Obecny system obojga rodziców na etacie zmienia radykalnie miejsce dziecka w tym świecie.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Nie sposób zaprzeczyć zmianom kulturowym, jakie nastąpiły. Kobiety, choć może nie w pełni, ale osiągnęły wiele swoim uporem i konsekwencją. Chodzą do pracy, zajmują wysokie stanowiska. Świat się zmienił, zmienia na naszych oczach. Ale co się stało z dziećmi?
Dzieci głosu nie mają
Nie piszę tego broń Boże dlatego, że uważam, iż miejsce matki jest w domu, a nie w pracy. Nie twierdzę, że to złe zmiany. Feminizm nie może jednak ograniczać się tylko do dążenia do jak najszybszego zaktywizowania zawodowego kobiety.
I chociaż gdzieniegdzie słychać głosy feministek nawołujące do szacunku i docenienia roli matki (a nie postrzegania tej roli jako formy niewoli), wciąż nie są one wystarczająco głośne. A to, czego przynajmniej w mojej ocenie nie słychać zupełnie, to pytanie o głos dzieci. Co się z nimi stało pod wpływem tych zmian?
Gdzie są dzieci?
Według – nazwijmy to – starego modelu kobieta zostawała w domu z dziećmi, a mężczyzna szedł do pracy. Jeszcze wcześniej ciężko fizycznie pracowali oboje, a z nimi ich dzieci. Obecnie standardowo do pracy wychodzi mąż i żona, w domu nie ma ich 8 godzin dziennie, czasem więcej.
Za zmianą kulturową nie podążyła jednak zmiana systemu. Najbardziej straciło na niej dziecko i jego harmonijny rozwój, bo dla niego to po prostu nieobecność obojga rodziców, na rzecz przebywania zazwyczaj w placówce opiekuńczej.
To całe pokolenia dzieci, spędzające ponad 8 godzin dziennie w instytucjach opiekuńczych. Mimo zmiany społecznej nie uwzględniamy kontekstu – skupiamy się na potrzebach kobiety, matki, a pomijamy pytanie: czego potrzebuje dziecko?
Wolny wybór?
Paradoksalnie kobieta również straciła wiele. Gdy całkowicie rezygnuje z pracy zawodowej – traci choćby pozycję zawodową czy niezależność finansową. Gdy kontynuuje karierę, wciąż w wielu domach wymaga się od niej po prostu łączenia etatu-pracy z etatem-domem, przy czym nie ma pomocy od jeszcze-przed-emeryturą-babci, siostry czy tak zwanej całej wioski. W pewnym sensie, mimo pozornego wyboru, wciąż nie jest to „wolny” wybór, to nadal ważenie między większą lub mniejszą przegraną.
Stajemy na głowie
Doznajemy więc pewnego rozdarcia, i żeby to pogodzić, stajemy na głowie. Kombinujemy, a wiadomo, że jako naród jesteśmy w tym dobrzy 😉 Poza tym nic nie działa tak motywująco jak miłość – dzięki niej stać nas na ogromną kreatywność czy eksploatację naszego organizmu do granic możliwości, choćby pracą po nocach.
Staramy się uciekać do własnych działalności, ograniczyć etat lub liczbę dzieci – łatwiej podrzucić jedno do żłobka niż troje w trzy różne miejsca. Taniej też płacić za opiekunkę do jednego dziecka niż do całej gromadki (o ile w ogóle taka chętna się znajdzie).
Nie można mieć wszystkiego
Mam wrażenie, że trochę fałszu pobrzmiewa w sloganach typu – możesz wszystko, wystarczy chcieć. Wszystko świetnie pogodzisz, to tylko kwestia dobrej organizacji. Może to być prawda. Myślę sobie jednak: ciekawe, jakim kosztem?
Bliżej mi do, jakby nie było, także uogólnień, ale w duchu mniej optymistycznym – nie możesz wszystkiego, a na pewno nie wszystkiego na raz. Musisz wybierać świadomie, musisz znać swoje priorytety i uwzględniać je przy wyborach w danym czasie. Obecny system obojga rodziców na etacie zmienia radykalnie miejsce dziecka w tym świecie.
Moja utopia
Marzy mi się, by tym priorytetem nie był tylko powrót mamy do pracy, ale zmiana całego systemu pracy. Oprócz rozmów w konkretnym domu systemowe poszukiwanie odpowiedzi nie tylko na pytanie, czy godzić pracę i rodzinę, ale w jaki sposób to zrobić.
By normalne i naturalne było elastyczne dostosowywanie godzin pracy do opieki nad dzieckiem, przez oboje rodziców. By czas pracy był mierzony efektywnością, a nie minutami wysiedzianymi przed ekranem. By w całej dyskusji jako priorytet brano pod uwagę potrzeby rozwojowe danego wieku dziecka. Nie mam gotowych rozwiązań. Mogę jednak zauważyć, że póki system się nie zmieni, nie ma mowy o prawdziwym wyborze. Póki system nie będzie brał pod uwagę więzi rodzinnych – będzie nastawiony na wyzysk.
Czytaj także:
„Chcę być jak moja mama”. Najpiękniejsze, co możesz usłyszeć od dziecka
Czytaj także:
„Mama wraca do pracy”. I co z tego (dobrego!) wynika?
Czytaj także:
Każda mama to Wonder Woman!