Jeśli jesteśmy wielbicielami górskich wędrówek i spędzania czasu na łonie natury, to nie ma powodu, aby po narodzinach dziecka, zrobić przerwę od gór na kilka lat.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Jeśli jesteśmy wielbicielami górskich wędrówek i spędzania czasu na łonie natury, to nie ma powodu, aby po narodzinach dziecka, zrobić przerwę od gór na kilka lat. Trzeba się jednak przygotować do logistycznych wyzwań oraz noszenia malucha na swoich plecach. Ale wszystko da się zrobić!
Nosidełka turystycznego ze stelażem można zacząć używać od ok. 9 miesiąca, jeżeli dziecko już pewnie siada. Jeżeli mamy jakiekolwiek wątpliwości, czy nasze dziecko jest już gotowe do podróży w nosidełku turystycznym – warto zapytać o to lekarza czy fizjoterapeutę. My na naszą pierwszą wędrówkę wybraliśmy się tuż przed skończeniem przez syna 10 miesięcy.
Na początek wybraliśmy się w niewysokie pagórki, żeby zobaczyć „jak to jest” w mniej wymagającym terenie. Zaczęliśmy od krótkich spacerów i obserwowaliśmy, czy małemu się podoba. Ku naszej radości – polubił zarówno wycieczki na łonie natury jak i przebywanie w nosidełku (wreszcie widać wszystko z góry!).
Zapewne są dzieci, które na początku nie będą się czuły komfortowo w nosidełku. Być może jest to kwestia przyzwyczajenia i przy drugiej próbie będzie dobrze, a jeśli nie, to zapewne trzeba odłożyć używanie nosidełka na jakiś czas i spróbować znowu. Można także poszukać innych opcji: chusta, nosidełko (np. ergonomiczne) na brzuchu lub na plecach, wózek „terenowy” (na bardziej płaskie ścieżki)? Warto zorientować się, co jest dostępne na rynku.
Jeszcze tego samego lata wędrowaliśmy z maluchem po naszych polskich Beskidach. Okazało się, że nie są problemem nawet kilkugodzinne wycieczki (5-7 godzin). Mały był właściwie cały czas lekko bujany, więc szybko zasypiał. W miarę jego potrzeb, zatrzymywaliśmy się na karmienie, zabawę, rozprostowanie ciała, raczkowanie po trawie (np. już na szczycie).
Im nasz syn był starszy, tym większą część wędrówki był w stanie przejść samodzielnie. Obecnie, mając niecałe 2 i pół roku, potrafi iść około godziny. Po drodze zatrzymuje się, zbiera różne skarby: patyki, szyszki, kamienie, ogląda kwiatki, wypatruje zwierzątek. Uwielbia to! Czasem idziemy trzymając go za ręce, a on skacze. W pozostałym czasie siedząc w nosidełku: rozmawia, zadaje pytania, śpiewa, je, pije, ogląda wszystko wokół albo śpi. Co ciekawe, zazwyczaj podczas wycieczki jest w dobrym humorze, co wcale nie jest oczywiste u dwulatka! Jak tylko zaczyna marudzić, wiemy, że czas na przerwę.
Zdarzają się momenty trudne, kiedy jest już zmęczony samodzielnym chodzeniem, a mimo to nie chce usiąść w nosidełku. Przekonywanie zazwyczaj trochę trwa, ale gdy już się uda, maluch dość szybko wtedy zasypia. Niestety, jako że nie jest to idealna pozycja do spania, czasami budzi się przedwcześnie i wtedy może wpaść w naprawdę kiepski humor i zacząć płakać. Zazwyczaj po jakimś czasie udaje się go uspokoić i zainteresować otoczeniem. Gdy był młodszy, często udawało się go ponownie uśpić.
Jak przygotować się do wędrówki z dzieckiem po górach?
Najważniejsze jest to, co wiąże się z bezpieczeństwem. Przede wszystkim przemyślenie trasy dzień wcześniej, zabranie dobrej mapy, wybór trasy adekwatnej do możliwości dziecka i naszych. Jeśli na naszej trasie będzie schronisko, można się w nim zatrzymać, coś zjeść, złapać zasięg sieci.
Oznacza to także, że tym samym szlakiem będą uczęszczali inni ludzie, co zwiększa nasze bezpieczeństwo. Ważne jest sprawdzenie prognozy pogody, przygotowanie się na deszcz i ochłodzenie. Dziecko w nosidełku siedzi nieruchomo, więc zazwyczaj jest mu chłodniej niż nam – warto więc zabrać dodatkowe ubrania. Jednocześnie trzeba zabezpieczyć się przed słońcem czapkami i kremami z filtrem. W górach, jak wiadomo, pogoda potrafi się szybko zmieniać. Warto też dobrze przemyśleć, co dziecko będzie jadło i piło podczas wycieczki i oczywiście spakować niezbędnik malucha (często nosidełka są wyposażone w turystyczną matę do przewijania). I możemy ruszać w drogę. Hej przygodo!
A może tak… nocować pod namiotem?
Pierwszy raz wybraliśmy się pod namiot, gdy mały miał niecałe 2 lata, już po wyjeździe do Kalifornii. Wybraliśmy się na dwa dni w góry Sierra Nevada, a naszymi „przewodnikami” była turystycznie doświadczona rosyjska rodzina z dziewięciomiesięcznym chłopcem. Dla naszego syna – frajda niesamowita! Za dnia wędrowanie po przepięknych górach, wieczorem ognisko i spanie w namiocie! A ile ciekawych rzeczy było wokół naszego obozowiska! Patyki, szyszki, mały strumyk, nowe nieznane odgłosy i zapachy. Niemowlak naszych znajomych dzielnie pełzał po karimacie (lub poza nią), a nasz dwulatek sam wynajdywał sobie ciekawe zabawy.
Następny wyjazd był już trochę poważniejszy – kilka dni pod namiotem na kempingu w Yosemite National Park (Kalifornia). Był to październik, więc w nocy temperatura spadała do zera stopni Celsjusza. W najcieplejszej porze dnia było ponad 20 stopni. Byliśmy na to przygotowani, więc maluszek nie zmarzł. Wieczorem wystarczyły ciepłe ubrania i ognisko, w nocy ciepłe śpiwory i koce. Warto wiedzieć, że istnieją śpiwory dziecięce – lepiej się sprawdzają, ponieważ jest mniej powietrza w środku do ogrzania. Małemu życie na kempingu bardzo się podobało. Chodzenie z tatą do strumyka po wodę, zabawa wszystkim tym, co znajdzie w lesie i wreszcie ta nieograniczona możliwość brudzenia się!
W górach, również polskich, w nocy raczej zawsze będzie zimno, ale można przecież pojechać w miejsce, gdzie klimat jest łagodniejszy. Nie trzeba wtedy martwić się, czy zapakowane polary, kurtki, czapki i śpiwory będą wystarczające. Jeśli tylko mamy trochę turystycznego sprzętu i chęć przeżycia rodzinnej przygody – warto. Oczywiście, jest to wyzwanie logistyczne, owszem, trzeba znosić pewne trudy i trochę więcej namęczyć się z przygotowaniem posiłku, ale jeśli my sami jesteśmy gotowi temu sprostać, to dla dziecka nie jest to żaden problem! Ono potrzebuje mieć zapewnione ciepło, bezpieczeństwo, odpowiednią ilość snu i pełny brzuszek, a wtedy na łonie natury czuje się naprawdę świetnie!
W kontekście bezpieczeństwa, niezbędna jest wiedza, przygotowanie się i omówienie wcześniej potencjalnie trudnych sytuacji – gdzie dzwonić, gdzie jechać, jeśli coś się dziecku stanie. Oczywiście, skompletowana apteczka na kempingu – obowiązkowa.
Dla mnie największą wartością w wyprawach z dzieckiem w góry i pod namiot jest możliwość pokazania mu, że tak można spędzać czas i że są to niezapomniane przeżycia, których nie doświadczy się w mieście. Liczę na to, że dzięki przyzwyczajaniu od maleńkości – obcowanie z naturą i chodzenie po górach stanie się dla niego naturalne. Wszystko się dopiero okaże, a póki co, przekonaliśmy się, że wyprawy z maluchem są tylko odrobinę trudniejsze, ale tak samo fajne. Już się cieszę, na moment, w którym za parę lat pokażemy naszemu synowi zdjęcia z jego przygód, gdy był małym brzdącem!