To, w jaki sposób Bóg nas promuje, jest tysiąc razy ważniejsze i większe, nie mówiąc oczywiście o tym, że jest prawdziwe. Kiedy jesteśmy w Panu, odkrywamy swoją wartość – tę, którą On w nas widzi – podkreśla abp Grzegorz Ryś.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
„Zawsze się radujcie!” U św. Pawła to wezwanie pada dość często, najczęściej w wersji: „Radujcie się zawsze w Panu”. To nie jest przykazanie; to pokazanie, jak się nie dać rzeczom, sprawom, sytuacjom, okolicznościom, które odbierają nam radość. To wyraźna wskazówka dla tych, którzy mają świadomość, jak niebezpieczną rzeczą w życiu człowieka jest smutek.
Abp Grzegorz Ryś o radości i smutku
W pierwotnym zestawieniu grzechów głównych Kościół podawał ich nie siedem, lecz osiem i ósmym był właśnie smutek. Grzechy główne są tak nazywane dlatego, że z nich rodzą się inne.
Starożytni chrześcijanie dość szybko wyczuli, że postawa smutku, żalu – nie tylko dopuszczonego, ale kontynuowanego, potwierdzanego w sobie – jest dla człowieka bardzo groźna. Nie chodzi o emocje, na które nie mamy wpływu, ale o wewnętrzną postawę. Zaczęli się więc rozglądać za tym, jak przełamać taki stan. W zaleceniu Pawła jest odpowiedź: „Radujcie się zawsze w Panu!”.
Jeśli coś ma być „zawsze”, to musi być „w Panu”, bo tylko Pan jest zawsze. A zatem w różnych sytuacjach, w różnych kontekstach trzeba szukać relacji z Panem. To nas może przeprowadzić przez smutek.
Radość to nie wesołkowatość
(…) św. Paweł najwięcej pisze o radości w Liście do Filipian; podkreśla w nim kilkukrotnie, że sam się cieszy, i również kilkukrotnie wzywa adresatów do tego, żeby cieszyli się wraz z nim. List ten Paweł napisał w więzieniu – tradycyjna egzegeza mówiła, że w rzymskim, później pojawiła się inna teoria, że w efeskim – wyraźnie zaznaczając, że dźwiga kajdany, które jednak przynoszą pożytek Ewangelii w Chrystusie.
Można sobie wyobrazić ciężar tych kajdan, ciężar zniesławienia, o którym Paweł również w tym liście pisze. Po ludzku był to dla niego z pewnością bardzo trudny czas. W jego wezwaniu do radości nie chodzi o żadną wesołkowatość. A jednak właśnie w tym liście wezwanie to pojawia się u niego najczęściej. Nie ma takiego miejsca na ziemi, gdzie można by było Pawła zamknąć, a gdzie by nie był w Panu. Skoro zaś jest w Panu, zewnętrzne okoliczności nabierają nowego sensu.
Prośmy dziś o to Jezusa, żeby w sytuacjach trudu, smutku, płaczu, cierpienia uchronił nas od pokusy myślenia, że Go przy nas nie ma. To bowiem byłoby dopiero źródło rzeczywistego załamania.
Abp Grzegorz Ryś o źródłach smutku
(…) źródłem naszego smutku jest nierzadko obsesja na punkcie tego, kim jesteśmy. Skupienie się na tym, kim to ja jestem (można powiedzieć jeszcze lepiej: kim to ja nie jestem i za kogo ludzie powinni mnie uważać, jest czymś, co rzeczywiście może mi odebrać radość.
Dziwny jest dialog Jana Chrzciciela z Żydami. „Czy ty jesteś Mesjaszem?” „Nie”. „Czy jesteś Eliaszem?” „Nie”. „Czy jesteś prorokiem?” „Nie”. O ile zrozumiałe jest pierwsze zaprzeczenie – Jan powiedział prawdę, nie był przecież Mesjaszem – o tyle dwie następne odpowiedzi budzą już nasze zdziwienie.
Czemu się nie przyznał, że jest prorokiem? W Ewangelii Janowej zostaje mocno podkreślone to, że Jan Chrzciciel idzie „w misji Eliasza”. „Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu” (J 1, 28) – to jest precyzyjnie opisane miejsce, skąd Eliasz został wzięty do nieba. Dokładnie tam gdzie misja Eliasza się skończyła, pojawia się Jan Chrzciciel. Jest nowym Eliaszem. Czemu mówi, że nim nie jest?
To bardzo ciekawe, ponieważ tak naprawdę Eliaszem i prorokiem Jana Chrzciciela nazwał Jezus. „Prawo i prorocy” są liczeni do Jana, on jest ostatnim prorokiem. „Jeśli chcecie wierzyć, on jest Eliaszem, który miał przyjść” (Mt 11, 14) – mówi Jezus o Janie. Sam Jan nigdy o sobie w ten sposób nie mówił.
Abp Grzegorz Ryś o prawdziwej radości
Przyszło mi do głowy zdanie św. Franciszka z Asyżu, który w swoich Napomnieniach pisze tak: „Tyle jest człowiek wart, ile jest wart w oczach Bożych, i nic więcej”. Ostatecznie liczy się to, jak cię widzi Jezus i kim cię nazywa.
Myślę, że Jezus widzi w nas największą godność, o której najczęściej zapominamy, która nam schodzi na drugi plan. Jej źródłem jest to, że jesteśmy dziećmi Boga i nosimy w sobie podobieństwo do Syna Bożego. To nasza najgłębsza tożsamość. Bardzo łatwo nam to jednak umyka i przesłania nam tę naszą godność pretensja o inne tytuły, a kiedy one nie padają, stajemy się smutni. Tracimy radość z głupich powodów: takich, że nie możemy innych ludzi przekonać o tym, kim to nie jesteśmy.
Przed Bogiem, w relacji z Nim, nie potrzebujemy żadnej autopromocji. To, w jaki sposób On nas promuje, jest tysiąc razy ważniejsze i większe, nie mówiąc oczywiście o tym, że jest prawdziwe. Kiedy jesteśmy w Panu, odkrywamy swoją wartość – tę, którą On w nas widzi. To jest źródłem prawdziwej radości w naszym życiu. Radujcie się zawsze w Panu!
Czytaj także:
Ksiądz z osiedla: Nie muszę być zgryźliwym facetem w czarnej kiecce [wywiad]
Czytaj także:
Jacek Borusiński o Bogu, który trzyma w kupie i najsmutniejszej istocie świata – szatanie
Czytaj także:
60 powodów do szczęścia. Sprawdź, czy umiesz cieszyć się drobnymi radościami
*Fragment książki Abp G. Rysia, O bliskości. Jak żyć razem w podzielonym świecie (oprac. K. Węglarczyk), Znak 2021; tytuł, lead, skróty i śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.pl
** Homilia wygłoszona podczas mszy świętej w kaplicy prywatnej Domu Biskupów Łódzkich w niedzielę 13.12.2020