Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
O tym, jak wyglądały wojenne święta w Auschwitz, w więzieniu gestapo, na Syberii czy Majdanku, co pomagało ludziom przetrwać, czego sobie życzyli, opowiada Sylwia Winnik, autorka książki Moc truchleje. Opowieści wigilijne 1939-1945.
Marta Brzezińska-Waleszczyk: Święta Bożego Narodzenia przed 1939 r. we wspomnieniach właściwie wszystkich pani rozmówców to sielanka. Byli małymi dziećmi…
Sylwia Winnik: Dlatego wspominają tamten czas z żalem. Mieli prawo do beztroskiego dzieciństwa i pięknych świąt, a zostało im to odebrane. Opisane przeze mnie historie ukazują czas Wigilii i Bożego Narodzenia przed 1939 rokiem, czas magicznych i bajkowych świąt, nagle zderzających się na stronicach z tymi latami, gdy panował głód, wojna, a człowiek dla człowieka stał się wrogiem. Święta spędzone w Auschwitz, w więzieniu gestapo, na Syberii, Majdanku, a także te w konspiracji są symbolem wytrwałości i wiary ludzi w dobro. Mimo że wtedy byli dziećmi, pamiętają dzisiaj te najpiękniejsze i najsmutniejsze momenty z czasu wojny.
Wojenne święta
Wybucha wojna i…
Bezpowrotnie wszystko się zmieniło. Kiedy Niemcy wkroczyli na polskie ziemie, bez skrupułów odbierali domy, gospodarstwa, dobytek, na który ludzie pracowali całe życie. Odbierali też życie całych rodzin. I jeszcze coś… nadzieję. Ale Polacy jej nie chcieli stracić. Jak i wolności. Nawet w najtrudniejszym czasie swojego życia, najcięższym czasie dla świata, ten jeden dzień, wieczór wigilijny, choćby w biedzie i głodzie, starali się zaakcentować świąteczną myślą, łamaniem opłatka lub chlebem, co miało miejsce w Auschwitz-Birkenau. Podkreślam w książce moc tradycji, która jest naszym pokoleniowym spadkiem.
Tradycja daje siłę?
Daje radość, pozwala utożsamić się z czymś, co jest ponad nami, czymś większym, wypływającym z siły rodziny i społeczeństwa. Z drugiej strony, zastanawiam się nad istotą tradycji. Czy bez niej nie byłoby świąt? Czy bez 12 potraw i opłatka Jezus nie narodziłby się w sercach ludzi? Pamiętam święta, podczas których moja babcia była bardzo chora. Dom był przygotowany, stół nakryty, ale babcia nie mogła wstać z łóżka. Usiedliśmy na łóżku babci, w nogach, przy stoliku obok, na krześle i jedząc na kolanach potrawy świąteczne, spędziliśmy czas wspólnie. Bo magia świąt to bycie razem, a nie to, co nas otacza. Tradycje są ważne, piękne i dodają magii świątecznemu okresowi. Jednak to my tworzymy to, co najważniejsze w świętach.
Boże Narodzenie w Auschwitz
Pani bohaterowie wojenne święta spędzali w obozach koncentracyjnych, syberyjskich kołchozach albo w konspiracji.
Każde miejsce odosobnienia, czy to obóz koncentracyjny, Syberia, więzienie gestapo charakteryzowało wyjątkowe okrucieństwo. Miejsca te kojarzą się ze śmiercią, bólem, torturami. Każda z osób więziona w takich miejscach, każdego dnia, ale szczególnie w Wigilię, myślami była przy rodzinie, która albo pozostała w domu, albo była wywieziona np. do Ravensbrück. Czasami miesiącami rodziny nie znały szczegółów o swoim losie nawzajem.
Czego życzyli sobie ludzie np. w obozach?
Życzono sobie, by wojna się skończyła, by przeżyć kolejny dzień, by następne święta spędzić w domu z bliskimi. Doceniano drobiazgi, a wiara dodawała ludziom nadziei. Była bardzo potrzebna, bo w tak okrutnych miejscach działy się rzeczy z piekła rodem. Była więźniarka Auschwitz-Birkenau wspomina stos trupów ułożony pod choinką obozową na Apelplatz. Jakże nie pasowały zapalone kolorowe światełka na choince do takiego miejsca. SS-mani potrafili nawet podczas świąt odzierać z godności drugiego człowieka.
Wojenne święta to głód, strach i tęsknota za bliskimi…
Wszystko, co najbardziej złe i przerażające. Dziś, kiedy mamy niemal wszystko: dostęp do wody, jedzenia, żyjemy w miarę komfortowo, nie możemy wyobrazić sobie, co czuli więźniowie obozów skazani na śmierć głodową. SS-mani nie szczędzili bestialstwa i głodzenia ludzi nawet w święta. Boże Narodzenie w Auschwitz było dniem jak każdy inny. Podobnie na Syberii czy KL Lublin. Ciekawa jest historia konspiracji w Bardzie na Dolnym Śląsku. Choć jedzenia w Wigilię im nie brakło, był strach, czy przetrwają noc, czy nikt nie złapie ich, nie rozstrzela. Tamte lata opisać można trzema słowami – strach, śmierć, tęsknota.
Nawrócenia na Pawiaku
„Pośród chaosu, na ruinach, na gruzach, wśród rozdzielonych rodzin, wspomnień o zamordowanych rodził się Bóg. Choć codzienność obfitowała w smutek i strach, mimo wszystko wstępowała w nas nadzieja, że Jego przyjście niesie nowe, lepsze życie” – mówi jedna z bohaterek. Wiara w Boga pomagała przetrwać?
Zdecydowanie tak. Ludzie modlili się i nie tracili wiary. Niosła im nadzieję, przypominała o rodzinie i o wolności. Pomagała nie tylko wierzącym. Na Pawiaku więzieni byli też kapłani. Do nich współwięźniowie z celi – ateiści przychodzili porozmawiać. Nie wierzyli w Boga, a jednak nauki kapłanów pozwalały im przetrwać, znaleźć siłę na kolejne dni. Szukali u nich wsparcia i je otrzymywali. Wielu ateistów nawróciło się w takich momentach.
W książce przejmuje paradoks – Boże Narodzenie to radosny czas, rodzi się Chrystus, a wojenne święta są przeraźliwie smutne.
To prawda, ale w tym paradoksie widać działanie czegoś większego niż my. Pani Bronisława powiedziała: „Myślę sobie, że cuda dzieją się wokół nas każdego dnia, tylko nie umiemy ich dostrzegać, bo nie chcemy ani nie potrafimy w nie uwierzyć. Umysł, który nie wierzy, odporny jest też na cuda. Tylko że... przychodzi niekiedy taki moment, że wbrew naszej woli dzieje się nagle coś pięknego. Dzieje się właśnie po to, by docenić codzienny cud życia”. Od ludzi, którzy przeżyli wojnę, można się wiele nauczyć.
Na przykład?
Doceniać najmniejsze rzeczy w życiu, dbać o relacje. W Auschwitz czy na Syberii nie było miejsca na radość, a jednak ludzie nie poddawali się. W święta łamali zakazy SS-manów. Łamali się chlebem jak opłatkiem, śpiewali na kojach cichutko kolędy polskie, w Ravensbrück w 1944 r. kobiety zorganizowały małą choinkę i świeczuszki. Przekazując ją sobie z rąk do rąk, modliły się za bliskich i tych, którzy zmarli w czasie wojny. Polki miały wielką moc. Na Syberii mama pani Katarzyny zamiast świerku (tam nie było takich drzew) przyniosła gałąź drzewa liściastego. Smutna choinka, ale liczyło się bycie razem. To pokazuje istotę tradycji. Jesteśmy jej częścią.
Kolędy w Auschwitz, Wigilia na Syberii
W rozmowach powraca temat głodu. Poruszyła mnie opowieść Bronisławy, która wspomina, że święta na Syberii różniły się od codzienności jedynie tym, że było nieco więcej chleba, bo mama przez kilka tygodni odkładała okruszki z głodowych porcji.
Każdego dnia na Syberii Bronia, zawsze głodna, czekała na maleńką porcję chleba. Kiedy zbliżały się święta, mama przez kilka tygodni z każdej kromki odrywała malutki kawałek, by w Wigilię zjeść nieco więcej. By mieć poczucie, że jest inaczej. Głód, jakiego nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, doskwierał zesłanym na Syberię, do obozów… Dopiero w późniejszych latach docierały na Syberię paczki z Czerwonego Krzyża, ale nie do każdego i nie wszędzie.
Poruszająca jest odwaga bohaterów. Tych, którzy w obozach potrafili śpiewać kolędy, choć groziły za to surowe kary. Małe gesty, choć ryzykowne, pozwalały przetrwać?
Dodawały ludziom nadziei, poczucia wolności. Pewna kobieta, która przeżyła wojnę, powiedziała, że choć ludzie w Auschwitz zostali zniewoleni, odarci z godności (SS-mani byli przekonani, że zawładnęli nimi całkowicie), to w sercach pozostawali sobą. Myśleli po polsku, modlili się, wierzyli w wolność. Pozornie drobne sytuacje były symbolem przeciwstawiania się niewoli. Tym było śpiewanie kolęd na kojach, ciche składanie życzeń w Wigilię. Fizycznie można człowieka zniewolić, ale nie da się uwięzić jego serca, myśli i uczuć.
Na końcu zamieściła pani kilka wojennych przepisów – by zachować świąteczne smaki sprzed lat?
Zależało mi, aby podtrzymać tradycję 12 potraw, dlatego dokładnie tyle przepisów. A na deser przedwojenny piernik bożonarodzeniowy, który już wypróbowałam (co można zobaczyć TUTAJ). Przepisy pochodzą z różnych miejsc w Polsce, pochodzą z czasów sprzed wojny. Korzystały z nich babki i prababki moich rozmówców. Dodałam też kilka przepisów moich babć i prababć, z których korzystam do dziś. Książka pełna jest ukrytej symboliki, bo Wigilia jest w jakiś sposób magiczna. Książka miała taka być – za sprawą ludzkich emocji, wspomnień i mądrości, które czynią nas wrażliwszymi na świat.