separateurCreated with Sketch.

Przepowiednie na kolejny rok. Czy warto się nimi przejmować?

PRZEPOWIEDNIA
Jak to zwykle pod koniec roku, internet aż pęka w szwach od przepowiedni i proroctw dotyczących naszej przyszłości. Cieszą się one nadspodziewanie dużą popularnością jak na racjonalne społeczeństwo XXI wieku. Dlaczego tak się dzieje? I jaki stosunek powinien mieć do nich człowiek wierzący?
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Urodzaj na przepowiednie

Przełom roku za pasem, więc na portalach, jak zawsze o tej porze, wysyp tekstów referujących prognozy i przewidywania dotyczące naszej przyszłości. Wśród nich wcale niemało artykułów traktujących nie tylko o wyliczeniach i spodziewaniach ekspertów wszelkich możliwych dziedzin. Jeszcze większą popularnością cieszą się bowiem przepowiednie i "proroctwa" jasnowidzów i wizjonerów przeróżniej proweniencji. Natrafiamy więc na interpretacje mniej lub bardziej oczywistych omenów i znaków na niebie i ziemi, na podstawie których owi przepowiadacze przyszłości wieszczą nam, czego należy spodziewać się w nowym roku. Cicer cum caule (łac. "groch z kapustą"), pomieszanie z poplątaniem. Jackowski i Nostradamus, ojciec Klimuszko i Wangelija Pandewa Dimitrowa, zwana Babą Wangą, tudzież zastęp pomniejszych dyżurnych (lub początkujących) „proroków”. Do tego kalendarz Majów albo kogoś innego i krew św. Januarego.

Wszystko utrzymane zazwyczaj w atmosferze niepokoju i trwogi, jeśli nie wręcz w nastrojach „apokaliptycznych”. Klęski i wojny, zarazy i kryzysy, katastrofy i konflikty – jedne straszniejsze i globalniejsze od drugich. Przyszłość nasza jawi się w tych tekstach najczęściej w barwach ponurych i w dramatycznych tonach.

Ciekawość, pierwszy stopień…

Może i nie byłoby nawet o czym specjalnie mówić, gdyby nie fakt, że w szczycącym się swoją racjonalnością społeczeństwie trzeciej już dekady XXI wieku przepowiednie powyższe wydają się cieszyć zaskakującą popularnością. Świadczą o tym liczby kliknięć, jakie zbierają referujące je teksty. Skąd takie zainteresowanie i „klikalność”? I jak się one mają do wiary?

Zaryzykowałbym stwierdzenie, że jedną z przyczyn popularności owych przepowiedni jest nuda i ciekawość. Koniec roku, okres poświąteczny, schyłkowa faza procesów trawiennych karpia i kutii sprawiają, że szukamy łatwej rozrywki. Niekoniecznie mamy ochotę zajmować się poważnymi sprawami (na to będzie zaraz znowu cały rok). „Umilamy” więc sobie czas „głupotami” i „ciekawostkami”. Przecież znakomita większość z nas gotowa jest uparcie twierdzić, że wcale w te wszystkie wizje i proroctwa nie wierzy. „Klika” ot tak, dla zabicia nudy, z niewinnej ciekawości.

Niepokój stary jak człowiek

Drugim powodem jest chyba jednak niepokój, jaki w naturalny niemal sposób generują w nas momenty przełomowe. Kończy się (symbolicznie, ale jednak) stare, a nadchodzi nowe. Stare nie było fantastyczne, ale nowe jest nieznane. A my, uzbrojeni w zdobycze techniki, karty kredytowe i certyfikaty zdrowotne, nadal przeżywamy zwykły ludzki lęk o przyszłość. A na lęk (zwłaszcza niezbyt świadomy lub taki, do którego niespieszno nam się przyznać choćby przed samymi sobą) każde „lekarstwo” jest dobre. Niby nie wierzymy i wiemy, że wszystkie te przepowiednie skonstruowane są na zasadzie ludowej prognozy pogody, wieszczącej: „na świętego Hieronima jest dysc albo go ni ma”. A z drugiej strony ochota, by „zajrzeć Panu Bogu w karty” ze zrozumiałych względów ma się w nas dobrze.

Zagubienie informacyjne

Do tego dochodzi nasze zagubienie informacyjne. Nasza trzydziestoletnia już przyjaźń z internetem zrobiła swoje. Stworzyliśmy (i nadal tworzymy) ogromną bibliotekę, do której każdy może dołożyć kolejny tom. Ale też każdy może z niej "wyciągnąć" to, na co tylko mu przyjdzie ochota. Niestety w większości nie umiemy się po niej poruszać. Tabliczki z nazwami działów są niemal nieczytelne, a większość gości (czy raczej: mieszkańców biblioteki) nie odróżnia zbioru starożytnych bajek od średniowiecznego traktatu czy nowożytnej encyklopedii. Kolejnych pokoleń użytkowników nikt nie nauczył krytycznego myślenia i segregowania źródeł na wiarygodne i niewiarygodne. Skutkuje to często przekonaniem, że „skoro napisane, to coś w tym musi być”.

Nasze kłopoty i tamci

Każde z nas ma swoją porcję życiowych kłopotów i związanych z nimi frustracji. Tylko na Instagramie i Facebooku staramy się jeszcze czasem udawać, że u nas zawsze wszystko w najlepszym porządku, tip-top, na medal i oczywiście z szerokim uśmiechem. Tymczasem przeżywamy najróżniejsze trudności.

Także tym przykrym doświadczeniom przepowiednie i proroctwa (możliwie ponure), tudzież najróżniejszego autoramentu „wiedza dla wtajemniczonych” wychodzą naprzeciw. Nie tylko dlatego, że stanowią odskocznię na zasadzie: co tam mój cieknący kran, kiedy nadchodzi zabójczy wirus, uwolniony z topniejącego lodowca. Ale także dlatego, że oferują dyskretnie „usprawiedliwienie” i swoiste „zwolnienie” z troski o własne postępki i jakość życia. Cóż znaczą moje porażki i błędy, skoro świat i tak nieubłaganie zmierza ku zagładzie, a oni (dowolni „tamci”, najlepiej dość nieuchwytni – tacy przebiegli przecież) knują na potęgę przeciw ludziom dobrej woli mojego pokroju. Po cóż miałbym się przejmować pracą nad sobą i poprawą tego, co w zeszłych "sezonach" mi nie szło? Przecież nadchodzą kosmici i światowy spisek cyklistów pod wodzą Starca z Nizin!

Jak to wygląda z perspektywy wiary?

Mogłoby się wydawać, że sam Zbawiciel również wpisywał się w nurt mrożących krew w żyłach przepowiedni dotyczących przyszłości. Wszak trzech z czterech ewangelistów referuje Jego mowę „apokaliptyczną”, dotyczącą przyszłości Miasta Świętego i reszty świata (por. Mt 24, Mk 13, Łk 21). Tyle że Chrystus podkreśla, że Jego uczniowie nie mają się skupiać na tym, co dokładnie i kiedy się wydarzy. Wydaje się wręcz sugerować, że owe trudne i mało przyjemne wydarzenia będą mieć miejsce w każdym pokoleniu. Zaprasza nas raczej do „podniesienia głów” i zobaczenia, że my czekamy na coś zupełnie innego. Nie na powodzie, trzęsienia ziemi, zarazy i wojny, które oczywiście zdarzają się i mogą się nadal zdarzać. Przedmiotem naszego oczekiwania jest Jego przyjście, które będzie tym, czym rokrocznie jest dla ziemi i jej mieszkańców nadejście lata:

I powiedział im przypowieść: "Patrzcie na drzewo figowe i na inne drzewa. Gdy widzicie, że wypuszczają pączki, sami poznajecie, że już blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się dzieje, wiedzcie, iż blisko jest królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą" (Łk 21,29-33).

Na to niespokojne (a któż nam obiecywał spokój?) oczekiwanie Pan daje nam swoje Słowo. Ono jest zdolne rozświetlić mroki naszej egzystencji i wytłumaczyć nam z Bożej perspektywy to, co przeżywamy. Daje nam sakramenty, przez które jest przy nas nieustannie obecny we wszystkich naszych doświadczeniach. I daje nam niezliczone okazje do praktykowania miłości. Nimi mamy się zająć w każdych okolicznościach, które nadejdą. O ile oczywiście jesteśmy (i chcemy być) Jego uczniami. Bo jeśli nie, to rzeczywiście może i warto zainteresować się wróżbami i wieszczbami dotyczącymi przyszłego roku. A czy będą to wróżby z fusów, czy z wnętrzności podwórkowego kota, przepowiednie Baby Jagi czy o. Pio, to już niewielka różnica.

Z tymi ostatnimi (świętego z Pietrelciny wymieniam tu jedynie symbolicznie) jest zresztą o tyle większy problem, że wielu wierzących w tak zwanej „dobrej wierze” gotowych jest ich słuchać i uważać je za pewne. Tymczasem często są one jedynie przypisywane danemu świętemu lub wyrwane z kontekstu. Ale kogo to przekona, kiedy mistyczka-stygmatyczka Anita z Katzengrübchen, albo sama Matka Boska objawiająca się rzekomo w Ułan-Bator lub Pipitiano Napoletano twierdzi, że najpóźniej w maju czekają nas radioaktywne ulewy i jawny kult szatana w wykonaniu papieża? Wiadomo, że zawsze lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć. I mówicie co chcecie, ale przepowiednie Babki Ziemeszkowej sprawdzały się do tej pory ponoć w aż 76,5%. A niedowiarkowie jeszcze się przekonają… Prawda?

Top 10
See More
Newsletter
Get Aleteia delivered to your inbox. Subscribe here.