separateurCreated with Sketch.

„Namaszczone dłonie” księdza: krótka historia mitu [wyjaśniamy]

NAMASZCZONE DŁONIE

Namaszczenie dłoni podczas święceń prezbiteratu.

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Namaszczenie rąk księdza podczas święceń rozumiane jest często jako akt faktycznie i trwale zmieniający ich właściwości. Czy tak jest faktycznie?
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

„Święte, namaszczone dłonie kapłańskie”?

Fraza o „świętych, namaszczonych dłoniach kapłańskich” powraca ostatnimi czasy w wewnątrzkościelnym dyskursie przynajmniej w trzech kontekstach: dyskusji o możliwości zarażenia się koronawirusem (lub innymi chorobami) podczas przyjmowania Komunii Świętej, sporu dotyczącego sposobu przyjmowania tejże – na dłonie lub bezpośrednio do ust oraz kontestacji posługi nadzwyczajnych szafarzy Komunii Świętej.

W pierwszym wypadku wspomniana fraza używana jest jako argument na rzecz rzekomo cudownych właściwości tychże kapłańskich rąk, które w związku z namaszczeniem miałyby być niezdolne do przenoszenia chorób. W pozostałych dwóch namaszczenie rąk prezbitera miałoby suponować ich szczególną „konsekrację”, z której dopiero wynikałoby prawo do dotykania Najświętszego Sakramentu – w tym do jego udzielania wiernym.

We wszystkich tych przypadkach odwołujący się do faktu namaszczenia rąk kapłańskich rozumieją go zatem jako rodzaj aktu faktycznie i trwale zmieniającego właściwości rąk człowieka, który przyjmuje sakrament święceń w stopniu prezbiteratu.

„Istotne czynności” sakramentu święceń

Namaszczenie rąk rzeczywiście ma miejsce podczas udzielania sakramentu święceń w stopniu prezbiteratu (czyli tzw. święceń kapłańskich). Tyle, że nie należy do tzw. istotnych czynności sakramentu, czyli tych, których zaistnienie konieczne jest do jego ważnego udzielenia.

Tymi istotnymi czynnościami (w przypadku wszystkich trzech stopni sakramentu święceń) są: nałożenie w milczeniu rąk na głowę wyświęcanego i modlitwa konsekracyjna (por. KKK 1573).

Świadectwa dotyczące takiej formy przekazywania udziału w posłudze apostolskiej znajdujemy już w Nowym Testamencie. Apostołowie, modląc się, wkładają ręce na pierwszych siedmiu diakonów (por. Dz 6,6). Kościół antiocheński wyprawia Barnabę i Pawła w ich pierwszą podróż misyjną „po poście i modlitwie oraz po włożeniu na nich rąk” (Dz 13,3), w czym niektórzy widzą właśnie moment ich święceń kapłańskich lub sakry biskupiej.

Potem Paweł dwukrotnie przypomina swojemu uczniowi, Tymoteuszowi, którego ustanowił biskupem w Efezie, o charyzmacie (czyli łasce, darze Bożym – chodzi najpewniej właśnie o święcenia), udzielonym mu przez nałożenie rąk (por. 1Tm 4,14; 2Tm 1,6). Widzimy zatem, że nałożenie rąk i modlitwa, jako istotne czynności należące do obrzędu święceń, mają dość solidne umocowanie bezpośrednio w tradycji biblijnej.

Krótka historia namaszczenia

Wszystkie pozostałe czynności, znaki i formuły, poza dokonywanym w milczeniu nałożeniem rąk i następującą po nim modlitwą konsekracyjną, mają charakter obrzędów wyjaśniających misterium sakramentu.

Jednym z nich jest namaszczenie rąk świeżo wyświęconego prezbitera olejem krzyżma. O ile „czynności istotne” sakramentu święceń wywodzą się wprost z udokumentowanej w Nowym Testamencie praktyki pierwotnego Kościoła, o tyle namaszczenie, będące obrzędem towarzyszącym święceniom i wyjaśniające misterium sakramentu, ma nieco późniejszy rodowód.

Jako możliwe źródło tej praktyki historycy liturgii wskazują tradycję irlandzko-celtycką lub późno-hiszpańską z przełomu VI i VII wieku. Oczywiście sam liturgiczny znak namaszczenia znajdziemy już w Starym Testamencie. Jest to jednak namaszczenie głowy, towarzyszące przekazywaniu zarówno funkcji kapłańskiej (e.c. Wj 29,7; Kpł 21,10), jak i królewskiej (e.c. 1Sm 16,12-13).

Stary Testament nie zna jednak osobnego obrzędu namaszczenia rąk. Nie poświadczają go również pisma Nowego Testamentu.

Obrzęd wyjaśniający

Oprócz namaszczenia rąk do obrzędów wyjaśniających sakramentu święceń w stopniu prezbiteratu należą: ubranie w szaty liturgiczne właściwe dla przyjętego stopnia święceń; przekazanie kielicha i pateny; „pocałunek pokoju”, wyrażający przyjęcie do braterskiej wspólnoty wyświęconych danego stopnia.

Wszystkie te znaki, z namaszczeniem włącznie, są obrzędami wyjaśniającymi. To znaczy, że same nie sprawiają nic istotnego. Ich zadaniem jest „wyrazić i dopełnić w sposób symboliczny dokonywane misterium” (por. KKK 1574).

Pełnią więc one dokładnie taką samą rolę jak namaszczenie głowy, nałożenie białej szaty i przekazanie odpalonej od paschału świecy w obrzędzie sakramentu chrztu. Jeśli z jakichś powodów nie mogłyby się odbyć, samej czynności sakramentalnej i jej skuteczności niczego nie będzie brakować.

Symbol, nie „konsekracja”

Z namaszczenia rąk prezbitera w obrzędzie sakramentu święceń nie wynika więc żadne szczególne uzdolnienie tej części jego ciała. Namaszczenie rąk jest jedynie symbolicznym wyrazem obdarzenia przez Boga łaską całej jego osoby i nie stanowi przyczyny sprawczej władzy błogosławienia, uświęcania i konsekrowania.

Ta bowiem wynika z przyjętych święceń, a nie z faktu dokonania (lub nie) symbolicznej czynności namaszczenia rąk. Co za tym idzie, ręce prezbitera jako takie nie nabierają żadnych szczególnych właściwości.

Tradycja całowania rąk kapłana (zwłaszcza neoprezbitera, udzielającego błogosławieństwa po przyjęciu święceń) wyraża wdzięczność i cześć dla Chrystusa działającego poprzez jego wyświęconą osobę, a nie dla samych rąk tego konkretnego człowieka.

Wiedziała o tym staruszka z pewnej uroczej anegdoty, krążącej po kilku diecezjach. Młodemu księdzu, który wzbraniał się przed tym tradycyjnym ucałowaniem jego rąk przy okazji prymicyjnego błogosławieństwa, miała odpowiedzieć: „Nie ciebie, durniu, całuję”.

Mamy większy problem: echa herezji

Zatem argument „namaszczonych dłoni” nie broni się w dyskusji na żaden z wymienionych na początku tematów. Myliłby się jednak (niestety) ten, kto w jego przywoływaniu chciałby widzieć jedynie formę tzw. „myślenia magicznego”, choć niewątpliwie występują tu jego cechy.

Problem sięga głębiej niż przecenienie istotnego znaczenia jednego z liturgicznych znaków. Bierze się on ze słabej katechezy sakramentalnej – tak odnośnie sakramentalnego działania Chrystusa w Kościele w ogóle, jak i każdego z siedmiu sakramentów z osobna.

I to jeszcze nie wszystko. Istotą problemu wydaje się bowiem przedłożenie osobistych przekonań (poszczególnych wiernych lub całych grup) – powziętych w oparciu o słabą (lub błędną) katechezę, uzupełnioną często mniemanymi, a niepotwierdzonymi przez Kościół, „objawieniami” – ponad oficjalne nauczanie Kościoła, tudzież ustalone przezeń normy prawne i liturgiczne.

Takie nastawienie duchownych (niestety licznych) i wiernych świeckich skutkuje już (i skutkować będzie) dużo poważniejszymi problemami, niż nieco naiwna wiara w nadnaturalne właściwości rąk księdza. A już w niej pobrzmiewają niepokojące echa starych herezji, z monofizytyzmem i doketyzmem na czele. Przy nich zaś modny ostatnio i pilnie śledzony przez wielu „klerykalizm” wydaje się naprawdę niewinną igraszką.

Zobacz nasz ilustrowany przewodnik po święceniach prezbiteratu. Jak się zostaje księdzem?

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.