separateurCreated with Sketch.

Czy Bóg karze nas za radość i szczęście? Pyta Półtawska, a Wojtyła odpowiada

PÓŁTAWSKA, WOJTYŁA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Joanna Operacz - 02.07.20
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Boję się, że jest mi za dobrze i że będę musiała za to płacić” – napisała Wanda Półtawska. A na to odpowiedział biskup Karol Wojtyła…
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Wanda Półtawska w książce „Beskidzkie rekolekcje” umieściła wspomnienie z wyjazdu razem z mężem i przyjacielem ich rodziny – ówczesnym biskupem Karolem Wojtyłą – pod namioty w Bieszczady:

„Zwinięta w kłębek w śpiworze słuchałam śpiewu, a przez trójkąt wejścia widać było zadeszczony świat. (…) Widziane z dołu namiotu te zawieszone krople lśniły, drżały naprawdę jak w bajce. Jak dobrze. Nagle zlękłam się tego ‘dobrze’ i powiedziałam: ‘Boję się, że jest mi za dobrze i że będę musiała za to płacić’”.

Znacie może ten dziwny lęk i niepokój? Kiedy przychodzi jakaś szczęśliwa, dobra chwila, nagle ogarnia was strach, że ta radość to coś złego, karygodnego – chociaż to kompletnie nonsensowne?

Nie chodzi oczywiście o „szczęście” w cudzysłowie – radość z grzechu albo z czyjegoś cierpienia; tylko o radość, o której można by staroświecko powiedzieć, że jest prawa – radość towarzyszącą rzeczom obiektywnie dobrym.

Co odpowiedział Wojtyła Półtawskiej? „Roześmialiśmy się i powiedziałeś [wspomnienie jest fragmentem listu do Wojtyły]: ‘To nie tak, nie płaci się za dobro, ale coraz bardziej człowiek się dowiaduje, że to, co jest naprawdę coś warte, to drogo kosztuje’”.

Bóg jest dobry, kocha nas i chce naszego szczęścia – nie tylko w wieczności, ale również w tym życiu. Jezus tuż przed swoją śmiercią zapewnił, że chce, aby Jego radość była w nas i aby nasza radość „była pełna”. Wyobrażenie Boga jako zgryźliwego tetryka, który każe nam się smucić i daje nam prztyczka w nos za każdym razem, kiedy się roześmiejemy, to poważny błąd.

Skąd więc takie dziwne niepokoje?

Dobrze je zrozumiał Ignacy Loyola. W „Ćwiczeniach duchownych” napisał, że kiedy człowiek źle postępuje i zmierza do potępienia, towarzyszą mu niepokój i smutek. I to jest zrozumiałe. Można by tu zacytować fragment Księgi Jeremiasza:

„Twoja niegodziwość cię karze, twoje przestępstwo jest tym, co cię chłoszcze”. Bóg nie chroni nas przed konsekwencjami naszych złych wyborów, bo chce, żebyśmy się nawrócili.

Ale zdarza się też, że podobne złe emocje pojawiają się także wtedy, kiedy szczerze staramy się iść za Bogiem. Dlaczego? Bo szatan wścieka się z powodu naszego szczęścia i usiłuje je nam zmącić i zohydzić.

Trzeba pamiętać, że zły duch nigdy się nie męczy ani nie nudzi psuciem nam życia, a kiedy widzi, że inne metody nie działają, niekiedy atakuje wzbudzając irracjonalny smutek, lęk, zniechęcenie.

Dobrze znam takie sytuacje ze swojego – choć skromnego i bardzo kulawego – doświadczenia. Kiedy dzieje się coś duchowo dobrego (np. rekolekcje, jakieś dobre postanowienie, ważna rozmowa), to często tuż przed tym wydarzeniem albo tuż po nim przytrafia mi się coś, co można by nazwać emocjonalnym ciosem pięścią między oczy.

Tak jakby diabeł zaciekle imał się różnych sposobów, żeby mnie pognębić, zemścić się. Czasem nawet sobie myślę: „Oho, skoro wydarzyło się X, to chyba niedługo czeka coś dobrego!”. Skoro wiem, skąd się to bierze, łatwiej mi zachować spokój.

Św. Ignacy Loyola sformułował „teorię o dwóch smutkach” – dobrym i złym, ale przecież w prawdziwym życiu rzadko mamy do czynienia ze stanami idealnymi. Nawet idąc najgorszą drogą, tęsknimy za dobrem i prawdą; a idąc dobrą drogą, rzadko jesteśmy stuprocentowo wolni od egoizmu i innych złych skłonności.

Nagły, irracjonalny przypływ negatywnych emocji w dobrej chwili można potraktować jako okazję od oczyszczenia i „przypominajkę”, że żadne szczęście nie jest pełne, kiedy nie jest przeżywane razem z Dawcą szczęścia.

W skrajnych sytuacjach radość bez Boga staje się „nieradością”, miłość staje się „niemiłością”, szczęście – nieszczęściem, chęć wzbogacenia się – zachłannością, zabawa – hedonizmem itd. Nawet najlepsze rzeczy można w ten sposób zepsuć. Na szczęście nawet kiepskie rzeczy można z Bożą pomocą naprawić i oczyścić.

Bardzo podoba mi się też teoria Karola Wojtyły, że to, co naprawdę cenne, kosztuje. Najlepsze rzeczy wymagają wysiłku. Szczęście małżeńskie rzadko spada nam z nieba, a najczęściej jest efektem pracy nad sobą samym i nad związkiem.

Dobre wychowanie dzieci to nie tylko radość, ale również konkretna robota, niekiedy frustrująca. Dobre wykształcenie, porządnie wykonana praca, rodzenie się, dobre umieranie – to wszystko zwykle wymaga wysiłku. Natomiast najwspanialsze nawet rzeczy, które nas mało kosztowały, trudniej docenić.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.