Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Spowiednik, kierownik czy towarzysz?
Marlena Bessman-Paliwoda: Czym jest stałe spowiednictwo? Czym różni się ono od kierownictwa duchowego?
Ks. Kamil Dąbrowski*: Stałe spowiednictwo jest zawsze związane z sakramentem pokuty i pojednania. Więc może „prowadzić” je tylko kapłan. Kierownictwo z kolei to taka rzeczywistość, która może być połączona z sakramentem spowiedzi, ale niekoniecznie musi.
Dlatego kierownictwo duchowe nieraz jest też praktykowane przez osoby świeckie. Osoba świecka albo konsekrowana może być także tak zwanym kierownikiem duchowym. Osobiście jednak jestem za nowym określeniem tego terminu: nie kierownictwo duchowe, ale towarzyszenie duchowe.
Kierownictwo kojarzy się z kierownikiem, czyli z kimś takim, kto wydaje jakiś rozkaz czy polecenie, a ja mam to wykonać. W określeniu „towarzyszenie duchowe” ujawnia się prawda o relacji przyjaźni, która się zawiązuje między osobą prowadzącą, a osobą prowadzoną. Jestem towarzyszem osoby, którą prowadzę.
Jako towarzysz duchowy innej osoby jestem w jakiś sposób bardziej rozwinięty duchowo, bardziej doświadczony w wierze. Jestem więc starszym bratem, starszą siostrą w wierze i niejako dzielę się swoim doświadczeniem. Co ważne: przede wszystkim chodzi o to, że towarzyszę w dojrzewaniu danej osoby do świętości.
Zna ksiądz przypadki tego towarzyszenia duchowego przez osobę świecką?
Znam taką osobę w archidiecezji lubelskiej. Znam także sporo sióstr zakonnych, które towarzyszą w ten sposób. Czasami też takie osoby świeckie, odpowiednio oczywiście przygotowane i mające pozwolenie odpowiedniej władzy kościelnej, są dostępne na rekolekcjach ignacjańskich albo na rekolekcjach lectio divina.
Konieczne, przydatne czy modne?
Komu stałe spowiednictwo czy towarzyszenie duchowe można polecać?
W pierwszej kolejności jest ono bardzo konkretnym zaproszeniem dla osób duchownych i konsekrowanych. Jest tutaj mowa o kapłanach, o siostrach zakonnych. Są to osoby, które w sposób szczególny powinny pielęgnować swoje życie duchowe.
Kościół jednak, szczególnie od Soboru Watykańskiego II, bardzo mocno mówi o kwestii powołania do świętości każdej osoby. Jeżeli człowiek na drodze swojego życia spotyka Chrystusa, zaczyna się nim fascynować, można by powiedzieć – zakochuje się w Nim – to po pewnym czasie uświadamia sobie, że potrzebuje kogoś doświadczonego w życiu duchowym, żeby sobie z pewnymi trudnościami poradzić. I oczywiście to towarzyszenie duchowe jest niezwykle pomocne.
Kiedy szukać stałego spowiednika lub towarzysza duchowego? Często jest to owoc głębokiego życia modlitewnego. Nieraz jest to sugestia spowiednika albo „lidera” danej wspólnoty. Zdarza się, że kryzys sprawia, że zaczynamy szukać kogoś, kto nam pomoże. Te, ale także inne bodźce mogą stać się inspiracją do rozważań na temat stałego spowiednika czy towarzysza duchowego.
Nie powiedziałbym, że to jest konieczne do zbawienia, ale z całą pewnością jest to przydatne. Tu ważna uwaga: to powinno być podjęte w wolności, nie dla jakiegoś szpanu, nie dla pokazywania, że jestem lepszy. Jeżeli takie motywacje są w sercu człowieka, to raczej należy tego unikać.
To znaczy?
Odnoszę czasami wrażenie, że jest taka „moda” na to, że „mam stałego towarzysza duchowego i ja jestem takim super uczniem Chrystusa”. Czasami jest to niekonieczne. Jeśli ktoś robi dobry rachunek sumienia, ma dobrą formację we wspólnocie i też praktykuje owocnie sakrament pokuty i pojednania, to nie zawsze jest mu potrzebny stały towarzysz duchowy.
Niemniej przy newralgicznych punktach w życiu warto zapytać osobę kompetentną: co w takiej sytuacji mam zrobić? Powiedziałbym, że dobra rada jest na wagę złota. Kto pyta, nie błądzi. Warto wziąć to sobie do serca i korzystać z towarzyszenia duchowego, choćby od czasu do czasu.
Jak wybrać stałego spowiednika lub towarzysza duchowego
Jak wybrać stałego spowiednika lub towarzysza duchowego? O. Tomasz Grabowski OP poleca starszych kapłanów. Jak ktoś sięgnie do św. Teresy z Avila, to ona tam wymienia dwa kryteria: wykształcenie i pobożność, przy czym to wykształcenie jest ważniejsze.
O. Faber z kolei pisze, że Pan Bóg da nam znak, kto ma być naszym spowiednikiem. Jak zatem rozeznać to, kto ma zostać moim spowiednikiem?
Jeżeli odczytuję w swoim sercu, że mam pójść tą drogą, to warto podjąć modlitwę w tej intencji. To dobra droga na początku rozeznawania. Później ważne jest to, żeby po prostu spróbować, że tak powiem, skorzystać – albo z rozmowy duchowej, albo ze spowiedzi u danego kapłana.
Tutaj można powiedzieć tak kolokwialnie – jeżeli ten kapłan nam "leży", wiemy, że po tej spowiedzi Bóg wlał w nasze serce światło, został rozwiązany jakiś problem, że rzeczywiście ten kapłan bardzo konkretnie pokazał mi, gdzie popełniam błąd, albo gdzie mam szukać tego błędu, co mam zrobić, abym stawał się jeszcze bardziej Chrystusowy, to wtedy automatycznie jakby doznaję takiego przekonania, że być może to jest ten konkretny kapłan.
Oczywiście, Pan Bóg może posłużyć się nadprzyrodzonym znakiem. Tak było chociażby w przypadku s. Faustyny. Ona bardzo konkretnie swojego spowiednika, księdza Michała Sopoćko, ujrzała w jednej z wizji.
Między penitentem a spowiednikiem tworzy się relacja przyjaźni, jak to ksiądz określił. Jedni spowiednicy wolą, aby relacja z penitentem była serdeczną, obfitującą też w spotkania (tu przykładem może być Karol Wojtyła i grupy studentów, które prowadził). Inni z kolei wolą większy dystans. Jak powinna wyglądać relacja spowiednik-penitent?
Wydaje mi się, że na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Bo dużo tutaj zależy od temperamentu spowiednika, ale też osoby, która się spowiada. Bo wiadomo, że mamy bardzo różne temperamenty, czasami oczekujemy bliskości, a czasami wręcz pragniemy, aby był zdrowy dystans.
Przede wszystkim trzeba też pamiętać , że to określenie "stały spowiednik" nie oznacza, że ten spowiednik ma być moim spowiednikiem do końca życia. Czasami jest on dany na jakiś etap naszego życia. Może być tak, że penitent, ale i spowiednik czują, że już pora się rozstać. Że to, co trzeba było, zostało przepracowane, że być może ta relacja poszła w złą stronę, została wyczerpana nić porozumienia, takiego ubogacenia. To bardzo dojrzałe w podejściu do stałego spowiednictwa.
Kiedy zmienić spowiednika?
Jakie konkretnie są przesłanki by zmienić spowiednika?
To jest sprawa bardzo indywidualna. Często jest tak, że dany kapłan, czy dany towarzysz duchowy jest przenoszony z miejsca gdzie mieszka, nawet na drugi kraniec Polski. Na pewno kwestią alarmującą jest fakt, kiedy spowiednik staje się dla mnie ważniejszy niż Jezus. Kiedy zaczynam zauważać, że bez rozmowy ze spowiednikiem nie mogę podjąć żadnej decyzji, jestem wręcz uzależniony od tego, co spowiednik powie, nie mam pola decyzyjnego w sobie.
Czasami takim też okresem jest też np. zakończenie formacji w seminarium albo w zgromadzeniu zakonnym. Może jest też tak, że my po prostu czujemy na modlitwie, że to, co zostało przepracowane z tym konkretnym spowiednikiem czy towarzyszem duchowym, to już jest coś, co wystarcza. Czujemy pokój: Bóg mi dał tego człowieka, żeby podzielił się swoją mądrością, doświadczeniem, ale pora iść dalej. Pora iść dalej, bo nieustannie się rozwijamy.
Nieraz jest tak, że na pewnym etapie życia duchowego zaczynamy się fascynować na przykład duchowością ignacjańską. I wtedy jakoś leży nam spowiedź u jezuitów. Czasami duchowość franciszkańska nas zachwyca, wtedy jakoś bliżej nam do spowiednika, który jest franciszkaninem. Najważniejsze jest chyba to żeby zawsze pamiętać, że ten spowiednik czy towarzysz duchowy to jest tylko narzędzie.
Spowiedź, nawet ta, w tej której nie otrzymamy jakiegoś wielkiego pouczenia, jest piękna! Istotą spowiedzi jest to, żebym w rachunku sumienia nazwał swoje grzechy, wypowiedział je przed Bogiem i usłyszał sakramentalne rozgrzeszenie.
Czasami potrzebna jest nam taka spowiedź, gdy spowiednik nic nie mówi. Nabroiliśmy ostro, mamy potężne grzechy, a spowiednik nic nam nie mówi, tylko zadaje pokutę. Od czasu do czasu takie doświadczenie, także w moim przypadku, sprawia, że rzeczywiście doświadczam, jak wielkim darem jest miłosierdzie.
Zasługuję na karę, zasługuję na naganę, bo nabroiłem nieźle, a od księdza nie słyszę żadnego komentarza, żadnej opinii, żadnej oceny! Tylko takie proste słowa: Ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. To bardzo uwalniające!
Program stałego spowiednictwa?
Niektórzy księża mają program prowadzenia penitenta. Takim przykładem może być Karol Wojtyła. Kiedy był młodym kapłanem, skupiał się na rozwijaniu talentów swoich penitentów, co wspomina pani Wanda Półtawska.
To sprawa bardzo indywidualna. Patrząc na siebie jako kapłana lub na swoich kolegów kapłanów widzę, że jesteśmy bardzo różni. Nieraz właśnie jest tak, że ten kapłan, który "nie leży" jednemu człowiekowi, drugiemu bardzo dobrze pasuje i jest zachwycony.
To jest też taki zamysł Pana Boga. On powołuje bardzo różnych kapłanów. Jedni są oszczędni w słowach, bo to jest też potrzebne niektórym ludziom, niektórzy potrzebują takiej dłuższej rozmowy czy skupienia się nad rozwojem talentów lub też pracy nad wadą główną.
Tutaj chodzi o to, że można porozmawiać ze swoim spowiednikiem np. czego się oczekuje, jakie są moje oczekiwania w rozwoju duchowym. Tym bardziej można to zasugerować. Niemniej warto przyjmować to, co powie nam spowiednik.
A poza tym jeżeli rzeczywiście uznamy, że to, co prezentuje dany spowiednik w jakiś sposób nam nie pasuje, jeżeli chodzi o takie prowadzenie duchowe, mamy prawo poszukać innego spowiednika. Nie mamy obowiązku spowiadać się u konkretnego księdza. Mamy wybór.
* Ks. Kamil Dąbrowski – prezbiter archidiecezji białostockiej, rekolekcjonista i spowiednik, dyrektor Białostockiej Szkoły Nowej Ewangelizacji im. św. Filipa Neri, asystent kościelny Chrześcijańskiego Centrum Ewangelizacji.