Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Zawsze obawiałem się tego człowieka. Był brudny, straszny zapach mu towarzyszył… (pisząc delikatnie). Jak to się stało, że tamtą Wigilię spędziliśmy razem?
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Alkohol, który niszczy zdjęcia
Wszystko zaczęło się w tamtym roku późną wiosną. Dość niespodziewanie przeprowadziliśmy się z mamą i siostrami do małego mieszkania w kamienicy. Okolica była nieciekawa: odrapane bramy, kosze na śmieci na ulicy, izba wytrzeźwień oddalona zaledwie trzysta metrów od naszego domu. Żadnego z sąsiadów nie znaliśmy. Oni jednak szybko dali o sobie znać.
Był pan pod nami, co na dzieci krzyczał. Była pani, która podobno mężowi jakąś straszną rzecz zrobiła. Była inna dama, która o wszystkim wiedziała. Było też małżeństwo z dwójką dzieci. On z więzienia wyszedł prosto do ich mieszkania, a w zasadzie do pomieszczenia, w którym nigdy toalety nie widziano. Był także ktoś inny. Przezywano go „Kufel”, od nazwiska. Na imię miał Rysiek, a wiadomo, że „wszystkie Ryśki to fajne chłopaki”.
Ten, według odpowiednich urzędów fajny nie był, bo pił. Prawdopodobnie wszystko, co miało jakieś procenty. Mieszkanie strasznie zapuścił. Mogliśmy to dosłownie odczuć w naszym domu, do którego dochodził niepojęty wręcz zapach, w którym wymieszane było wszystko. Jesienią przyszli smutni panowie i mu mieszkanie odebrali. Przy tej okazji osobiste rzeczy pana Ryśka zaczęły fruwać po ulicy, podobnie, jak on.
Czytaj także:
Co bezdomny, z którym zjadłem obiad, napisał mi w notesie?
Bezdomny pod strychem
Nasza kamienica jednak zatrzymała „Kufla”. Gdy nastały zimne dni grudnia, sprowadził się on znowu do naszej kamienicy. Tym razem jego miejscówką był mały korytarzyk przy naszym strychu. Kiedyś mieszkał pod nami, a potem bezpośrednio nad nami. Zbliżały się pierwsze nasze święta w nowym mieszkaniu. Wigilia jakoś tak szybko minęła. Gdzieś mamie i nam pan Kufel po głowie chodził. Wiedzieliśmy, że tam leży. On nas kojarzył dobrze. Mamie zawsze mówił „sąsiadeczko”: chciała mu pomóc się leczyć, ale on nie chciał. Gdy szykowaliśmy się do końca wigilii, nagle mama nie wytrzymała i powiedziała wprost do mnie: Idź po niego!!!
Poszedłem, choć bałem się bardzo. Czego? Pisząc wprost: „Bliskości smrodu”. Bałem się, że on będzie chciał podać mi rękę.
Czytaj także:
Kupił autobus i zamienił go w centrum pomocy dla bezdomnych
Czy dotknąłeś jego dłoni?
Gdy z nim zszedłem do naszego mieszkania, mama zaprosiła go na pierogi i zupę grzybową. Wyszedł z naszej łazienki, nieco bardziej przygotowany do wieczerzy. Zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że przez pewien czas mieszkaliśmy kiedyś blisko siebie. On miał żonę, pracę i córki, które odebrał mu alkohol. Rozmowa ta miała miejsce prawie dwadzieścia lat temu, a ja doskonale pamiętam wygląd pana Ryśka przy naszym stole. Pamiętam nawet wygląd jego długiej brody. Gdy wychodził, podałem mu rękę, a on powiedział do mnie: „Dziękuję, że pan to zrobił”. Czyżby znał moje myśli?
A może to był ON?
Tydzień do sylwestra był wówczas inny. Chodziliśmy z zupą do pana Ryśka na strych. On jasno powiedział, że do noclegowni nie pójdzie. Dostał od nas kołdrę, materac i poduszkę. Mama stwierdziła, że nie może patrzeć, jak „spał z głową na kamieniu”. Pamiętam, gdy chodziłem do niego w kolejne dni z zupą.
Nigdy nie był pijany. Zawsze rozmawialiśmy chwilę. Jego „dziękuję” miało ten dźwięk, który tak trudno dzisiaj usłyszeć. Gdy wróciłem rano 1 stycznia, dowiedziałem się, że „Kufel umarł”. Podobno był pijany, podobno leżał nago pod strychem obok zniszczonego materaca. Podobno. Ano właśnie – podobno.
Podobno Chrystus przychodzi do nas w drugim człowieku. A jeśli to nie jest tylko metafora?
Czytaj także:
Wigilia z Ubogimi, czyli wieczór cudów