separateurCreated with Sketch.

Brat Albert – święty antyklerykał, który ma nam dziś coś ważnego do powiedzenia

ALBERT CHMIELOWSKI
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Małgorzata Bilska - publikacja 17.06.21, aktualizacja 07.06.2024
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Brat Albert nie słynie z cudów, nie ma opinii sprawcy niesamowitych wydarzeń czy szczególnego orędownika. A przecież jest jednym z najciekawszych polskich świętych!
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

17 czerwca wypada wspomnienie św. Brata Alberta – postaci niezwykle bliskiej św. Janowi Pawłowi II, ale też wspaniale wręcz wpisującej się w pontyfikat papieża Franciszka. Brat Albert nie jest tak znany i popularny, jak na to zasługuje.

Brat Albert – wciąż do odkrycia

Nie słynie z cudów, nie ma opinii sprawcy niesamowitych wydarzeń czy szczególnego orędownika. Jego sanktuarium „Ecce Homo” znajdujące się w Krakowie też nigdy nie było szturmowane przez miliony pątników, choć od sanktuarium w Łagiewnikach dzieli je kilka kilometrów (w obrębie tego samego miasta!). Jest ubogie, bez złoceń i przepychu, miejscami wręcz „zgrzebne” – jak chciał święty. Tak jak żył i jak sam zaplanował regułę oraz styl życia założonych przez siebie zgromadzeń braci albertynów i sióstr albertynek.

Jego radykalizm, przy jednoczesnym zanurzeniu w świecie, w codzienności, do dziś budzą podziw i zdumienie, ale być może na skalę masową są dopiero do odkrycia… Bo Brat Albert w wielu kwestiach wyprzedzał swoją epokę, co sprawia, że jest w istocie ponadczasowy. To jeden z najciekawszych polskich świętych.

Życiorys Brata Alberta

Jego życiorys łatwo znaleźć w internecie, a w dniu liturgicznego wspomnienia z pewnością będzie dodatkowo przypomniany. Zwykle podkreśla się to, że wcześnie stracił rodziców, był wielkim patriotą i jako 18-latek w powstaniu styczniowym stracił nogę. Należał do elity polskich malarzy drugiej połowy XIX w. (przyjaźnił się m.in. z braćmi Gierymskimi, Heleną Modrzejewską i całą ówczesną bohemą)…

Wstąpił do zakonu jezuitów, bo bardzo chciał służyć Bogu swoim artystycznym talentem. Marzył o tym, żeby być jak Fra Angelico i malować „święte obrazy”. Racjonalny, „wykoncypowany” pomysł na służbę po swojemu szybko skończył się kryzysem psychicznym i leczeniem w szpitalu. W XIX w. nie leczono depresji tak skutecznie jak dzisiaj, a piętno osoby chorej psychicznie było bez porównania bardziej dotkliwe.

Spotkanie z Miłosiernym

Adam Chmielowski – bo tak brzmi jego prawdziwe imię i nazwisko – przeszedł wiele i rozumie wszystkie nasze życiowe zakręty. Podniósł się jednak, w czym zasadniczy udział ma Bóg, którego w pewnym momencie dopuścił do siebie, zawierzając się Jego miłosierdziu.

Spotkanie z Miłosiernym zmieniło jego życie z dnia na dzień! Z zakochanego w pięknie estety i perfekcjonisty, wiecznie niezadowolonego z tego, co osiąga, stał się pełnym pokory, łagodności, czułości, cierpliwości i ludzkiej nędzy świadkiem Boga. Boga kochającego nas takich, jacy jesteśmy. Autentycznie słabych, bezradnych i zależnych od wielu czynników, ale też przełamujących własne ograniczenia, wiernych, odważnych i zdolnych do poświęceń…

Każdy z nas ma wpisaną w swoją naturę zdolność zarówno do wielkiej miłości i świętości, jak i (na skutek pierworodnego grzechu) do zdrady, kłamstwa, przemocy, pychy. Do nadużywania władzy, do zatracenia Bożych talentów.

W osobie Brata Alberta widać to jak w soczewce. Bo choć dziś słynie z pomocy ubogim i bezdomnym, to do czasu nawrócenia (katolicy także tego potrzebują!) nigdy ubogich nie malował. Jego piękne obrazy ukazują świat ziemian, szlachty i ludzi dość bogatych. W takim towarzystwie na co dzień się obracał. Tylko cały czas czegoś mu brakowało.

Dobry jak chleb – czyli jaki?

Co wyróżnia Brata Alberta spośród innych świętych i błogosławionych? Często zlewają się nam oni w jedno, jakby realizowali „postulaty Ewangelii”, ujednolicając swoje cechy na wzór Jezusa Chrystusa. Każdy z nich jest indywidualnością, miał własną drogę, dokonywał swoich odkryć w wierze i inaczej kształtował relację z Bogiem.

Aby to w pełni docenić, musimy wyjść poza sztampowe „był dobry jak chleb” (zresztą – jaki? Ten razowy, z mąki pszennej, kukurydzianej czy może graham? Tyle dziś w piekarni chlebów do wyboru, że samo to hasło dzisiejsza młodzież musi odkrywać na nowo, w nowym pluralistycznym kontekście XXI w).

Na dobry początek proponuję dwie cechy Brata Alberta, które najbardziej inspirują w obecnych czasach i są doskonałym przykładem Bożej ponadczasowości. Są święci bardziej zakorzenieni w swojej epoce i tacy, którzy z czasem nabierają nowych „właściwości”, niosąc w sobie  znaki czasu. Może dlatego, że żyli ponadczasową Ewangelią?

Brat Albert był świeckim

Brat Albert był do końca świeckim, choć wiele osób (z hierarchami kościelnymi włącznie) namawiało go do przyjęcia święceń kapłańskich. Chciał zostać prostym bratem, a bycie księdzem – wtedy jeszcze bardziej niż dziś – niosło ze sobą społeczny prestiż, władzę i przywileje oraz wyższą pozycję wśród ludzi. Formalnie był członkiem III zakonu św. Franciszka. Miał „prorównościowe” poglądy – bo taka jest Ewangelia.

Albertyni, założeni przez Adama Chmielowskiego, nie przyjmują święceń kapłańskich, z bardzo nielicznymi wyjątkami. Jeśli już któryś brat zostaje kapłanem, ma zakaz (tak jest w regule) sprawowania funkcji przełożonego zgromadzenia. A ten nazywa się nie generałem, jak choćby u jezuitów, lecz po prostu „bratem starszym”.

Brat Albert chciał podkreślić w ten sposób, że księża i zakonnicy w niczym nie są lepsi od osób, którym posługują. Kapłaństwo jest całkowicie służbą. Trzymał się tego do końca życia, podobnie jak zakazu posiadania czegokolwiek na własność. Klasztory, noclegownie, ziemia albertynów i albertynek należą do kurii.

Życie dzielone z ubogimi

Nie pomagał tak, że dzielił życie na swoje (godne i zabezpieczone) i na to spędzane z ubogimi. Oddał im całe życie! Mieszkał z nimi. Nie zostawił sobie nic – ani mieszkania, ani pracy, ani oszczędności. I był wiarygodny. Ubodzy mu ufali, dawali sobie pomagać i się nawracali. Jego opowieść o Bogu, który z miłości do ludzi stał się człowiekiem, wcielając się w naturę Adama, przychodząc na świat w cichości i biedzie marginalnego Betlejem, była autentyczna. Był osobą świecką i nie musiał rezygnować ze wszystkiego. Ale tak rozumiał miłość i służbę. On miłością się stał!

O tym właśnie pisał papież Franciszek w Orędziu na Światowy Dzień Ubogich 2021. Szczególnie te trzy fragmenty są bardzo nośne w kontekście życia i służby Brata Alberta:

„Jezus nie tylko staje po stronie ubogich, ale również dzieli z nimi ten sam los. To jest silne przesłanie również dla Jego uczniów po wszystkie czasy. […] Biedni nie są osobami „zewnętrznymi” dla wspólnoty, ale są braćmi i siostrami, z którymi dzieli się cierpienie po to, by przynieść ulgę w ich ciężkiej sytuacji”.

 „Często ubodzy uważani są za osoby oddzielone, jako kategoria, która potrzebuje jakiejś szczególnej posługi charytatywnej. Naśladowanie Jezusa wymaga w tym przypadku zmiany w mentalności, to znaczy przyjęcia wyzwania, jakim jest udział i dzielenie się życiem”.

„Jeśli nie wybieramy drogi stawania się ubogimi wobec ulotnych bogactw, władzy światowej i próżnej chwały, to nigdy nie będziemy w stanie ofiarować życia z miłości; będziemy żyli egzystencją fragmentaryczną, pełną dobrych intencji, ale nieskuteczną w przemienianiu świata. Mówimy tu zatem o zdecydowanym otwarciu się na łaskę Chrystusa, który może uczynić nas świadkami swojej miłości bez granic i przywrócić wiarygodność naszej obecności w świecie”.

Brat Albert był antyklerykalny – w takim sensie jak papież. Bo taki był Jezus, dawca życia i zbawienia. Czy jest w Ewangelii choć jeden fragment, w którym Bóg-Człowiek dzieli uczniów na kapłanów i świeckich? Wyróżnią jakąś grupę? Nie. Jest antyklerykalizm wrogi Bogu i taki, który jest mu miły.

Są świeci antyklerykałowie. Może to jest ich czas…?

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.