Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Najpierw zobaczyłam grafikę, która przykuła moją uwagę: chłopiec w tramwaju, w tle zarysowana postać anioła stróża. Jakie to piękne, symboliczne i ...krakowskie, bo tramwaje współtworzą klimat naszego miasta.
Przyjaciółka powiedziała, że powiesi ten linoryt w pokoju dorastającego syna. Jak się okazało, intuicyjnie odczytała koncepcję autorki dzieła, Katarzyny Żabczak. Wkrótce mogłam poznać historię nawrócenia artystki.
Anioł i chłopiec z tramwaju
Małgorzata Cichoń: Pani prace zawierają motywy krakowskie – tramwaje, fasady tutejszych kamienic, kopuły kościołów...
Katarzyna Żabczak*: Urodziłam się w Krakowie i tu mieszkam od urodzenia, dlatego to miasto od początku mnie inspiruje. W sztuce, którą tworzę, ważne są motywy z codziennego życia, a zarazem symbolizm. Nie wszystko tłumaczę, pozostawiając oglądającym pole do własnej interpretacji. Ale gdy ktoś zapyta, do każdej pracy mogę opowiedzieć jej historię.
Jaka jest więc historia tej z chłopcem w tramwaju i aniołem?
Kiedyś jechałam jednym z tych starszych, zabytkowych pojazdów i nagle dostrzegłam stojącego na końcu wagonu chłopca. Był pochłonięty obserwowaniem widoku za szybami. Zrobiłam zdjęcie i pomyślałam, że kiedyś je wykorzystam.
Powstał linoryt „Anioł w Krakowie”, w którym zawarłam myśl, że ten młody człowiek odjeżdża tramwajem w stronę dorosłości. Na uliczce zostali jego rodzice – prawie ich nie widać. Syn obserwuje świat, w którym odtąd musi poradzić sobie samodzielnie. To trochę trudne doświadczenie, dlatego wyeksponowałam postać anioła stróża, który czuwa nad swoim „podopiecznym”...
Anioły często pojawiają się na pani grafikach. Dlaczego?
Zaczęło się od drobnego trafu. Gdy uczyłam się w liceum plastycznym w Krakowie, pewnego razu pokazano nam rzeczy przeznaczone na śmieci. Wśród nich leżała rzeźba – anioł z połamanymi skrzydłami. „Zaopiekowałam” się nim, pomalowałam. Po latach skleiłam skrzydła i odnowiłam kolory.
Archanioł Michał i „wypłyń na głębię”
„Wdzięczność” za tę troskę okazała się niemała...
Wkrótce potem wzięłam udział w rejsie, w czasie którego odwiedziliśmy miejsce objawień św. Michała Archanioła w Gargano. Zapoznałam się z tematyką „anielską” i nadal sięgam po książki o tym, jak ludzie z różnych stron świata doświadczają pomocy tych Bożych posłańców. Odtąd bardziej świadomie umieszczam ich w moich pracach.
To właśnie rejs do miejsca objawień św. Michała Archanioła był przełomowy w pani nawróceniu?
Wybrałam się w tę podróż w ważnym czasie. Byłam akurat na etapie duchowych przemian, lecz wydarzenia z przeszłości miały na mnie jeszcze negatywny wpływ. Kiedy mijałam mój kościół parafialny św. Brata Alberta w Krakowie-Czyżynach, w gablocie zobaczyłam plakat zapraszający na „rekolekcje pod żaglami” – rejs do miejsca objawień św. Michała Archanioła na półwyspie Gargano we Włoszech.
Zawsze miałam sentyment do morza i statków, ale nawet nie umiem pływać... A tu spostrzegłam dopisek: „również dla tych, którzy nie pływają”. Motywem przewodnim plakatu były słowa: „Wypłyń na głębię”.
I wypłynęła pani?
Nie od razu. Stwierdziłam, że muszę się odezwać do organizatorów i sprawdzić, czy to na pewno jest to, o co mi chodzi. Skontaktowałam się z Wincentym Podobińskim, który, jak się okazało, prowadzi w Krakowie Rycerstwo Świętego Michała Archanioła. Spotkał się ze mną i potwierdził, że będą to rekolekcje prowadzone pod żaglami pod kierownictwem kapłana.
A co z załogą?
Składała się z 12 osób świeckich i księdza. Wincenty mówił, że co roku Archanioł Michał sam „wybiera” mu załogę. Wśród uczestników były osoby w różnym wieku, a nasze relacje dobrze się układały, czułam się tam jak z rodziną. Wypłynęliśmy 5 lat temu, 29 września, dokładnie w święto Świętych Archaniołów Michała, Gabriela i Rafała.
W trakcie rekolekcji, 2 października, obchodziliśmy liturgiczne wspomnienie Świętych Aniołów Stróżów. W Chorwacji płynęliśmy przez Adriatyk do Włoch, do Monte Sant’Angelo, gdzie znajduje się sanktuarium ku czci św. Michała Archanioła. Odwiedziliśmy też pobliskie San Giovanni Rotondo, związane ze św. o. Pio.
„Chciałam żyć czymś więcej…”
Nie miała pani choroby morskiej?
Na szczęście nie! Mogłam więc nacieszyć się krajobrazami i czytać. Nie ukrywam, popłynęłam w tę podróż trochę zdesperowana, w trudnym momencie życia, Archanioł Michał mnie wezwał i pokrzepił. Wzięłam ze sobą wiele intencji, a karteczkę z nimi zostawiłam w Medjugorie oraz w Gargano, tak jak inni pielgrzymi.
Można wiedzieć, co było zapisane na tej karteczce?
Chciałam żyć czymś więcej niż pracą, sztuką czy sprawami materialnymi. Brakowało mi własnej rodziny. Zostawiłam też intencje od innych osób. Zależało mi, by moje życie się poukładało.
Wcześniej się nie układało?
Nie układało się, bo nie słuchałam tego, co Bóg chciałby mi powiedzieć, a skupiałam się jedynie na tym, czego sama chcę. Zazwyczaj dokonywałam złych wyborów i wpadałam w niedobre sytuacje.
Teraz widzę, że Bóg wysłuchał modlitw, jakie zanosiłam przez wstawiennictwo św. Michała Archanioła, który poświęcił tamtejszą grotę na swoją świątynię...
Z pewnością wysłuchał próśb o własną rodzinę. Właśnie jest pani na urlopie wychowawczym!
Tak. Wraz z mężem wychowuję córeczkę. Dlatego obecnie jestem „wyłączona” z pracy zawodowej czy sztuki, bo głównie opiekuję się 2-letnią Asią. W wolnych chwilach zajmuję się moimi grafikami, wrzucam je do mediów społecznościowych, opisuję...
Wiele z nich ofiarowuje pani na licytacje charytatywne...
Pomyślałam, że w ten sposób realnie komuś pomogę, głównie dzieciom.
Zobacz galerię z pracami Katarzyny Żabczak:
Sztuka jak malowany dziennik osobisty
Dlaczego w ogóle zajęła się pani sztuką?
Nie mogłam nic innego wybrać, bo od dziecka lubiłam rysować. Kiedyś mama zaprowadziła mnie na zajęcia plastyczne (byłam jedynaczką, nie chciała, bym siedziała sama w domu). Bardzo mnie to wciągnęło.
Sztuki plastyczne przychodziły mi z łatwością, lubię także literaturę. Zupełnie inaczej jest z przedmiotami ścisłymi.
Na studiach z edukacji plastycznej jako specjalizację wybrała pani linoryt. Co to za technika?
„Ryt” oznacza cięcie, a materiał, w którym tniemy, to linoleum. Linoryt jest techniką druku wypukłego: to, co wytniemy, będzie białe, a to, co zostanie wypukłe – wydrukuje się. Zanim coś wytniemy z linoleum za pomocą dłutek, trzeba narysować kontury. Wykonany na papierze projekt przenosimy na linoleum w odbiciu lustrzanym.
Wybrałam na specjalizację linoryt, bo najlepiej „czuję” tę technikę. Polubiłam także mojego profesora Jerzego Jędrysiaka, artystę z Zakopanego, z którym znalazłam wspólny język.
Profesor zwrócił uwagę na detale w pani pracach. Opisał, że notuje pani codzienne chwile, jakby pisała osobisty dziennik...
Tytuł mojego dyplomu z linorytu – ale i tomiku poezji, jaki potem wydałam, to Notowanie chwil. Zapisuję słowem i obrazem to, co dobre i piękne. Jestem „pożeraczem” obrazów, staram się „wyłapać” te wartościowe.
Tak myślę, że to ważne, by doceniać wszystko, co otrzymujemy od Boga i za to dziękować.
Gdy później wchodzimy do galerii, podziwiamy dzieła sztuki i jesteśmy zaskoczeni, że ktoś „uchwycił” jakiś zwykły moment. Przedstawił go w sposób, który nas zatrzymuje, zachwyca, zachęca do kontemplacji. Nie każda sztuka wzbudza jednak tego typu odczucia.
Wszyscy możemy ulegać zagrożeniom ze strony pseudoduchowości, trzeba być czujnym, uważać. Sama kiedyś słuchałam mocniejszej muzyki, podobały mi się symbole. Bez wiedzy o ich znaczeniu, młody człowiek używa ich, nie zdając sobie sprawy z tego, że szkodzą one duszy.
Myślę, że też dlatego w liceum często odczuwałam stany braku wiary w siebie czy przygnębienia. Używałam pseudonimu, który ładnie brzmiał, ale był nadany przez osobę związaną z ezoteryką i to był błąd. Pomogła mi m.in. lektura książki Roberta Tekieli Zmanipuluję cię kochanie o zagrożeniach duchowych, których trzeba unikać. Dziś widzę, że Bóg czuwał nade mną. „Wyciągnął z błota i postawił na skale” – parafrazując Psalm 40.
Bóg nade mną czuwa
Z „błota”, którego wówczas pani nie była świadoma?
Czasem wydawało mi się, że właśnie dzieją się u mnie najlepsze rzeczy, potem jednak okazywało się, że wcale tak nie było.
Jak więc przejawiało się to Boże „czuwanie”?
W wielu sytuacjach. Na przykład: jako nastolatka jechałam tramwajem. Pewien nieznany człowiek zapytał mnie: „Czy wiesz, że ktoś cię kocha?”. Pomyślałam, że powie mi o osobie którą znam, udając jasnowidza. Z ironią zapytałam: „No, kto?”, a nieznajomy odpowiedział: „Jezus Cię kocha”.
Niby jedno zdanie, a takie uderzenie, szok. Gdy wysiadłam na przystanku, poczułam szczęście. Nawet sny czasami przypominały mi, że Bóg nade mną czuwa.
Bliski jest mi też obraz „Jezu, ufam Tobie”. Wykonałam własną reprodukcję tego wizerunku, oprawiłam go i często na niego patrzę. Ten obraz pomaga mi ufać Bożej Opatrzności.
Bo zaufanie Bogu wciąż trzeba pogłębiać?
Jak każdy człowiek, doświadczam duchowej walki. Pewnie więc nie bez przyczyny św. Michał Archanioł pojawił się w moim życiu. Modlitwa do niego (zaczynająca się od słów „Święty Michale Archaniele, wspomagaj nas w walce...”) jest egzorcyzmem, ma więc moc chronienia nas od zła. Odmawiam ją codziennie.
Przyjęłam również szkaplerz św. Michała. Objawiając się na Gargano, św. Michał ochronił tamtejszą ludność od zarazy. Dziś również może nam pomóc.
*Katarzyna Żabczak – absolwentka Wydziału Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie (kierunek: edukacja artystyczna w zakresie sztuk plastycznych). Dyplom z linorytu obroniła z wyróżnieniem w pracowni prof. Jerzego Jędrysiaka. Inspiruje się notowaniem detali i wrażeń za pomocą obrazu, słowa, dźwięku. Łączy style. Najlepiej odnajduje się w grafice (linoryty, rysunki tuszem). Wystawia od 2005 r. Wydała także tomik poezji „Notowanie chwil. Trochę ciepła”. Od 2016 r. prezentuje twórczość również na wieczorach poezji i piosenki w Krakowie.