Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Korczak należał do szczególnego rodzaju ludzi, których złożona osobowość nie mieści się w sztywnych ramach. Dlaczego warto o nim pamiętać w rocznicę śmierci?
Coraz mocniej dojrzewa dzisiaj świadomość, iż stosowany przez wieki w naszej cywilizacji model opieki i wychowania sierot (jak i w ogóle podejście do wychowywania dzieci), obok swoich oczywistych osiągnięć posiadał również bardzo poważne mankamenty i ciemne strony. Los dzieci z sierocińców prowadzonych przez Kościół katolicki, inne Kościoły chrześcijańskie na Zachodzie i władze państwowe – obecnie jeden z najgorętszych tematów debaty publicznej – pozostaje tego wyraźnym i tragicznym dowodem.
Dopiero ta współczesna perspektywa pozwala nam dostrzec wagę dokonań Janusza Korczaka na polu pedagogiki i pieczy nad dziećmi bez rodzin. Gdy zestawimy korczakowską filozofię wychowania z podejściem, które przez długi czas funkcjonowało w kulturze europejskiej, widzimy rewolucyjność dzieła Korczaka. Być może był on jednym z pierwszych wychowawców, który dostrzegł w dzieciach po prostu ludzi. Obdarzonych niepowtarzalną godnością osobową, mających własne uczucia, emocje i prawa, które powinny być przez dorosłych nie tylko przyjęte do wiadomości, ale traktowane z szacunkiem.
Korczak był osobowością łamiącą wiele barier i stereotypów. Udało mu się również przełamać konflikt pomiędzy wychowaniem surowym i restrykcyjnym, często opartym na strachu i karach, a metodami skrajnie liberalnymi. Często bywają one rozumiane jako pozwolenie na to, aby dzieci robiły to, na co mają ochotę. Korczak nie był ani konserwatystą, ani liberałem. Czy wyznawał romantyczną utopię? Też nie. Przede wszystkim był realistą, który wielkie cele – przemianę świata na lepszy – chciał osiągać małymi krokami.
Osobowości lekarza i pedagoga z Warszawy nie da się zrozumieć bez poznania środowiska, z którego się wywodził i generacji, w której wyrósł. Był dzieckiem epoki pozytywizmu i polsko-żydowskiej inteligencji drugiej połowy XIX i początków XX wieku. Pokoleń wychowywanych po klęsce powstania styczniowego, wierzących, że warstwy inteligenckie muszą podjąć się roli wychowawców społeczeństwa i budowniczych wspólnoty pod znakiem dobra wspólnego. Zanosić narodowi nie tylko „kaganek oświaty”, ale też pokazać pozytywny etos pracy i poświęcenia. Pracy rozumianej nie tylko jako sposób materialnego utrzymania, ale czynność wykonywaną dla dobra ogółu. I na tym założeniu przemiany życia na lepsze, uczynienia świata bardziej sprawiedliwym i godnym, opierała się myśl i praktyka Korczaka.
Cechą pozytywistycznej inteligencji z końca XIX wieku była też laicyzacja. Kościół i świat ówczesnej kultury nie były jeszcze wówczas w stanie nawiązać twórczego dialogu. Prezentowały, zresztą obustronnie, ogromny dystans i wiele uprzedzeń. Korczak wywodził się z rodziny zasymilowanych Żydów mieszkających w Rzeczpospolitej od wieków. Dalekich już od judaistycznej ortodoksji, choć niekiedy jeszcze praktykujących wielkie święta żydowskiego roku obrzędowego. W większości przedstawiciele tych środowisk wpisywali w aktach urzędowych w rubryce o wyznaniu deklarację „mojżeszowe”, ale ich życie codzienne nie różniło się już od przeciętnych Polaków. Korczak identyfikował się zresztą w ten sposób do końca życia, co bezpośrednio wpłynęło na jego los podczas II wojny światowej. Najwyraźniej przez długie lata nie odnajdował się jednak w zorganizowanych religiach. Jednocześnie był osobą wyraźnie poszukującą Absolutu i Boga.
Korczak był zwolennikiem pozytywistycznej koncepcji społeczeństwa, zakładającej, że stanowi ono pewien całościowy organizm. Aby się rozwijał, muszą rozwijać się także wszystkie jego części składowe. Lekarz i pedagog dostrzegł, że najmłodsi są integralną częścią każdej społeczności, a nie tylko dodatkiem, który, zgodnie ze znanym przysłowiem – podobnie jak ryby nie ma głosu. To właśnie stosunek do dzieci, a tym bardziej do dzieci opuszczonych, jest probierzem dojrzałości społeczeństwa.
Gdy po odbyciu studiów lekarskich Korczak został wcielony do armii carskiej i wysłany na wojnę rosyjsko-japońską, trafił aż do Mandżurii. W chińskim mieście Harbin zetknął się z bardzo surowym i opartym na przemocy wychowaniem dzieci w szkołach. Od jednego z miejscowych nauczycieli odkupił nawet dużą linijkę, która służyła do dyscyplinowania uczniów i wymierzania im kar. W założonym później w Polsce Domu Sierot służyła ona wychowankom do gry w palanta.
Dom Sierot, otwarty w 1912 roku i istniejący aż do zamordowania Korczaka przez hitlerowców, był prawdziwym dzieckiem pedagoga i lekarza. Dzieci biologicznych bowiem nie miał i nie założył nigdy własnej rodziny. Zadecydował o tym po jednym z pobytów na Zachodzie, w czasie którego odwiedzał szpitale, sierocińce i placówki wychowawcze. Przygotowanie Korczaka do podjęcia pracy wychowawczej trwało dość długo i młody lekarz zapoznawał się zarówno ze współczesnymi mu teoriami pedagogicznymi, rodzącymi się dopiero refleksjami psychologicznymi i socjologicznymi, jak i filozofią. Prowadził przy tym dalej praktykę lekarską oraz działalność pisarską i publicystyczną. Można więc powiedzieć, że miał wręcz niespożyte pokłady energii do działania.
Jednocześnie był postrzegany jako człowiek nerwowy i impulsywny oraz mało wylewny przy pierwszym kontakcie. Od biednych nie pobierał opłat za konsultacje lekarskie, ale gdy widział, że przychodzili do niego ludzie majętni, nie wahał się proponować wysokich honorariów, przeznaczając pieniądze na rozwijanie działalności. Warszawski Dom Sierot, pierwotnie znajdujący się przy ulicy Krochmalnej, również w dużej mierze został sfinansowany dzięki bogatym przemysłowcom żydowskim.
W domach korczakowskich podstawą wychowania dzieci było z gruntu pozytywistyczne założenie, że społeczność rozwija się dzięki pracy, a każdy jej członek powinien wnosić do niej swój wkład. W czasach, gdy jeszcze powszechna była niekiedy wręcz niewolnicza praca dzieci i niepełnoletnich, Korczak zaproponował coś całkowicie odmiennego. Uznał, że dzieci mają prawo do dzieciństwa i zabawy i nie można wymagać od nich aktywności przypisanych dorosłym. Wszystkie poważne prace w Domu Sierot (budowlane, hydrauliczne) wykonywali fachowcy. Korczak i jego współpracownicy uczyli jednak dzieci wykonywania drobnych czynności, które przynosiły pożytek ogółowi – np. wkręcania żarówek, zamiatania, obierania ziemniaków i warzyw, przygotowywania kąpieli dla rówieśników lub pomocy w gabinecie pielęgniarskim.
Kolejnym charakterystycznym elementem wychowania były samorząd wychowanków i uczenie dzieci aktywności. Dzieci z Domu Sierot miały swój własny samorząd. Nie tylko mógł on wyrażać opinie o działaniu placówki – i to szczególnie uwagi krytyczne! – ale także miał prerogatywę odwołania Korczaka z funkcji dyrektora. Wychowankowie wydawali też własne gazetki, organizowali zawody sportowe i koła zainteresowań.
W Domu Sierot nie stosowano kar cielesnych, chociaż za wykroczenia przeciwko regulaminowi lub niewłaściwe zachowanie mogły odbyć się sądy nad wychowankami, przeprowadzone na wzór dorosłych sądów przez rówieśników. Ich celem było nie tyle ukaranie i osądzenie dziecka, co wytłumaczenie mu niewłaściwości postępowania i wskazania dróg poprawy.
Twórca Domu Sierot wielokrotnie podkreślał, że nie jest idealny. Zdarzało mu się zdenerwować i pociągnąć wychowanka za uszy lub wstrząsnąć nim. Zawsze jednak żałował takich zachowań i w czasie zebrań z dziećmi wyrażał skruchę i prosił o wybaczenie. Z wiekiem takie wybuchy emocji zdarzały mu się coraz rzadziej.
Korczak pomimo pewnego osobistego dystansu do religii przez większą część życia dostrzegał, że dzieciom potrzebne jest życie religijne. Był zwolennikiem tworzenia w placówkach kaplic i odprawiania nabożeństw. Na tym tle dochodziło do sporów z jego niektórymi współpracownikami, m.in. Marią Falską, z którą założył kolejną placówkę – Nasz Dom (najpierw w Pruszkowie, a później przeniesiony na warszawskie Bielany). Jako przekonani socjaliści opowiadali się oni za wychowaniem świeckim. Korczak przeforsował jednak w Naszym Domu powstanie pokoju ciszy, służącego także modlitwie.
Akces Korczaka do masonerii w latach trzydziestych XX wieku był raczej spowodowany wsparciem przez pedagoga idei ogólnoludzkiej solidarności ponadwyznaniowej oraz przemiany świata niż akt niechęci wobec chrześcijaństwa.
O niejednoznaczności duchowego portretu Korczaka mówi również świadectwo Marii Czapskiej, siostry słynnego malarza i eseisty Józefa, współpracującej podobnie jak brat z paryską „Kulturą”.
W czasie wojny i zamknięcia Korczaka oraz jego części wychowanków w getcie pedagog miał jej powiedzieć: „Dzieci muszą się modlić, one dziś tego potrzebują, a ja, odcięty od pnia wyznania mojżeszowego, nie mogę przewodniczyć ich nabożeństwom; jeden z przyjaciół Zakładu podjął się więc tej roli… Mam cztery Ewangelie, w tej szkole zaś, przypadkiem, na stosie przeróżnej makulatury, znalazłem Listy Apostolskie – panią proszę o litanię do Matki Boskiej, chcę bowiem ułożyć coś w tym rodzaju dla naszego użytku, jakąś błagalną inwokację na dwa chóry”.
Czapska wysłała Korczakowi łacińsko-polski mszał rzymski, używany przez wiernych dla lepszego zrozumienia ówcześnie sprawowanej w Kościele liturgii. W Pamiętniku pedagog zapisał zaś: „Gdyby mi dano mszał – od biedy odprawiłbym nabożeństwo, ale nie mógłbym wygłosić kazania do owieczek w opaskach. Język by mi skołowaciał”. Czapska wspomina również, że w czasie ostatnich przed zamordowaniem świąt żydowskiej Paschy Korczak wraz z 12 chłopcami zasiadł do tradycyjnej wieczerzy – sederu i odmówił przewidziane na tę okazję modlitwy hebrajskie.
Nie znamy dokładnej daty śmierci Korczaka w obozie koncentracyjnym w Treblince. Z warszawskiego getta wyszedł wraz ze swoimi podopiecznymi 5 lub 6 sierpnia 1942 roku. Do dzisiaj istnieją spory, czy wybitny pedagog udał się na śmierć z dziećmi dobrowolnie. Warto jednak zwrócić uwagę, że o ile znajomi po „aryjskiej” stronie proponowali mu fałszywe dokumenty i ucieczkę, to jako mieszkaniec getta nie miał większych szans przeżycia okupacji hitlerowskiej. Można również założyć, że wraz z częścią dzieci mógł nie przeżyć samego transportu.
Jakiekolwiek były ostatnie chwile lekarza i jego wychowanków, należy mieć nadzieję, że już po drugiej stronie rzeczywistości spotkali się z Tym, który wypowiedział słowa: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże” (Mk 10, 14).
Źródła: Janusz Korczak, Szkoła życia [w:], Dzieła, t. 4, Warszawa: Oficyna Wydawnicza Latona, Warszawa 1998; Maria Czapska „Ostatnie odwiedziny i inne szkice”, Biblioteka „Więzi” tom 190, Warszawa 2006.