separateurCreated with Sketch.

Co się dzieje z dziećmi nienarodzonymi i umierającymi bez chrztu? To nie są „aniołki”

ŚMIERĆ DZIECKA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Na progu XXI w., w styczniu 2007 r. Międzynarodowa Komisja Teologiczna na polecenie Benedykta XVI opracowała dokument pod tytułem „Nadzieja zbawienia dla dzieci, które umierają bez chrztu”. Stanowi on (póki co) najpełniejszy wyraz oficjalnej wykładni Kościoła w tej sprawie.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Co dzieje się po śmierci z dziećmi nienarodzonymi lub zmarłymi niedługo po narodzeniu, ale bez chrztu? Będą zbawione czy potępione? A może czeka je jakiś inny los? Co uważa i czego uczy na ten temat Kościół?

Wiara rośnie wraz z Ludem Bożym

Chrześcijaństwo nie spadło gotowe z nieba jako zestaw jasno i konkretnie od początku do końca zdefiniowanych prawd i twierdzeń. Nie tym zresztą jest. Wiara jest żywa, a więc jej świadomość, rozumienie i zdolność definiowania rośnie wraz z Ludem Bożym.

Pewne prawdy zostały nam objawione wprost przez życie i nauczanie Syna Bożego Jezusa Chrystusa. Inne z kolei otrzymaliśmy niejako „w zalążku”. Na ich odkrycie, zrozumienie, rozwinięcie i opisanie w formie definicji trzeba było (a na część wciąż trzeba) poczekać.

W niektórych kwestiach Kościół, prowadzony przez Ducha Świętego, który jest jego „Suwerenem” (jak nazywa Go papież Franciszek), wypowiedział się ostatecznie. Inne pozostawia wciąż otwarte. Nie spieszy się zbytnio (zwłaszcza z naszej perspektywy).

Już to ze względu na swoje zanurzenie w historii, a co za tym idzie: tempo dyktowane przez ludzkie możliwości, potrzeby i wrażliwość. Już to dlatego, że świadom jest wagi i drogocenności skarbu, jakim jest wiara. A ze skarbem takim należy obchodzić się ostrożnie.

A przede wszystkim dlatego, że stara się poddawać prowadzeniu i woli swojego Pana, nasłuchując i wypatrując tego, co On sam na danym etapie dziejów rozjaśnia mu, pozwala zrozumieć i nakazuje głosić.

Dzieci umierające bez chrztu

Tak też jest i w kwestii nauczania o pośmiertnym losie dzieci nienarodzonych i umierających po narodzinach bez chrztu. W ciągu ponad dwudziestu stuleci istnienia Kościoła wielu teologów zabierało głos w tej kwestii. I były to głosy najróżniejsze, ale żaden z nich nie miał rangi (mimo „ostrego” nieraz tonu) wypowiedzi rozstrzygającej i wiążącej.

Na progu XXI w., w styczniu 2007 r. Międzynarodowa Komisja Teologiczna na polecenie Benedykta XVI opracowała dokument pod tytułem „Nadzieja zbawienia dla dzieci, które umierają bez chrztu”. Stanowi on (póki co) najpełniejszy wyraz oficjalnej wykładni Kościoła w tej sprawie.

Czego uczy Kościół?

Kościół uczy… nadziei. W 79. punkcie dokumentu czytamy: „Trzeba jasno powiedzieć, że Kościół nie ma pewnego poznania odnośnie do zbawienia dzieci, które umierają bez chrztu (…) los dzieci nieochrzczonych nie został nam objawiony, i Kościół naucza i ocenia tylko w odniesieniu do tego, co zostało objawione. Jednakże to, co wiemy o Bogu, Chrystusie i Kościele, dostarcza nam racji do żywienia nadziei na ich zbawienie”.

A zatem nadal nie jest to definitywne i pewne stwierdzenie, ale raczej próba zdania sprawy z nadziei, jaką żywi Kościół i próba wyłożenia jej przesłanek i racji.

Racje nadziei

Jakie są racje tej nadziei? Na czym się ona opiera? Jakie są przemawiające za nią argumenty płynące z Objawienia, Pisma Świętego oraz Tradycji przekazywanej w nauczaniu i praktyce Kościoła?

Przede wszystkim to, że historia zbawienia – opisana w Biblii i głoszona w żywym przekazie wiary – ukazuje nam Boga, który jest „miłośnikiem ludzi” i kocha każde stworzenie powołane przez siebie do istnienia, a w sposób szczególny stworzonego na swój obraz i podobieństwo człowieka.

Na każdym Mu zależy, Jego łaska dociera do każdego, a opatrzność obejmuje wszystkich. Bóg pragnie wiecznego szczęścia każdego człowieka i nie odmawia koniecznej do zbawienia pomocy temu, kto nie doszedł jeszcze do pełnego poznania Go. Ale (z pomocą działającej niewidzialnie w jego sercu łaski) stara się prowadzić prawe i uczciwe życie.

Bogu przede wszystkim i jako pierwszemu zależy na tym, aby każdego człowieka doprowadzić do zbawienia i obdarzyć życiem wiecznym.

Skoro Bóg sam pragnie zbawienia wszystkich, a Chrystus umarł za wszystkich i skoro powołaniem każdego człowieka jest być zbawionym, to uzasadnionym jest zakładać, że Duch Święty wszystkim daje możliwość uczestniczenia w misterium zbawczym Chrystusa, choć dzieje się to w jedynie Bogu w pełni znany sposób. Plan miłości Boga przekracza bowiem nasze ludzkie rozumienie.

Problem braku chrztu

Głównym i niebagatelnym problemem, jaki podnoszono w ciągu wieków namysłu teologicznego nad możliwością zbawienia dzieci nienarodzonych i zmarłych jako nieochrzczone, był właśnie brak chrztu. Element, który sam Jezus wskazywał jako środek konieczny do zbawienia („Kto uwierzy i przyjmie chrzest będzie zbawiony…” – Mt 16,16).

Nic nie ujmując ważności chrztu, który jest zwyczajnym sposobem i środkiem otrzymywania życia wiecznego, należy jednak zauważyć, że Bóg, który ustanowił i powierzył Kościołowi sakramenty, nie jest nimi „związany”. W tym znaczeniu, że nie ograniczają one możliwości Jego działania poza nimi (czy też, jak doprecyzujemy za chwilę: poza faktami znaków sakramentalnych).

Najzwięźlej wyraził to chyba św. Tomasz z Akwinu, pisząc: „Bóg nie związał swojej mocy z sakramentami, tak by bez sakramentów nie mógł udzielić skutku sakramentów”.

Chrystus – „sakrament pierwotny” zbawienia

Ostatecznie do zbawienia absolutnie konieczny jest „sakrament pierwotny”, którym jest Chrystus. I to On jest racją nadziei zbawienia każdej istoty ludzkiej. Także dzieci, o których tu mowa.

Po pierwsze dlatego, że cierpiące i umierające dzieci (tak narodzone jak i nienarodzone) w zbawczy dla nich sposób upodobnione są do cierpiącego i umierającego Chrystusa. A przez to uczestniczą w pewnego rodzaju „duchowej zażyłości” z Nim, która jest głębsza, bo bardziej pierwotna od ich zdolności intelektualnych, poznawczych i wolitywnych.

Argument ten podkreśla przede wszystkim kosmiczny wymiar Paschy Chrystusa. Dzieło paschalne Chrystusa obejmuje i skutecznie przemienia całe dzieje wszechświata (w tym: ludzkości). To znaczy, że odtąd każde cierpienie i umieranie mają wymiar paschalny. Również cierpienie i śmierć dzieci nienarodzonych i umierających bez chrztu.

Z tymi spośród nich, które cierpią i umierają w wyniku jakiejkolwiek formy przemocy, Chrystus jest solidarny w najgłębszym tego słowa znaczeniu. To jasno wynika z Jego słów: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnie uczyniliście” (Mt 25,40).

Jak podczas niepokalanego poczęcia Maryi?

Wychodząc z tej właśnie racji Kościół od wieków czci (i to jako męczenników) chłopców z Betlejem pomordowanych na rozkaz Heroda. Choć nieświadomi i nieochrzczeni (na dobrych 30 lat zanim Zbawiciel zlecił apostołom udzielanie chrztu) oddali życie dla Niego i za Niego. A ich cierpienie i śmierć On – Pan nad czasem i wiecznością – przyjął jako swoje własne.

Podkreśla się także zasadniczą jedność i solidarność Chrystusa z rodzajem ludzkim w tajemnicy Jego Wcielenia oraz moc Jego odkupieńczej łaski nieskończenie przeważającą moc grzechu, który dziedziczymy po prarodzicach. To zagadnienie poruszał już i szeroko wyjaśniał św. Paweł w Liście do Rzymian.

Niektórzy teologowie wysuwają też hipotezę, iż – być może – łaska Boga (udzielona dzięki odkupieńczemu dziełu Chrystusa) działa w przypadku tych dzieci podobnie, jak w przypadku niepokalanego poczęcia Maryi – uprzedzająco. Zachowując je od grzechu pierworodnego, który gładzony jest w chrzcie.

Trzeba jednak zaznaczyć, że ta hipoteza wymaga zdecydowanie głębszej analizy i wyjaśnienia, niż to możliwe w tym artykule. W samym dokumencie jest ona zaledwie wspomniana.

Wiara nienarodzonego

Owszem, obiektywne zbawienie dane nam „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie” trzeba przyjąć osobiście przez akt wolnej woli. Nie wiemy jednak do końca (i nauka też nie wie, choć może czynić i czyni w tej kwestii pewne postępy), jak to naprawdę jest ze świadomością i wolą u tak maleńkich istot.

W związku z tym zakładamy (bo nie wykluczamy) możliwość wiary i swego rodzaju „pragnienie chrztu” także u nich. A to dlatego, że wierzymy, iż życie biologiczne (gr. „bios”) i duchowe (gr. „zoe”) – choć nietożsame – są jednak ze sobą nierozdzielnie związane (z tym przekonaniem wiąże się także nasza wiara w zmartwychwstanie ciała).

Poza tym (i to odnosi się także do dzieci chrzczonych w niemowlęctwie, nadal żyjących i mających się jak najlepiej) sam Kościół – mistyczne Ciało Chrystusa – jest „zbawczym kontekstem” ich wiary. To znaczy, że nie chrzcimy maleńkich dzieci jedynie w nadziei, że kiedyś (doszedłszy do używania rozumu) dojdą do wiary i „pogodzą się” z własnych chrztem. Ale chrzcimy je w przekonaniu, że już są w pewnym sensie wierzące – stając się i będąc członkami wspólnoty Kościoła – Ciała Chrystusa.

To w tym mistycznym Ciele mają „odniesienie” (może lepiej: udział, łączność) do życiodajnych sakramentów chrztu i Eucharystii także dzieci nienarodzone i umierające przed chrztem, choć same nie mają możliwości przyjęcia tych sakramentów w znakach liturgicznych.

Wierzymy tak, jak się modlimy

Ostatnim, ale wcale nie nieistotnym argumentem jest argument ujęty w łacińską formułę „lex orandi lex credendi” („Prawo modlitwy prawem wiary”).

Skoro Kościół zna obrzęd pogrzebu dziecka nieochrzczonego, w którym powierza je miłosierdziu Boga, to wyraża to i potwierdza zasadność nadziei na jego zbawienie i wieczne szczęście w niebie.

Aniołki w niebie?

Dawniej, zanim reforma liturgiczna ostatniego soboru przyniosła nam obrzędy pogrzebu dzieci, za te ochrzczone sprawowano przy ich pogrzebie mszę nie z formularza żałobnego, ale wotywną o aniołach. Przyczyniło się to prawdopodobnie do ugruntowania w świadomości wielu pokoleń wierzących błędnej koncepcji, jakoby umierające dzieci po śmierci stawały się „aniołkami w niebie”. Nic podobnego!

Anioł i człowiek to dwie różne natury i nie ma możliwości „ewolucji” jednej w drugą. Człowiek, dostępując zbawienia, nie zostaje „podniesiony” do natury aniołów, ale jednoczy się z samym Bogiem.

Nieco „ludowa” koncepcja „aniołka w niebie” (próbując „uwznioślić” śmierć dziecka i jego pośmiertny los) w rzeczywistości jest koncepcją degradującą. A przede wszystkim z gruntu błędną i pod żadnym pozorem nie należy jej powielać.

Kim więc i jakie będą w niebie?

Będą sobą. W pełni sobą w zjednoczeniu z Bogiem. Wszyscy „tam” tacy będziemy, bo dopiero w niczym niezakłóconej komunii z Bogiem osiągniemy pełnię swojego człowieczeństwa. Uwolnieni od wszelkich ograniczeń i zranień.

Takie jest powołanie każdej istoty ludzkiej. Niezależnie od tego, na jak wczesnym czy późnym etapie kończy się jej biologiczne życie.

Podsumowanie

Z Objawienia wiemy, że zwyczajna droga zbawienia człowieka wiedzie przez sakrament chrztu. Nie można podważyć jego konieczności, pomniejszać jej, ani odkładać udzielania tego sakramentu komukolwiek z jakiejkolwiek przyczyny.

Omawiany dokument kończy się stwierdzeniem: „Istnieją raczej poważne racje, (…) by mieć nadzieję, że Bóg zbawi te dzieci, ponieważ nie można było dla nich uczynić tego, co chciałoby się uczynić, to znaczy ochrzcić je w wierze i życiu Kościoła”.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.