Uroczystość świętych apostołów Piotra i Pawła to dzień, który mówi mi o dwóch drogach nawrócenia. Sprawdź, na której drodze odnajdziesz siebie.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Parafialny chłopak – Piotr
Nie masz większego problemu z chodzeniem w szkole na religię. Bierzesz czasami nawet udział w olimpiadzie wiedzy teologicznej. Obowiązkowo jesteś ministrantem. Wraz z dorastaniem twoja relacja z Bogiem ewoluuje, wzmacnia się, choć twoi rodzice nie należą do oazy rodzin, a rodzeństwo ma swoje pomysły na życie.
Twoja pozycja w parafialnym półświatku rośnie. Zostajesz nawet lektorem. Starsze panie stwierdzają, że byłby z ciebie dobry ksiądz. Karmi to twoje ego i buduje nieco wykrzywiony obraz siebie, ale nie zmienia faktu, że nadal jesteś takim „parafialnym chłopakiem”, mającym swój wieszak na albę w zakrystii i swoje wysiedziane miejsce w prezbiterium.
Czytaj także:
To jedno proste pytanie uratowało moje małżeństwo
Jesteś na każde zawołanie proboszcza czy wikarego, zawsze gotów do pomocy. Masz swoje utarte schematy religijnych praktyk wyznaczane przez rytm parafialnego życia, coniedzielnych mszy świętych w białej koszuli, szeregu nabożeństw, pierwszych piątków miesiąca i rekolekcji dwa razy w roku, których cechą charakterystyczną jest głównie to, że na ambonie stoi inny ksiądz niż zwykle.
Pewnego dnia trafiasz na weekendowe rekolekcje z dala od domu. Ekipa przeprowadza cię przez sześć punktów rzeczywistości zwanej kerygmatem. Odkrywasz, że przecież to jest dokładnie to samo, czym żyłeś do tej pory, tylko odpowiednio poukładane, ponazywane i podane w taki sposób, że twoje życie wiarą nabiera zupełnie nowych barw i przyspieszenia.
Nie chodzi o to, że od teraz jesteś na Eucharystii jeszcze częściej. Od teraz Jezus jest twoim Panem, którego głośno wyznałeś i świadomie przyjąłeś sercem, a Słowo Boże stało się twoją codziennością. Nieco fałszywy obraz siebie zaczyna do ciebie docierać.
Z perspektywy świadomego przyjęcia Jezusa jako swojego Pana widzisz coraz więcej swoich słabości i grzechów, ale przez to przyspiesza twoja praca nad sobą.
Pogubiony nawrócony – Paweł
Chodzenie na religię to dla ciebie przykry obowiązek. Kiedy po Pierwszej Komunii św. można „pójść na ministranta”, idziesz jak wszyscy, bo jawi się to jako pewna atrakcja i możliwość pokazania się. Po wytarganiu za ucho przez proboszcza stwierdzasz, że cały ten Kościół to nie dla ciebie.
Po latach przystępujesz do bierzmowania. Nie tylko dlatego, że jak wszyscy to wszyscy. Krąży plotka, że bez tego można nie dostać kościelnego ślubu.
Kończysz studia. Po pracy najczęściej spotykasz się z kumplami na piwie, w weekendy głównie imprezujesz. Czujesz w środku pewną pustkę, ale trudno ci ją skojarzyć z Panem Bogiem, skoro na Facebooku widzisz na temat Kościoła głównie prześmiewcze memy czy mniej lub bardziej sprawdzone informacje o kościelnych aferach.
W Kościele pojawiasz się od chrztu do ślubu i od ślubu do pogrzebu. Czasami jeszcze zdarza się, że nie zapomnisz o mszy za dziadka albo mama wyciągnie cię na pasterkę. Aż w końcu przychodzi przełom.
Czytaj także:
Przychodzi św. Piotr do Jezusa: Chyba mamy jakieś lewe wejście do Nieba
Akurat masz wolny piątkowy wieczór, a twój brat „turbokatol”, któremu zepsuł się samochód, prosi cię o podwiezienie do domu po jakiejś mszy czy innym nabożeństwie. Przyjeżdżasz na umówioną godzinę. Przed kościołem żywej duszy, ale w środku się świeci.
Wchodzisz. Ludzi mało, trwa jakiś całkiem przyjemny śpiew. Twój brat podchodzi do ciebie i prosi byś został jeszcze godzinkę, bo wszystko się poprzedłużało, a przecież i tak masz wolny wieczór. Jakaś siostra zakonna wychodzi na ambonę (sam widok dla ciebie dość egzotyczny) i zaczyna mówić o miłości Boga do człowieka, o tym, że prawdopodobnie nie jesteś tu dzisiaj przypadkowo, o tym, że tylko Bóg może wypełnić twoją pustkę. Do tej pory myślałeś, że “pingwiny” to raczej zahukane panny, których nikt nie chciał, a tu widzisz kobietę pełną pasji.
Jesteś zafascynowany jej słowami i historią życia. Całość kończy się informacjami o kolejnym dniu – w tym momencie dowiadujesz się, że to początek jakichś weekendowych rekolekcji.
Wieziesz brata i masz coraz więcej pytań w głowie. Mówisz o nich. Brat się uśmiecha i informuje, że w takim razie jutro rano czeka na ciebie i jedziecie razem na cały następny dzień. Masz już plany i pół nocy bijesz się z myślami, a twój brat modli się, by wygrały te lepsze myśli. Tak się dzieje.
W niedzielę po obiedzie twoje życie jest już całkiem inne. Wyznałeś w ten weekend Jezusa swoim Panem. Masz w głowie totalny rollercoaster. Nic cię jeszcze tak nie napędzało do życia, do działania.
Brat pomaga ci znaleźć odpowiednią dla ciebie wspólnotę. Biblia przestała się kurzyć na półce. Wzrastasz, zmieniasz nawyki, jesteś szczęśliwy, mimo że dopiero teraz dostrzegasz, jak dużo grzeszysz. Nie stajesz się z dnia na dzień ideałem, ale twoja wewnętrzna pustka zaczyna się zapełniać.
Droga Piotra i droga Pawła
Oto dwie drogi, które się przenikają. Jeśli jesteś bardziej jak ten parafialny chłopak, potrzebujesz od czasu do czasu tzw. „dzwona” – pewnego wyrwania z rutyny, uporządkowania na nowo.
Z kolei jeśli jesteś bardziej jak ten pogubiony nawrócony i dostałeś nagle tzw. „dzwona”, potrzebujesz pewnego zakorzenienia, miejsca wzrostu. Oto święci Piotr i Paweł – dwie drogi do tego samego celu.
Czytaj także:
Jak być dobrym liderem w Kościele? Rady św. Pawła dla Tymoteusza i Tytusa