Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Pytanie o sens cierpienia towarzyszy ludzkości od zarania dziejów. Dlaczego Bóg pozwala, aby dobrym ludziom przydarzały się nieszczęścia? Skoro Bóg jest dobry i kochający, dlaczego dopuszcza udręki?
Gdy zmagamy się z cierpieniem, zastanawiamy się, czy sami je na siebie ściągnęliśmy i czy jest w nim jakakolwiek wartość. Historia zbawienia opisana w Biblii ukazuje nam wiele wymiarów cierpienia, ale jego pełny zbawczy sens możemy zrozumieć wyłącznie w Chrystusie. Chrystus Pan zwyciężył cierpienie swoją miłością. A ponieważ jesteśmy z Nim złączeni, nasze cierpienie nabiera wartości zbawczej. Tak rozumiał to św. Paweł, tak rozumiała to Maryja, Matka naszego Pana. Jeśli i my tak to pojmiemy, będziemy mogli podjąć decyzję, czy chcemy kochać tak, jak kocha Jezus.
Uczestnictwo we mszy świętej daje nam okazję zjednoczenia naszego cierpienia z cierpieniem Chrystusa, dopełniając w ten sposób braki Jego udręk dla dobra Kościoła (por. Kol 1,24). Możemy przyjąć nasze cierpienia i kochać na podobieństwo Boga. Nasze cierpienie ma sens tylko wtedy, gdy składamy je na ołtarzu Nowego Przymierza. Dzięki tajemnicy, którą można poznać jedynie poprzez doświadczenie, nasze udręki przemieniają się w radość – i ta radość staje się naszą siłą. Odkrywamy, że w chwilach próby wystarczy nam Bożej łaski, czyli życia Trójcy Świętej. W cierpieniu zwracamy się do Boga w naszych modlitwach. On wzrasta, a my się umniejszamy. Święty Paweł pisze:
Cierpienie prędzej czy później dotknie każdego z nas. Rozwód, nowotwór, wypadek samochodowy, śmierć dziecka czy rodzica, utrata pracy – to wszystko jest wpisane w nasze życie. Dzieci również cierpią, gdy doświadczają upokorzeń i prześladowań w szkole, a w domu nie znajdują oparcia. Jesteśmy obiektem plotek, może zmagamy się z problemami w związku albo właśnie udało nam się przeżyć atak huraganu. Pytanie zatem nie brzmi: „Czy będę cierpieć?”, tylko „kiedy?” lub, co ważniejsze, „jak?”.
Kilku najbliższych uczniów Jezusa nie zrozumiało znaczenia Jego pasji, ponieważ oczekiwali czegoś innego. Spodziewali się, że Jezus będzie potężnym królem, a nie kimś, kogo ukrzyżują jak pospolitego złoczyńcę. My również mamy pewne oczekiwania względem życia. Marzymy o domu za miastem, dwóch samochodach i trójce dzieci. Nie jesteśmy przygotowani na utratę pracy, śmiertelną diagnozę czy złamanie nogi po upadku z roweru. W dniu ślubu raczej nie planujemy dla siebie takiej przyszłości.
Zanim przejdziemy do kwestii cierpienia i zdobędziemy klucze do zrozumienia jego sensu, musimy przyjrzeć się pojęciu szczęścia we współczesnym ujęciu. Nasza definicja szczęścia znacznie się różni od tego, jak rozumieli je starożytni filozofowie, tacy jak Arystoteles czy Platon. Peter Kreeft pisze, że w filozofii starożytnej szczęście było stanem obiektywnym, a nie subiektywnym odczuciem. Według Kreefta „szczęście to nie jest słodki szczeniaczek. Szczęście to dobro”. Szczęście po grecku to eudaimonia, co dosłownie oznacza „dobrego ducha”, „dobrą duszę”. My rozumiemy szczęście zupełnie inaczej. We współczesnym świecie nasze życie ma sens wtedy, kiedy c z u j e m y się dobrze, a nie kiedy ż y j e m y dobrze.
W życiu, w którym chcemy czuć się dobrze, nie ma miejsca na cierpienie. Natomiast jeśli chcemy żyć dobrze, nie wykluczamy cierpienia. Często sami się unieszczęśliwiamy, bo dajemy się przekonać, że szczęście jest równoznaczne z dobrym samopoczuciem. Jeżeli opieram szczęście na uczuciach, każdy dzień podporządkowuję temu, aby czuć się dobrze. Jeśli tak nie jest, nie jestem szczęśliwy. Nie mogę więc być szczęśliwy podczas rodzinnych świąt czy wspólnych wakacji, ponieważ właśnie wtedy najczęściej wybuchają konflikty. Nieoczekiwany telefon od dyrektora szkoły krzyżuje plany i psuje całą przyjemność. Wiadomość o chorobie odbiera poczucie szczęścia we współczesnym rozumieniu.
Jeśli utożsamiasz szczęście z uczuciem, nie doświadczysz go w cierpieniu. Natomiast jeżeli szczęście oznacza dla ciebie życie dobrym życiem, nawet w cierpieniu możesz być szczęśliwy, prawda? Jednak w dzisiejszych czasach bycie dobrym jest równoznaczne z byciem miłym. Innymi słowy, dobry człowiek nie może zrobić niczego, co mogłoby wyrządzić innym krzywdę. Według tej definicji Bóg nie jest dobry, skoro dopuszcza cierpienie. Ponieważ nie potrafimy odróżnić szczęścia subiektywnego od obiektywnego, trudno nam uwierzyć w Boga, który pozwala, abyśmy cierpieli. Kreeft twierdzi, że „w ujęciu filozofii starożytnej Bóg jest dobry, mimo że dopuszcza cierpienie, skoro czyni to, mając na uwadze większe dobro, czyli szczęście wieczne, doskonalenie życia, charakteru i duszy człowieka”.
Kreeft pisze dalej: „Gdy przypatrzymy się istocie rodzicielstwa, w głębi duszy przyznamy rację starożytnym. Rodziców, którzy za wszelką cenę chcą uchronić swoje dzieci przed cierpieniem, nie nazwiemy przecież mądrymi”. Dzisiaj wielu rodziców zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli pozwolą swoim dzieciom doświadczyć cierpienia do pewnego stopnia, wyjdzie im to na dobre, ponieważ pomoże ukształtować ich charakter. Apostoł Paweł podsumowuje to tak:
Rodzice, którzy chowają swoje dzieci pod kloszem, pozbawiają je okazji do rozwoju w obliczu przeciwności. A przecież to dzięki nim dojrzewamy, ponieważ zmuszają nas do poszukiwania rozwiązań naszych problemów. Jako nastolatki uczymy się żyć ze złamanym sercem, z nieodwzajemnioną miłością. Na maturze ponosimy konsekwencje naszego lenistwa. Usuwając dzieciom spod nóg wszelkie przeszkody, rodzice jedynie opóźniają to, co nieuniknione: po wyjściu z domu ich dorosłe już dzieci i tak będą musiały stoczyć walkę o przetrwanie.
W Liście do Rzymian św. Paweł porusza bardzo ważną kwestię, pisząc, że „wszystko służy dla ich dobra” (Rz 8,28). Wszystko to wszystko. Gdy zaczynamy rozumieć tajemnicę cierpienia, okazuje się, że wszystko można wykorzystać dla większego dobra, które ostatecznie doprowadzi nas do szczęścia. Jeśli natomiast tej tajemnicy nie poznamy, nie będziemy w stanie traktować w ten sposób wszystkiego, co nam się przydarza. Kiedy pojmiemy tajemnicę cierpienia, nie będziemy już musieli żyć tylko po części, ponieważ dwie trzecie naszego życia są ledwo znośne. Ta część naszego życia, która nie pasuje do idealnego scenariusza, również będzie „służyć dla naszego dobra”.
*Fragment książki Jeffa Cavinsa „Nie marnuj cierpienia! Jak zrozumieć jego sens i odnaleźć nadzieję”, wyd. W drodze 2021.
**Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.pl