Obraz Boga i obraz siebie – dwie przenikające się rzeczywistości. Im mniej czuję się wartościowy, tym mniej wierzę w Jego miłość do mnie. I odwrotnie: im mniej Bóg w moim przekonaniu jest mną zainteresowany, tym mniej przeżywam siebie jako kogoś wartościowego.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Ks. Grzywocz celnie pokazuje wpływ jednego na drugie. Dodałabym, że to nie jest historia o winie i karze. To nie jest kolejna sfera życia, za którą mamy oceniać siebie i dowalać sobie. Możemy za to próbować szukać dróg zaopiekowania obrazu Boga i siebie, jaki w sobie nosimy.
Deklaratywny obraz Boga jest tym, jakim go przedstawiamy wobec innych. Jaki chcielibyśmy mieć. Jaki podejrzewamy, że jest właściwy. Ks. Grzywocz napisał o nim: „to obraz zakrywający wszystko, katechetyczny i poprawny, każdy ukłoni się przed nim, można go nawet okadzić, ale to jest »naklejona« rzeczywistość – jak tapeta”.
Nie wiem, czy zrywaliście kiedyś stare tapety – ja miałam okazję robić to w PRL-owskim bloku. Pod tapetą można znaleźć wszystko: sypiący się tynk, dziury, starą farbę, krzywe ściany. Te krzywizny były najbardziej niewiarygodne; sprawiały, że drzwi otwierały się bądź zamykały same. Kąta prostego w tym pięknie wytapetowanym mieszkaniu nie dało się znaleźć.
Jak przeżywamy Boga
Życzeniowa tapeta może zakrywać bolesną prawdę o sposobie, w jaki przeżywamy Boga, na którą składa się wiele czynników. Ks. Grzywocz wymienia m.in. wpływ relacji z rodzicami i wiedzy religijnej, jaką nam przekazano. Zdecydowanie styl przywiązania, jaki był naszym udziałem w dzieciństwie, odgrywa ogromną rolę w postrzeganiu i Boga, i siebie. Im więcej doświadczyliśmy braku uwagi, ocen, kar, lęku czy nieobecności w relacji z rodzicami, tym bardziej Bóg będzie w nas projekcją deficytów, obojętności czy nawet okrucieństwa, a my sami – tym bardziej niepozorni, nieważni, pozbawieni wartości.
Jeśli wierzę w Boga, który się mną nie interesuje albo który chce mi jedynie coś kazać i rozliczać, trudno mi będzie czuć się wartościowym człowiekiem. Mogę się starać zachowywać poprawnie, żeby Mu nie podpaść, jednocześnie mając głębokie przeświadczenie, że jestem na tym świecie zdany tylko sam na siebie. Że moje życie niewiele dla Niego znaczy, że o mnie zapomniał, nie widzi mnie. Pozostaje mi samotne zmaganie. Jeśli z kolei postrzegam Go jako kogoś bezradnego czy „nieżyciowego” – to ja muszę w sobie rozwijać nadludzkie cechy, by moje życie, praca czy instytucja się nie rozleciały.
Zranione poczucie wartości
Podobnie moje zranione poczucie własnej wartości rzutuje na to, jak widzę Boga. Jeśli czuję się sobą ciągle rozczarowany, Bóg w domyśle też jest mną rozczarowany. Jeśli na każdym kroku siebie oceniam, przeczuwam, że Bóg robi to samo. W takiej sytuacji „lekiem” może się stać perfekcjonizm, rygoryzm, drobiazgowe przestrzeganie wszelkich przepisów – bez odniesienia ich do dobra człowieka. Podobną rolę zakrywania kompleksów odgrywa to, co ks. Grzywocz nazywa „superduchowościami”. Duchowości dla mocarzy, w których są kolejne poziomy do zaliczenia i które polegają na mnożeniu własnych zasług i zbieraniu orderów zaawansowania.
Więź, która leczy
Zupełnie inny obraz i Boga, i siebie może się rodzić ze spotkania z Nim, które jest nie tylko Jego jednorazowym dotknięciem, ale – jak pisze ks. Grzywocz – nieustannym dotykaniem. Schodzeniem na głębiny wzajemnego zaufania i bliskości. Czymś dynamicznym, co wydarza się między osobami, nie na poziomie wiedzy. Jeśli budowanie w kimkolwiek poczucia własnej wartości zaczyna się od pokazania mu: „chcę z tobą być”, to Bóg właśnie jako pierwszy to robi. Nie wtedy, kiedy to my najpierw coś zrobimy, osiągniemy, natyramy się. Bóg chce być ze mną ze względu na mnie.
I duchowość, i poczucie, że jestem kimś wartościowym, rodzi się z więzi. Nie z przelotnej znajomości, ale z relacji, która jest wolnym wyborem. Wybiera mnie Ktoś, kto mnie przyjmuje bezwarunkowo i zawsze, a nie tylko wtedy, gdy nie popełniam błędów. Kto patrzy na mnie okiem pełnym troski i współczucia, a nie oceny i osądu. Kto chce mnie wspierać, by było mi łatwiej i sensowniej w relacji z innymi ludźmi. Bym do ich życia także mógł wnosić wartość – najpierw doświadczając jej w sobie.
Cytaty pochodzą z książki ks. Krzysztofa Grzywocza „W duchu i przyjaźni”, Wydawnictwo Salwator, Kraków 2017.
Czytaj także:
Dwa fałszywe wyobrażenia na temat Boga, które powstają w głowach naszych dzieci
Czytaj także:
Ks. Krzysztof Grzywocz o opiekowaniu się poczuciem własnej wartości