekawe!

Opowiedz o tym!

Bóg zapraszał mnie do tego projektu stopniowo. Wiele godzin spędziłam na modlitwie. Zaczęłam od Instagrama i nastąpił cios i hejt od znajomych, abym tego nie robiła. Potem pojechałam na kilka dni w góry i na jednym ze spacerów w Dolinie Kościeliskiej powiedziałam Bogu: Tak, będę to robiła, chociażby miała na tym skorzystać jedna osoba. Zresztą Bóg powiedział mi, że mam czas do końca stycznia 2019 roku! Ociągałam się ze wszystkim, nie miałam nawet dobrego tekstu na otwarcie fanpage'a, logo kombinowałyśmy z koleżanką. Pytałam ją wtedy: Kto to zalajkuje?! A ona mnie pocieszyła i powiedziała: Monia, żebym miała założyć nawet sześć fejkowych [fikcyjnych – red.] kont, to to zalajkuję!.

Okazało się to niepotrzebne.

W styczniu 2019 roku oficjalnie powstał blog. Pół roku później zorganizowałam z koleżankami spotkanie dla kobiet w Warszawie, gdzie mówiłam nie tylko o swojej historii i to już przed pięćdziesięcioosobową publicznością.

Na czym polega projekt „Bogiem silne”?

Dzielę się przemyśleniami i refleksjami o działaniu Boga w moim życiu. Nie zależało mi, aby się wybić na ewangelizacyjnym projekcie w internecie, ale chciałam, aby kobiety miały swoją przestrzeń do mówienia o trudnościach, o Ewangelii, wierze, i aby mogły się po prostu wygadać.

Monika Szymaszek: Wiele kobiet jest zagubionych i ma problem z odkryciem talentów i pasji

Piszą do ciebie kobiety wierzące, ale i niewierzące. Czego najbardziej potrzebują?

Trudności życia codziennego sprawiły, że są zagubione, potrzebują wysłuchania. Ono pozwala na poznanie i zlokalizowanie problemu. Staram się otaczać opieką wszystkie kobiety, one mają taki potencjał, a nie potrafią go wydobyć.

Jak odnaleźć zatem pełnię swojego potencjału, nie ulegając przy tym stereotypom?

Musimy zaakceptować siebie i zrozumieć, że Bóg stwarzając mnie taką, a nie inną, akceptuje mnie ze wszystkimi słabościami, które mam. Każda z nas została stworzona z konkretnym kolorem oczu, budową ciała, jedna pisze teksty, komponuje, inna wspaniale gotuje. Skoro Ktoś tak doskonały mnie akceptuje, to powinnam iść przed siebie.

Pomocą są też rekolekcje „Odnaleziona”.

Hasło tych spotkań odebrałam też na modlitwie od Pana Boga. Zrozumiałam, że chodzi o kobiety, które trzeba odnaleźć i pozyskać dla Królestwa Bożego, tak jak w przypowieści o dobrym pasterzu. On pozostawia dziewięćdziesiąt dziewięć w poszukiwaniu tej jednej. Te rekolekcje to czas konferencji, warsztatów, adoracji oraz mszy świętych. Takie kompleksowe działanie. Są kobiety, które poszukują drogi do Boga, ale i mają problem z odkryciem talentów, powołania. Mam nadzieję, że po tegorocznym spotkaniu każda z uczestniczek znalazła właściwą dla siebie odpowiedź. Mogę już teraz powiedzieć, że szykujemy już następną edycję.

Lista marzeń z Bogiem

Często my same odrzucamy siebie. Jak nauczyć się żyć w zgodzie ze swoimi wyborami?

Korzystając z łaski, która jest nam udzielana w sakramencie pokuty. Jeśli Bóg odpuszcza nam grzechy, to my nie mamy powodu, aby się ciągle potępiać. Natrętnie skupiona na swoich słabościach spowiadałam się kilkakrotnie z tego samego. Wydaje nam się, że nie możemy sobie czegoś wybaczyć, a tu okazuje się, że Bóg powołuje kobiety, nawet po dokonaniu aborcji, do głoszenia swojego świadectwa innym kobietom, aby nie pozostawały w przeszłości, ale szły dalej.

Od kilku lat nie masz postanowień noworocznych, ale tworzysz listę marzeń z Bogiem. Co się na niej znajduje na rok 2022?

Służba ludziom. Chciałabym skorzystać z możliwości uczestniczenia w szkole proroczej, kształtować w sobie umiejętność słuchania Słowa Bożego i dzielenia się z nim z innymi, aby odnajdywać ich dla Boga. To marzenie z kategorii Bożych, gdzie jeden procent to moje możliwości, a dziewięćdziesiąt dziewięć procent Jego cudu.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.