Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Wychowanie do służby innym warto zaczynać już od najmłodszych lat, ponieważ bardziej niż sposobem działania, jest ono przede wszystkim sposobem bycia. A doskonale wiemy, jak determinujące są pierwsze lata życia w kształtowaniu charakteru dziecka. Nauka ta dokonuje się więc przede wszystkim w oparciu o bardzo małe rzeczy.
Od momentu, gdy dziecko jest już do tego zdolne, należy zachęcać je do wyświadczania przysług. Nawet jeśli chwilowo taka pomoc, na razie nieporadna, bardziej jest utrapieniem dla rodziców. Dziecko może, na przykład, nakrywać do stołu, zbierać swoje zabawki, pomagać z wkładaniem brudnego prania do pralki.
Najważniejsza nie jest natychmiastowa skuteczność danej przysługi (ktoś dorosły zrobiłby to dużo lepiej i szybciej), ale to, aby stopniowo wykształcić w dziecku pragnienie i w ogóle pomysł służenia innym. To właśnie z tego powodu powinniśmy czuwać nad tym, by dorośli (łącznie z nami, rodzicami) nie tracili cierpliwości wobec nieporadności czy powolności, z jaką dziecko wykonuje daną czynność i nie denerwowali się np. potłuczonym talerzem.
Nasze dziecko możemy uczyć służenia innym w sposób dyskretny, tak, aby nikt o tym nie wiedział. Możemy przedstawić mu to w formie zabawy. Niektórzy rodzice, chcąc zachęcić dzieci do uczestniczenia w pracach domowych, co tydzień wręczają im nieduże kieszonkowe. Oczywiście, każda praca zasługuje na wynagrodzenie, jednak istotne jest, by dzieci nauczyły się służenia bezinteresownie. Z drugiej strony, należy jednak zawsze dziękować dzieciom za ich pomoc i zachęcać je do takiego zachowania.
Czy skuteczność w oczach świata jest tym samym, co skuteczność w oczach Boga? Skoro musimy starać się być jak najbardziej pożyteczni, czy nie znaczy to, że w gruncie rzeczy jesteśmy sługami nieużytecznymi?
Warto więc uczyć nasze dzieci rozwijania swoich zdolności, aby mogły służyć innym w sposób możliwie najlepszy i skuteczny. Ale także pozwolić im odkrywać, szczególnie poprzez ich (pozorne) porażki, że jesteśmy mali w rękach Boga, że to On wszystko przez nas czyni. A skuteczność naszych działań umyka nam i przekracza nas.
Niełatwo jest prowadzić dzieci takimi drogami, a z całą pewnością nie dokonamy tego za pomocą „kazań” czy wielkich przemów. Potrzeba, abyśmy sami chcieli również zdążać w tym kierunku, dając im przykład, służąc naszym dzieciom i otoczeniu.
Christine Ponsard