Chęć ochrony własnych dzieci jest całkowicie zrozumiała. Kiedy jednak przechodzi ona w nadopiekuńczość, staje się dla nich przeszkodą w odkrywaniu świata i naturalnym rozwoju. Jak znaleźć złoty środek pomiędzy nadmierną kontrolą a pełną swobodą?
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Kwestia bezpieczeństwa w wychowaniu dzieci u nikogo nie budzi wątpliwości. Wszyscy zgadzamy się co do tego, że pragnienie ochrony dziecka przed wypadkiem przychodzi nam wręcz odruchowo. W pierwszej kolejności myślimy o bezpieczeństwie w wymiarze materialnym, głównie tym, które dotyczy jego ciała i otoczenia, w jakim się znajduje.
Warto jednak zadać sobie pytanie: „W jakim zakresie moje dziecko potrzebuje ochrony?”. Być może pod wpływem tej refleksji ulegną zmianie niektóre nasze postawy. Szczególnie jeśli zdamy sobie sprawę, że wydanie dziecka na świat jest równoznaczne z podjęciem najwyższego ryzyka: ryzyka życia. Nikt nie może oczekiwać, że na tej drodze nic go nie zaskoczy ani nie natrafi na żadną przeszkodę.
Pozwolić dziecku odkrywać świat
Nasze zadanie polega na tym, by nauczyć dziecko szacować ryzyko. Nie wolno nam jednak nieustannie powstrzymywać go przed wkroczeniem na niepewny grunt. Ponadto pamiętajmy, że wszystko, czego krok po kroku uczymy się w dzieciństwie, stopniowo kształtuje naszą osobowość i przygotowuje do dorosłości. Jakież są zatem niebezpieczeństwa czy zagrożenia, z którymi możemy pozwolić dziecku się skonfrontować, aby w ten sposób miało szansę się rozwinąć, poczuć się silniejsze i zasmakować życia? Któreż dziecko, po tym jak wespnie się nieco wyżej na drzewo czy na stromą skałę bądź nieroztropnie skoczy z dużej wysokości, nie zawoła z dumą: „Zobacz mamo, jaki jestem silny!”.
Jak wtedy reagujemy? Jeżeli pozwolimy dojść do głosu emocjom, pierwotne zaskoczenie z odrobiną niepokoju ustąpi prawdopodobnie miejsca naszym okrzykom przerażenia z powodu niebezpieczeństwa, na jakie naraziło się nasze dziecko (którego, nota bene, uniknęło) oraz oznakom oburzenia w obliczu jego nieposłuszeństwa. W ten sposób cała jego radość pryśnie.
Jeśli powstrzymamy się od tej reakcji i wyrazimy uznanie dla jego wyczynu, nie będzie to oznaczało, że kwestionujemy potencjalne nieposłuszeństwo. Podziw dla jego dokonania to doskonały punkt wyjścia do rozmowy o jego zachowaniu. Kiedy dziecko przekona się, że doceniamy jego zdolności, przyjmie nasze słowa o konieczności posłuszeństwa i ostrożności, ponieważ zobaczy w nas nie kogoś, kto rani jego uczucia, ale kogoś, kto dąży do jego rozwoju i mu w nim towarzyszy.
Podjąć ryzyko życia to pozwolić dziecku odkrywać świat, zawładnąć nim. We wczesnym dzieciństwie to odkrywanie polega na braniu wszystkiego do rąk i ust. Zabawnie jest obserwować zafascynowane dziecko, które siedząc na żwirowej ścieżce, pieczołowicie ssie i wypluwa każdy kamyk po kolei. Czy cmokanie tych kamyczków jest naprawdę aż tak niebezpieczne, jeżeli kątem oka bez przerwy je obserwujemy?
Po co się denerwować, usiłując na próżno mu w tym przeszkodzić? Jeżeli natomiast nasz niepokój budzą schody w domu, tak wcześnie jak to tylko będzie możliwe, nauczmy dziecko schodzić po nich na czworakach tyłem. Wtedy zniknie problem niedomkniętej barierki i coś, co mogłoby stać się powodem kłótni, stanie się powodem do dumy i źródłem nowej umiejętności!
Inès de Franclieu
Czytaj także:
„Zawsze mili, wspaniałomyślni, niczego nie potrzebują”. Jak radzić sobie z nadopiekuńczością w relacjach?
Czytaj także:
5 kroków, by nie być nadopiekuńczym rodzicem