Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Nie zapomnij o kwasach omega-3
Znacie ten mem o różnicach między rodzicielstwem sto lat temu i dzisiaj? Dziś trzeba się upewnić, czy dziecko ma zaspokojone potrzeby emocjonalne, edukacyjne, psychiczne, psychologiczne, duchowe i społeczne, czy jest właściwie leczone, czy ma wyznaczone granice w korzystaniu z telefonu oraz czy otrzymuje zbilansowane posiłki z produktów pozbawionych GMO. A to dopiero połowa wyliczanki – dalej jest jeszcze np. własny pokój, znajomość języków obcych, umiejętność zagrania Etiudy rewolucyjnej Szopena i poczucie niezależności połączone z szacunkiem dla autorytetów. Aha, nie można też zapomnieć o kwasach omega-3. A kto był dobrym rodzicem sto lat temu? Ten, kto od czasu do czasu dał dziecku jeść.
Dowcip to bardzo zabawny, choć nie do końca prawdziwy. Rodzice chyba zawsze, poza patologicznymi sytuacjami, troszczyli się o swoje dzieci. Niektóre ich potrzeby, np. duchowe czy kształtowania samodzielności, traktowano dawniej dużo poważniej niż dzisiaj. Niemniej wspomniany mem chyba dobrze oddaje skalę wymagań, którym starają się sprostać dzisiejsi rodzice, i poczucie obciążenia, które im towarzyszy. Z jakim skutkiem?
Wyczerpanie i kompromitacja
W latach 2018-2020 grupa badawcza pod kierunkiem prof. Moiry Mikolajczak i prof. Isabelle Roskam z Katolickiego Uniwersytetu w Lowanium w Belgii przeprowadziła badania wśród 17 tysięcy rodziców w 42 krajach na wszystkich kontynentach na temat tzw. wypalenia rodzicielskiego.
Cóż to takiego? Wypalenie zawodowe to termin znany od lat. Oznacza utratę satysfakcji, energii i motywacji do pracy, będącą skutkiem przepracowania i ewentualnie innych negatywnych zjawisk, np. mobbingu czy nieetycznych wymagań. W roli rodzica również można się wypalić. Pojęcie wypalenia rodzicielskiego (parental burnout) pojawiło się po raz pierwszy w amerykańskiej książce Wypalenie chrześcijańskiego rodzica z 1983 r. W latach 80. w USA zrobiono badania na temat tego problemu u rodziców dzieci chorych na nowotwory. Sformułowanie "wypalenie rodzicielskie" zdobyło popularność w XXI wieku, kiedy pojawiły się poczytne poradniki i artykuły na ten temat.
Cztery podstawowe objawy wypalenia rodzicielskiego, przyjęte w badaniu pod kierunkiem prof. Mikolajczak i prof. Roskam to:
Nasilenie każdego z powyższych objawów respondenci mogli ocenić w 7-stopniowej skali od 0 do 6. Ankiety, głównie internetowe, wypełniło 17,4 tys. rodziców, w tym ponad dwa razy więcej matek (ponad 12 tys.) niż ojców (5 tys.). Raport z badań ukazał się w marcu 2021 roku. Można go przeczytać tutaj.
Wypalony jak Polak
Wyniki wspomnianego badania są szczególnie niepokojące dla nas, Polaków. Średni poziom wypalenia rodzicielskiego był u nas najwyższy ze wszystkich badanych krajów – wynosił prawie 40 punktów na 138 możliwych do uzyskania. Przeciętna polska matka i przeciętny polski ojciec odczuwają każdy z 23 przejawów wypalenia rodzicielskiego średnio raz w miesiącu.
Kolejne najbardziej „wypalone” kraje to: Belgia, Egipt, Kanada, USA, Finlandia i Szwajcaria. Natomiast najmniej podatni na ten problem okazali się mieszkańcy: Tajlandii, Chin, Turcji, Urugwaju, Japonii, Iranu i Włoch. Reasumując, można (poza kilkoma wyjątkami) przyjąć, że problem wypalenia rodzicielskiego znacznie mocniej dotyka bogatą Północ niż biedne Południe. Rodzice małych dzieci najczęściej skarżą się na zmęczenie fizyczne, a rodzice nastolatków na wyczerpanie emocjonalne spowodowane konfliktami z dziećmi.
Zdaniem naukowców z Uniwersytetu w Lowanium, w stworzonej przez nich skali próg akceptowalnego funkcjonowania w roli rodzica to 86 punktów. W Polsce przekracza go 8% rodziców – najwięcej na świecie (w niektórych krajach w ogóle nie odnotowano tak wysokiego poziomu wypalenia). Ale nawet znacznie mniejsze wypalenie ma poważne negatywne konsekwencje dla dzieci. Wypaleni rodzice lekceważą ich potrzeby, często są zirytowani, a nawet zachowują się agresywnie. Oczywiście sytuacja taka szkodzi też rodzicom. Nasilone wypalenie może prowadzić do postaw ucieczkowych, takich jak alkoholizm i zaburzenia odżywiania, do zaburzeń somatycznych, a nawet do myśli samobójczych. Te objawy są częstsze niż w przypadku wypalenia zawodowego. To w sumie zrozumiałe, bo pracę można zmienić, a od roli rodzica nie da się uciec.
Rodzic intensywny
Kiedy matka albo ojciec się wypalają? „Wypalenie jest rezultatem nadmiernego stresu przy jednoczesnym braku zasobów, by sobie z nim radzić” – piszą autorki badania. Ich zdaniem wypaleniu sprzyja przede wszystkim kultura indywidualistyczna. Jeśli rodzina nuklearna (tj. dwupokoleniowa) albo – co jeszcze trudniejsze – samotny rodzic żyje w odosobnieniu, wówczas nie ma wsparcia rodzinnego i społecznego. Jeśli pojawią się trudności, łatwiej może paść ofiarą wypalenia.
Duże znaczenie ma też model rodzicielstwa. „Oczekiwania wobec rodziców drastycznie ewoluowały w ciągu ostatnich 50 lat. Rodzice, którzy 50 lat temu byliby uważani za dobrych i uważnych, teraz byliby postrzegani w najlepszym przypadku jako zaniedbujący” – czytamy w raporcie. „Według wielu badaczy, kraje euroamerykańskie weszły w erę tego, co [Sharon – przyp. red.] Hays nazwała „intensywnym macierzyństwem/rodzicielstwem” skoncentrowanym na dziecku, kierowanym przez ekspertów, absorbującym emocjonalnie, pracochłonnym i kosztownym finansowo (…). Oczekuje się, że rodzice zminimalizują wszelkie ryzyko w życiu dziecka i zoptymalizują jego rozwój fizyczny, intelektualny, społeczny i emocjonalny. Zanikło rozróżnienie między tym, czego dzieci potrzebują, a tym, co może wspomóc ich rozwój. A rodzicielstwo, które jest mniej niż optymalne, jest postrzegane jako niebezpieczne” – dodają autorki badania.
Chyba można to podsumować tak, że kiedy jako rodzice staramy się za bardzo, osiągamy skutek odwrotny do zamierzonego.
Jak się nie wypalić?
Co możemy zrobić, jeśli zaobserwujemy u siebie symptomy rodzicielskiego wypalenia (albo choćby myślenie, które może do niego doprowadzić)? Psycholog, właścicielka poradni Sensity w Warszawie, Marta Mauer-Włodarczak przyznaje, że obserwuje to zjawisko. Nie jest to może najczęstszy problem, z którym przychodzą klienci do poradni (na pierwszym miejscu jest zdrada małżonka/partnera), ale mocno daje się we znaki dzisiejszym rodzicom.
Lekarstwo na wypalenie rodzicielskie to – jej zdaniem – przede wszystkim większe zaangażowanie mężczyzn w wychowanie dzieci i odpowiedzialność za rodzinę. „Mężczyźni wykonują polecenia matek swoich dzieci, ale sami nie podejmują decyzji, czują się niekompetentni. Opiekują się dziećmi, ale oddają ciężar odpowiedzialności za wychowanie żonom. Podobnie jest w związkach – mężczyźni oddają partnerkom decyzyjność, a z nią odpowiedzialność za związek. Kobieta instynktownie będzie skupiać się na zaspokajaniu potrzeb dziecka. Im mniej czuje od mężczyzny wsparcia, rozumianego jako odpowiedzialność i decyzyjność, tym bardziej zatraca się w macierzyństwie i zapomina, że pełni również inne role” – wyjaśnia Mauer-Włodarczak.
Smycz
Zdaniem Marty Mauer-Włodarczak kluczowa jest właściwa hierarchia w rodzinie – najpierw rodzice jako fundament, a potem dzieci. „Jeśli rodzice dbają o swoją relację i własne szczęście, w naturalny sposób ustawiają granice dzieciom. Tym samym dają im poczucie większej samodzielności. Im bardziej samodzielne dzieci, tym mniejsze wyrzuty sumienia u rodziców, że coś zaniedbują. Jeśli dzieci widzą, że rodzice cieszą się swoją relacją i korzystają z życia (oczywiście w granicach rozsądku i odpowiedzialnego rodzicielstwa), to same powielają ten model. Też będą się cieszyć swoją samodzielnością, będą chciały ją poszerzać” – tłumaczy. Jeśli natomiast związek niedomaga, to rodzice skupiają się nadmiernie na dziecku i często używają go do regulowania swoich emocji i zaspokajania potrzeby bycia ważnym i kochanym.
Psycholożka zauważa też, że rodzice nieraz mają poczucie winy, kiedy robią coś dla siebie. Powodem jest zwykle to, że sami byli wychowywani przez matki „poświęcające się”, wiecznie umęczone. Jako dorośli mają więc wyrzuty sumienia, kiedy dbają o własne potrzeby. Uważają to za egoizm. „Zaczynają robić coś dla siebie, dopiero kiedy doświadczą wypalenia. I wtedy robią to na bazie złości, a nie świadomości swoich potrzeb i szacunku do siebie. Potem znów uruchamia się poczucie winy, że kogoś lub coś zaniedbali, i wracają do swojego kieratu i powielania wzorca rodzica poświęcającego się dla dziecka. Przy czym to poświęcenie to taka smycz: Ja się tak dla ciebie poświęcam, a ty co?” – wyjaśnia Mauer-Włodarczak.
Ładuj baterie
Autorzy badania nad rodzicielskim wypaleniem zauważają, że trzeba przestać traktować to zjawisko jak temat tabu. Jeśli go doświadczamy, nie powinniśmy się tego wstydzić, tylko szukać wsparcia i pomocy – jeśli trzeba, to także profesjonalnej. „Nie da się być perfekcyjnym rodzicem, a próby zostania nim mogą prowadzić do wyczerpania. Nasze badania sugerują, że jeśli coś pomaga rodzicom naładować baterie, by uniknąć tego wyczerpania, to jest to dobre dla dzieci” – skomentowała prof. Moira Mikolajczak. Jak matka albo ojciec mogą naładować swoje bateryjki? Tak jak każdy – odpoczywając, dzieląc się z bliskimi osobami swoimi radościami i trudnościami, korzystając z pomocy, robiąc czasem to, co daje im radość, i odpuszczając to, co nie jest ważne.
Muszę przyznać, że kiedy przebiegłam wzrokiem listę zadań współczesnego rodzica, mogłam odhaczyć chyba każdy punkt (Mamy nawet na stole w kuchni preparat z kwasami omega-3. Serio!) oprócz nauki grania Etiudy rewolucyjnej. Uff… Nie dlatego, że nie próbowałam. Parę lat temu kupiliśmy pianino i dzieci uczyły się grać, ale po pewnym czasie się zbuntowały. Czasem żałowałam, że bardziej tego nie dopilnowałam. Teraz myślę, że chyba dobrze się stało.