Mało kto wie, że Julian Fałat, wybitny akwarelista, był także zapalonym podróżnikiem. Jego szkice, swoiste ilustracje do dziennika podróży dookoła świata, to prawdziwe arcydzieła.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Krzysztof Kolumb, Bartolomeo Diaz, Amerigo Vespucci, Vasco da Gama czy Ferdynand Magellan. Takie nazwiska przychodzą nam do głowy, kiedy myślimy o wielkich podróżnikach i odkrywcach. Rzadko jednak pamiętamy, że w tym gronie byli również Polacy. Choć mają na koncie może nieco mniej spektakularne wyprawy, to ich historie są równie intrygujące.
Wśród nich można wymienić Benedykta Polaka, tajnego papieskiego wysłannika, który dotarł do Mongolii na długo przed wyprawą Marco Polo albo Kaspera z Poznania, który był nie tylko indyjskim szpiegiem, ale także chrześniakiem wielkiego odkrywcy Vasco da Gamy i odkrywcą Brazylii.
Krzysztof Arciszewski z kolei, admirał i zdobywca Pernambuco, jako pierwszy Polak badał zaginione plemiona indyjskie i nurkował w podmorskich głębinach. A Maurycy Beniowski zjednoczył pod swoim berłem wszystkie plemiona Madagaskaru. Te i wiele innych ciekawych sylwetek polskich podróżników opisują Joanna Łenyk-Barszcz oraz Przemysław Barcz w książce „Poza horyzont”.
Opłynąć świat
Mnie szczególnie podoba się postać Juliana Fałata, znanego polskiego malarza, jednego z najwybitniejszych akwarelistów, a także rektora krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Jednak mało kto wie, że ten skromny, niewielkiej postury artysta opłynął dookoła świat.
Fałat w ogóle dużo podróżuje. Po studiach jedzie na Ukrainę, gdzie rysuje podczas prac archeologicznych. Pracuje też w Odessie, studiuje w Monachium i Zurychu. Aby utrzymać się w Rzymie, maluje sceny rodzajowe, podobnie w Hiszpanii. W 1885 na pokładzie parowca „L’Iraouaddy” francuskiej linii Messageries Maritimes rusza w podróż dookoła świata.
Oczywiście nie stać go na samodzielne sfinansowanie wyprawy. Sponsoruje mu ją przyjaciel (choć autorzy piszą raczej o „więzach czeków bankowych”) Edward Simmler. Fałat maluje też akwarelki, swoiste ilustracje do dziennika podróży, dla arystokratów i innych majętnych współpasażerów. Wiele z nich rozdaje za darmo.
Zmierzyć się z innością
W Singapurze drogi Fałata i Simmlera rozchodzą się. Bogaczowi szwankuje zdrowie, więc udaje się prosto do Japonii. Dla Fałata „zależność od sponsora będzie mniej dokuczliwa w oddaleniu” – relacjonują autorzy „Poza horyzont”. Poświęca się pasji – mierzeniu się z innością, którą poznaje, zostawiając za sobą kolejno Pondicherry, Madras, Sumatrę i cieśninę Malakka.
W Singapurze korzysta z gościnności właścicieli luksusowego hotelu, którzy pragną mu się odwdzięczyć za opiekę nad ich córeczką w czasie podróży promem (Fałat malował wraz z nią widoki z pokładu, podczas gdy jej mama leżała chora w kajucie). Ale przepych i bogactwo nie pociągają malarza. Chce malować tam, gdzie są ludzie, zwykli Chińczycy.
Szkicuje więc „dzieci, ubogie domostwa przycupnięte wokół kanałów, kupców indyga, kawy i herbaty”. Nie jest jednak zadowolony ze swoich prac. Dopada go zmęczenie, które wkrótce okazuje się malarią. W Singapurze zostaje więc dłużej, niż planował. Kuruje zdrowie, ale i czeka na pieniądze, które Simmler przed rozpoczęciem podróży błędnie wysłał do Kalkuty (miasto ominęli). Próbuje dorabiać malowaniem, ale… za jeden z portretów zleceniodawca płaci workiem herbaty.
Po kilku miesiącach Fałat opuszcza Singapur i rusza dalej na wschód. Następnym przystankiem na jego trasie jest Japonia. Kraj urzeka malarza. Przypadkiem widzi niezwykłą scenę – mężczyzna puszcza bańki mydlane na cmentarzu. Fałat w ogóle tego nie rozumie, ale chwyta za pędzle. „W końcu odnalazł środek do wyrażenia Orientu. Tu w Japonii zrozumiał go. Upraszczać, zamiast komplikować. Wydobywać to, co tylko pobrzmiewa, co ulotne i trudne do uchwycenia. Zawrzeć ciszę i spokój. Ogarnąć pustkę” – piszą państwo Barszcz.
Bańki mydlane nad cmentarzem
Rysunek wraz z autorem przez Pacyfik, Stany Zjednoczone, Nowy Jork i Atlantyk docierają do Polski. Fałat ma – jak podkreślają autorzy „Poza Horyzont” – kolosalne znaczenie dla sztuki, bo wraz z nim do naszego kraju dociera Japonia. „Żaden Polak wcześniej nie malował Kraju Kwitnącej Wiśni na miejscu i żaden przed Fałatem nie miał tam plenerów. Nikt też na całym świecie nie uwiecznił dziwnej ceremonii puszczania baniek mydlanych. Co więcej, był to jedyny obraz przedstawiający japoński XIX cmentarz” – podsumowują. Dlatego tym większa szkoda, że obraz zaginął.
Podobnie jak wiele innych jego szkiców z podróży dookoła świata, które – rozdawane przez samego artystę – weszły w posiadanie światowych kolekcjonerów i właścicieli prywatnych. Te, które Fałat przywiózł do Polski, cieszyły się wielkim zainteresowaniem podczas organizowanych przez niego wystaw.
Artysta-podróżnik po wielkiej życiowej wyprawie nie spoczywa na laurach. Pracuje na dworze cesarza Wilhelma II w Berlinie, zdobywa medale na wystawach w Berlinie, Monachium i Wiedniu. Jest dyrektorem ASP w Krakowie, za jego kadencji w szkole wykładają Malczewski, Mehoffer czy Wyspiański. Zaczyna malować kapitalne obrazy z polowań i zimowe krajobrazy.
To ciekawe, że jeden z najwybitniejszych polskich akwarelistów sięgnął po akwarele trochę przypadkiem – nie stać go było na farby olejne…
*J. Łenyk-Barszcz i P. Barszcz, Poza Horyzont. Polscy podróżnicy, Fronda 2016