separateurCreated with Sketch.

Obrzezanie, koszerna kuchnia i przejścia na judaizm. Tak dziś żyją Żydzi w Polsce

MENORA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Dawid Gospodarek - publikacja 21.01.22, aktualizacja 25.01.2024
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Świat żydowski jest bardzo zróżnicowany. W ortodoksyjnej synagodze wciąż mamy osobny babiniec – miejsce, gdzie gromadzą się kobiety, odizolowane od mężczyzn. A w reformowanej kobiety zalicza się nawet do minjan – 10 osób potrzebnych do wspólnej modlitwy.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Ilu Żydów mieszka w Polsce

Dawid Gospodarek: Czy jesteś w stanie powiedzieć, ilu Żydów mieszka w Polsce? I jacy to Żydzi – czy związani z jakąś formą judaizmu, niewierzący, zaangażowani w instytucje kulturalne?

Agata Rakowiecka*: I tu już zaczynają się schody. To jest paradoksalne, bo wydawałoby się, że statystyka jest czymś zero-jedynkowym i mierzalnym. Takiej konkretnej odpowiedzi chyba byś oczekiwał. Być może ktoś prowadzi tego rodzaju rejestr i próbuje to jakoś zbadać, ma do tego narzędzia. Ja o tym nie wiem.

Z pewnością często pojawia się to pytanie.

Oczywiście. Tylko problem z odpowiedzią zaczyna się już w definicji – kto to jest Żyd, o co pytamy, kogo my mamy liczyć. Czy chodzi o wszystkie osoby, które mają żydowskie pochodzenie, czy pochodzenie żydowskie po matce – zgodnie z halachą [red. – tradycyjnym prawem żydowskim], czy nie bierzemy pod uwagę tych, którzy, mając pochodzenie, się nie identyfikują… Tych warstw jest wiele i to jest kwestia niejednoznaczna, nie można jednoznacznie powiedzieć, że np. Żyd to jest przynależność etniczna, albo że Żyd to jest wyznawca judaizmu. Nie ma takiej łatwej definicji, więc strasznie ciężko jest to potwierdzić i zliczyć.

Ale jakieś dane przecież mamy.

Tym, na czym można się opierać, są pewne pośrednie dane. Niektórzy próbują to liczyć, np. zestawiając liczbę Żydów sprzed wojny z liczbą tych, którzy ocaleli i wrócili. Analizują pogromy, sytuacje polityczne np. z roku 1968, demografię i próbują oszacować. Można patrzeć na liczbę osób zrzeszonych w organizacjach żydowskich, jednak wiemy, że to wcale nie odpowiada rzeczywistości, bo angażuje się tu zdecydowana mniejszość Żydów.

Możemy wreszcie zaufać np. spisom powszechnym, jednak i one nie zawsze są metodologicznie dobre. Na przykład kiedyś przy pytaniu o narodowość można było wpisać tylko polską lub inną, co w oczywisty sposób wpływało na odpowiedzi. Ostatnio na szczęście już to poprawiono. Jednak to wciąż są niepewne sposoby. Nie wiadomo na 100 procent, ilu jest tu Żydów.  

Gdy zaczynałam profesjonalnie działać w społeczności i te dane były potrzebne, mówiło się, że jest ok. 20 tys. Żydów. Dzisiaj, po jakichś 15 latach, mówi się, że może i 40 tysięcy... Pewne podliczenie jest bardzo trudne ze względu na to, że potrzeba by tu dobrej metodologii, odpowiednich narzędzi, uwzględnienia różnych kryteriów.  

To, co mogę powiedzieć na pewno, to że w JCC [Centrum Społeczności Żydowskiej – przyp. red.] mamy 550 członków, i to są osoby w absolutnej większości deklarujące żydowskie pochodzenie. Ale znowu – my nie pytamy czy to po matce, po ojcu, czy są na to papiery, więc jest to po prostu na zasadzie deklaracji.

W naszych wydarzeniach i w naszym życiu społecznym mogą brać udział absolutnie wszyscy, nawet niekoniecznie trzeba być członkiem. Są osoby, które po prostu mają taką potrzebę. W naszych wydarzeniach bierze udział dużo więcej osób niż zadeklarowani członkowie, i to nie tylko Żydzi. 

Można też policzyć członków synagog, jednak to pytanie tylko o osoby religijne. I znowu – czy religijny człowiek to tylko ten, który pojawia się w synagodze? Czy to też ktoś, kto po prostu deklaruje, że jest wierzący w Boga? Gdzie są te granice i kto to definiuje? Kiedyś pewien rabin na podobne pytanie odpowiedział mi: "Nie wiem, ilu jest Żydów, ale z pewnością każdego dnia coraz więcej…"

Jak widzisz, postawiłeś już na początku bardzo trudne pytanie i muszę powiedzieć – nie wiem. I nie wiem, kto może wiedzieć.

Religijność polskich Żydów

Czy jesteś w stanie mniej więcej procentowo powiedzieć, ilu z Żydów w Polsce jest zaangażowanych w gminy wyznaniowe? Ilu chodzi do synagog?

Mniejszość, zdecydowana mniejszość. Większość deklaruje się jako „świeccy”, kulturowi. Nasza organizacja JCC też nie jest religijna, ale to wcale nie znaczy, że nie mamy wydarzeń opartych o kalendarz świąt, że nie zdarza się tu jakaś modlitwa np. na koniec szabatu. To też jest element kultury. 

Gdy się porozmawia z rabinami i głębiej wejdzie w założenia judaizmu, to tak naprawdę nawet wiara w Boga nie jest oczywistym obowiązkiem, najważniejszym kryterium. Religijny Żyd powinien wykonywać określone zadania, żyć w określony sposób, a to, co ma w sercu, jaka jest jego motywacja – czy to jest relacja z Bogiem, jak tego Boga pojmuje – to jest dużo bardziej złożone. 

A tych zachowań, zasad i założeń jest bardzo dużo. Regulują praktycznie każdą sferę życia – jedzenie, rodzinę, ubiór… I tu znowu Żydzi różnie do tego podchodzą. Niektórzy starają się wypełniać z tego maksymalnie dużo – ich jest niewielu. Inni sobie wybierają rzeczy dla nich ważne. Jednak takich, którzy mówią o sobie, że są świeccy, niereligijni, jest najwięcej. Ale mają poczucie jakiejś przynależności. Też ludzie mają różne okresy w życiu – bardziej i mniej religijne. To jest skomplikowane. 

A czy ci niereligijni Żydzi też zachowują np. jakieś zwyczaje związane z religią, typu koszerne jedzenie, święta?  

Tak, zdarza się tak. Chcą może dla podkreślenia swojej tożsamości, dla wpisania w tę tradycję, robić coś „żydowskiego”, a tu religia i kultura mocno się przecież przenikają. Kultura żydowska jest bogata, jest też kultura jidysz. 

Wspomniałaś, że wasza organizacja nie jest religijna. Jak więc przejawia się u was ta żydowskość? 

Zastanawiamy się, co i jak można robić społecznościowo, co nie będzie jakoś wykluczające. W model naszego działania wpisana jest próba wzięcia tradycji, historii, oczywiście też religii Żydów i przełożenie tych idei i towarzyszących im zwyczajów na współczesne życie. 

Na przykład w niedzielę 16 stycznia było święto Tu bi-Szwat, Nowy Rok Drzew. W JCC zorganizowaliśmy na to święto seder, czyli taką okolicznościową uroczystą kolację. Ona ma swój tradycyjny porządek, była prowadzona przez rabina, bo współpracujemy tu z Synagogą Nożyków. Było to więc religijne wydarzenie.

Natomiast w ramach obchodów tego święta robimy też wymianę ciuchów i rozmowy o idei, która się wywodzi z Tory, ale ma też znaczenie dla klimatu. Mam tu na myśli koncepcję odpoczynku ziemi co 7 lat. Bierzemy więc jakąś źródłową treść, ale zastanawiamy się nad tym, jak rozumieć i praktykować te idee dzisiaj, tu i teraz, w sprawach, które nas wszystkich dotyczą.

Podobnie w Paschę, gdy czytamy Hagadę [egzegetyczne opowiadania biblijne – przyp. red.] i przypominamy sobie, że byliśmy niewolnikami w Egipcie, zastanawiamy się nad wolnością, nad przestrzeniami, gdzie dziś jest ona zagrożona, chcemy szukać konkretnych możliwości, gdzie sami możemy angażować się np. w sytuację współczesnych niewolników. Czujemy się odpowiedzialni. 

Żydzi w kraju katolickim

Jak religijnym Żydom żyje się w Polsce, w kraju większościowo katolickim? I jeśli chodzi o emocje, i możliwości praktykowania religijnych wymogów?

Można to próbować opisać w dwóch kategoriach: powiedzmy – życiowej, na ile wygodnie się funkcjonuje, oraz emocjonalno-metafizycznej. 

Jeśli chodzi o dostępność do synagogi, koszernego jedzenia itd., to oczywiście jest zależne od miejsca, w którym się mieszka. Jeśli jest to spore miasto, w którym funkcjonuje gmina wyznaniowa, raczej jest łatwiej. W Warszawie jest kilka funkcjonujących synagog, są dwie mykwy [red. – zbiorniki do rytualnych obmyć], jest dostęp do koszernego jedzenia, jest sklep koszerny, restauracje, dosyć dobrze i prężnie funkcjonująca gmina żydowska… Tych możliwości jest… nigdy nie wystarczająco, wiadomo, ale nie można narzekać.

Natomiast zupełnie inaczej ma się sytuacja w miejscowościach, gdzie nie ma gminy albo nie ma żadnej funkcjonującej społeczności, synagogi, nie mówiąc o dostępie do koszernych produktów. Oczywiście nie ma problemu z warzywami, owocami, ale przy pieczywie, a już w ogóle przy mięsie, sprawa się komplikuje. Więc pod względem dostępności i wygody to jest zależne od geografii. 

Jeśli natomiast chodzi tę drugą kategorię, o mentalność, to też jest bardzo różnie. Funkcjonowanie Żydów w Polsce jest naznaczone mocnym ładunkiem emocjonalnym. Nie jest to raczej neutralna sprawa. Bywa to oczywiście bardzo pozytywne, zdarza się, że na informacje o tym, że ktoś jest Żydem, ludzie dookoła reagują z dużym entuzjazmem, zainteresowaniem. Ale bywa też zupełnie odwrotnie. Istnieje antysemityzm, różne jego przejawy.

Osoby bardziej religijne można rozpoznać już po wyglądzie. Ich życie może być więc czasem bardziej stresujące niż niereligijnego Żyda. Podobnie z nazwiskami – moje, po ojcu, brzmi polsko, i tylko moja chęć podzielenia się informacją o pochodzeniu może coś zmienić. Ale gdy ktoś ma np. na nazwisko Goldberg, jest już w innej sytuacji. Bywa naprawdę bardzo różnie. Można spotkać takiego Żyda, który powie, że żyje mu się w Polsce fantastycznie. A są i tacy, którzy czują się dyskryminowani, boją się chodzić w kipie po ulicy, chowają cicit [red. – wystające białe frędzle]. 

Jest możliwość sprawdzenia gdzieś w Polsce, czy ma się jakieś korzenie żydowskie?

Są takie miejsca. Jest np. fantastyczne centrum genealogii przy Żydowskim Instytucie Historycznym, gdzie pracują niesamowici ludzie, z ogromną wiedzą, sięgają do archiwów, mają różne narzędzia i wiele osób korzysta z ich pomocy, nawet z zagranicy przyjeżdżają ludzie, by szukać informacji o swoich korzeniach. Pomoc znaleźć można też w Muzeum Polin, gdzie jest dyżur genealoga. 

Konwersje na judaizm

Czy dostrzega się jakieś większe zainteresowanie judaizmem, konwersje?

Tu konkretną wiedzę mają rabini. Konwersję można przejść w różnych nurtach, nie ma więc jakiegoś centralnego rejestru. Każda konwersja jest procesem bardzo indywidualnym, zbiera się sąd rabinacki. Są różne historie, ale nie zdarzają się często.

Są np. osoby związane od jakiegoś czasu ze środowiskiem, odkrywające swoją tożsamość i uznające, że konwersja jest jakąś konsekwencją, pasuje im taki styl życia. Są też takie osoby, które przechodzą konwersję, bo się zakochały i chcą wziąć ślub religijny, przynależeć do tej społeczności.

Bywają też takie osoby, które znają historię rodziny i wiedzą, że mają pochodzenie żydowskie, ale z różnych powodów nie mają żadnych dokumentów – to zdarza się dość często. I przechodzą konwersję, bo to jest jedyny sposób na to, żeby stać się Żydem. 

Koszerne jedzenie

Z żydowskością kojarzą się najbardziej chyba dwie kwestie – koszerna kuchnia i obrzezanie. Możesz opowiedzieć więcej, jak to jest z koszernym jedzeniem, przestrzeganiem zasad koszerności? 

Znowu nie jest łatwo odpowiedzieć. Definicje koszerności są różne, czasem dość szerokie. Niektórzy trzymają się wszystkiego, nawet w domu mają specjalnie przygotowaną kuchnię do przygotowywania koszernych dań. Są też tacy, dla których koszerność ogranicza się do unikania wieprzowiny, czasem też owoców morza. To indywidualna decyzja.

Z drugiej strony, nawiązując trochę do poprzedniego wątku, czyli przekładania różnych zasad wynikających z religii na kwestie współcześnie ważne dla ludzi, niekoniecznie związane z religią. Obserwujemy coraz bardziej pewien trend – to, co jemy, ma znaczenie, mamy świadomość, że to wpływa na nasz dobrostan, zdrowie.

Niektórzy w zasadach koszerności też szukają takich rzeczy, jak właśnie świadomość, że to dbanie o koszer daje taką możliwość, że za każdym razem zastanowisz się, co wkładasz do ust. Dostrzegają, że już sama ta uważność jest czymś dobroczynnym dla człowieka. I skoro to ma związek z żydowską tradycją – dlaczego by nie skorzystać i nie starać się z tego korzystać? 

Motywacje mogą być różne. Gdybym miała powiedzieć procentowo, to chyba jednak nadal przeważają świeccy – niereligijni, którzy koszeru nie przestrzegają, ale jednocześnie wspaniałe jest to, że nawet jak ktoś nie przestrzega koszeru, to nic mu nie zaszkodzi zjeść koszernie. Dlatego my w JCC mamy koszerną kuchnię, więc, choćby poprzez przychodzenie tu na niedzielne śniadanie, społeczność chcąc nie chcąc ma do czynienia z koszernym jedzeniem. 

Obrzezanie

Drugą kwestią jest obrzezanie. Czy to się wciąż praktykuje? Tak tradycyjnie, osiem dni po narodzinach chłopca… I czy jeśli ktoś konwertuje w dorosłym życiu na judaizm, też musi się obrzezać? 

Oczywiście, że obrzezanie się zdarza, ale w polskich realiach raczej rzadko. Dla religijnych rodzin jest to bardzo ważne. Wśród osób, które nie są religijne, nie praktykują, raczej należy to do rzadkości.

Zdarzają się też przypadki osób, które świadomie postanawiają wejść w ten żydowski świat i rozbudowywać swoją tożsamość w dorosłym życiu, dlatego decydują się na taki dość radykalny krok. Ale w Polsce nie jest to aż tak powszechne, jak np. w USA. 

I tego rytualnego zabiegu dokonuje specjalnie wyszkolony rabin? 

Tak. To jest cała procedura, robi to mohel [specjalnie wyznaczony mężczyzna – przyp. red.]. Jest ten element nacięcia, upuszczenia krwi. Ceremonie obrzezania, w których uczestniczyłam, były różne. W przypadku znajomych, którzy dokonali tego jako dorośli, nie była to już ceremonia publiczna w synagodze.

Świat żydowski jest bardzo zróżnicowany

W Warszawie są różne synagogi – ortodoksyjna, reformowana, chabad [nurtu chasydów – przyp. red.]. Jest nawet rabinka. Ciekawe jest to, że w każdej z nich na to samo pytanie, bazujące na tej samej Torze czy tych samych żydowskich tradycjach, można usłyszeć serię różnych, często sprzecznych odpowiedzi. Nawet w tematach dotyczących moralności. Jeden rabin powie tak, drugi inaczej. 

Absolutnie! To jest wszystko prawda.

No właśnie. Jak to możliwe? Nie ma tu jakichś kłótni? Do was przecież na różne święta też przychodzą Żydzi z różnych synagog i nie kłócą się? 

Oczywiście, że są kłótnie i spory. Dla mnie zresztą to właśnie jest pewien rdzeń judaizmu – to pole do dyskusji. Mam przekonanie, że tak długo, jak długo chce nam się ze sobą dyskutować, wszystko jest dobrze. Dojść do konsensusu to pewnie jakieś marzenie ściętej głowy, ale właśnie – moim zdaniem – sam fakt dyskusji, nawet ostrej, pokazuje, co dla nas jest tak naprawdę ważne. Co jest wartością. Co w ogóle jeszcze nas obchodzi. 

Świat żydowski jest bardzo zróżnicowany, nie jest scentralizowany, nie ma jakiegoś ciała decyzyjnego, namiestnika, ostatecznej instancji rozstrzygającej spory. Różnice towarzyszą nam od zawsze.

Widać, jak np. w czasach talmudycznych rabini mieli różne opinie chociażby o tym, w którą stronę zapalać świeczki na chanukii – świeczniku używanym na święto Chanuka. Jedno rozwiązanie przyjęło się szerzej, ale to nie znaczy, że zapalający inaczej robią coś złego. Jest duża dowolność.

Jedne spory są poważniejsze, inne mniej. Np. kwestia praw kobiet budzi kontrowersje. I ich udział w życiu religijnym. Dostrzegalne są pewne zmiany w społecznej świadomości, związane w ogóle z rozwojem cywilizacji. W ortodoksyjnej synagodze wciąż jednak mamy osobny babiniec – miejsce, gdzie gromadzą się kobiety, odizolowane od mężczyzn. A w reformowanej kobiety zalicza się nawet do minjan [10 osób potrzebnych do wspólnej modlitwy, tradycyjnie tylko mężczyzn – red.].

Te różnice przekładają się na różne praktyczne problemy, jak np. w omawianej już kwestii tego, kogo można uznać za Żyda. Albo problemy dotyczące udzielania ślubów. A kultura dyskusji też bywa różna – są tacy, którzy potrafią debatować, a są i tacy, którzy, powiedzmy, jeszcze muszą się dużo nauczyć. Podobnie jak chyba w każdej społeczności. 

*Agata Rakowiecka – dyrektorka Centrum Społeczności Żydowskiej JCC Warszawa.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.