Gdy jesteśmy zawstydzeni, odczuwamy tak wielki dyskomfort, że nawet słów na to brakuje, trzeba jak najszybciej uciekać – gdziekolwiek. Albo gdzieś w siebie, albo w potok słów o czym innym, a jeszcze częściej wstyd przykryje spektakularny gniew. Gniew także mówi o tym, że wstyd jest nie do zniesienia.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Powiedziałabym, że to uczucie najmniej nazywane w przestrzeni publicznej. Co tam zresztą publicznej, nawet w rozmowie dwóch bliskich sobie osób niezwykle rzadko można usłyszeć słowa: „Wstydzę się”.
Czego się wstydzę?
Dobrze widać, jak trudno poradzić sobie ze wstydem, na przykładzie rodzica dziecka, które zaczyna dokazywać w sklepie. W domu może podszedłby do sprawy ze spokojem, ale czując na sobie wzrok innych ludzi, często przeżywa tę sytuację jako test na to, kim w ogóle jest.
Oto teraz musi dowieść swoich rodzicielskich kompetencji i ocalić swój wizerunek. I ponieważ wstydzi się, może zacząć krzyczeć na dziecko i zachowywać się jak ktoś, kto nie widzi, że mały człowiek jest zmęczony, zgrzany czy też zderzył się taką ilością bodźców, że naprawdę nic dziwnego, iż ma dość. Za sprawą wstydu dorosły przestaje widzieć, że cała historia jest nie o nim, ale o jego ukochanym dziecku, które nie radzi sobie i potrzebuje mądrego wsparcia.
Byłoby łatwiej, gdyby wstyd przychodził otwarcie i się przedstawiał: „Jestem twoim wstydem”. Niestety, jego pojawienie się jest tak nieprzyjemne i przerażające, że potrzeba dużej dojrzałości, by umieć go przyjąć i wysłuchać jego opowieści. Czego się wstydzę? Dlaczego? Czy słusznie? Czy to ma sens?
Częściej słowo „wstyd” pada w chwili, gdy sprzedajemy go komuś innemu. „Wstydzę się za ciebie”. To naprawdę straszne słowa. Mówię ci, że jesteś kimś dziwnym, złym i niechcianym w moim świecie. Wmawiam ci winę za moje własne czucie się kimś o pomniejszonej wartości. Traktuję ciebie jako część mnie, składnik mojego wizerunku – a nie jako oddzielnego człowieka, odpowiedzialnego za swoje własne decyzje i czyny.
Toksyczny wstyd
Wstyd toksyczny i destrukcyjny – to ten, w którym wstydzę się tego, kim jestem. Gdy dzieci często słyszą, że rodzic się za nie wstydzi, albo gdy są publicznie zawstydzane, same zaczynają wstydzić się siebie. Ten rodzaj wstydu zostaje z człowiekiem nieraz i do końca życia.
Podobnie toksyczny jest wstyd dziecka z rodziny alkoholowej, przemocowej czy mającej kłopoty z prawem. Jego życie toczy się w teatrze pozorów. „Nikomu nie mówimy o tym, co się dzieje w naszym domu”. Choć przecież często wszyscy, począwszy od sąsiadów, a skończywszy na krewnych, wiedzą, że coś jest na rzeczy. Dziecko żyje w domu, gdzie nie ma odwiedzin kolegów i koleżanek, bo wstyd, żeby ktoś przyszedł, jeśli tata zacznie bić mamę lub wrzeszczeć na dzieci, a mama zaśnie na podłodze na środku jadalni.
Podobny wstyd jest obecny przy transferze winy za molestowanie czy przemoc seksualną. To krzywdziciel robi coś złego, ale to ofiara wstydzi się do końca życia i trwa w więzieniu zniszczonego poczucia własnej wartości. Płaci za to cenę izolacji i ogromnego cierpienia, dopóki nie odważy się wpuścić do środka kogokolwiek i opowiedzieć swojej historii. A potem powoli nauczy się ją opowiadać ze sprawiedliwej perspektywy, biorącej siebie w obronę.
Wstyd jest ze mną także wtedy, gdy zrobię coś głupio albo naprawdę źle. Tym bardziej warto uczyć się z nim być i go rozumieć, by nie zamieniał się w niszczące i bezproduktywne samooskarżenie albo wściekłość, którą wyleję innym na głowę za to, że tak fatalnie się ze sobą czuję. Rozpoznany wstyd pozwala mi się rozwijać. Dzięki niemu mogę się zastanowić, dlaczego coś mi nie wyszło i co mogę zrobić inaczej następnym razem. W czym potrzebuję pomocy, bo najwidoczniej sobie nie radzę.
Wstyd uczy mnie bycia ze sobą samą w życzliwości dla tego, kim jestem. Pozwala na naukę miłosierdzia dla własnych słabości i przyjmowania siebie w wersji najbardziej ludzkiej – niedoskonałej, potrzebującej pomocy, wsparcia i przebaczenia. Święty Piotr strasznie się zawstydził, gdy Jezus pochylił się do Jego nóg. Ten gest nie miałby sensu, gdyby nie otwierał na przyjęcie miłującego Boga i siebie samego także w tym, co najbardziej zawstydzające
Czytaj także:
Nie muszę wstydzić się ani siwych włosów, ani zmarszczek! To ja!
Czytaj także:
Czego się wstydzisz? Opowiedz o tym…
Czytaj także:
Rozmowa bez porozumienia, czyli jak zranić ukochaną osobę…