Niezależnie od tego czy zasiadasz w zarządzie firmy czy też jesteś szeregowym pracownikiem, być chrześcijaninem w miejscu pracy to nie lada wyzwanie. Strategia, skuteczność, konflikty, intrygi, presja… Niektórzy chrześcijanie mają czasem wrażenie, że praca rozmija się z ich światopoglądem. Czy nadal da się łączyć życie duchowe z zawodowym?
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Pogodzenie wiary chrześcijańskiej z wyzwaniami i problemami na płaszczyźnie zawodowej jest wykonalne, ale pod pewnymi warunkami. Chrześcijański coach Alain Setton podpowiada, jak osiągnąć sukces na tym polu dzięki wartościom chrześcijańskim.
Stéphanie Combe: Czy wartości ewangeliczne mogą być przeszkodą w środowisku zawodowym?
Alain Setton: Wręcz przeciwnie, są gwarantem sukcesu i przyszłościową wartością dla firmy. Wiara pomaga żyć lepiej. Ona nadaje sens naszemu istnieniu, próbom i konfliktom. Stają się one punktem podparcia dla naszej zmiany i duchowego wzrostu. Na podobieństwo gwiazdy betlejemskiej, wartości biblijne pomagają lepiej sterować swoimi relacjami i swoim życiem zawodowym.
Kiedy to pieniądze, a nie człowiek, stają się celem firmy, władzę przejmuje Mamona. Nie występuję w obronie firm deficytowych, ale pieniądze nie mogą nam przysłonić tego, co najważniejsze: jednostki ludzkiej. Trzeba w tej kwestii poszukać równowagi. Spotykam właścicieli małych i średnich przedsiębiorstw zatroskanych o to, jak rozmawiać ze swoimi współpracownikami i dzielić zyski. Rozmiar firmy odgrywa dużą rolę. Im bardziej się ona rozrasta, tym trudniej nią zarządzać. Życie zawodowe zyskuje, kiedy otwiera się na mądrość. A cóż może być lepszym fundamentem od mądrości Bożej?
Firma ma jednak swoje wymagania: strategię, sukcesy, wydajność… Jak pogodzić je z chrześcijańskimi ideałami?
„Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara…” Naszym zadaniem jest kierować światem widzialnym i musimy sobie z tym umiejętnie poradzić. Jezus mógł zarzucić „synom światłości”, że są mniej roztropni niż „synowie tego wieku”. Uznanie istnienia Cezara nie jest zachętą do tego, aby zaniedbywać w sobie wymiar duchowy.
To, co sprawiedliwe wymaga rozeznania w większej całości poprzez zestawienie różnych składowych naszego bytu: naszego ego, naszych najgłębszych aspiracji dziecka Bożego. Chrześcijanin ma pod tym względem pewną przewagę: wsłuchuje się w wewnętrzny głos. To odniesienie pozwala mu być częścią różnych struktur.
Kiedy nie zważamy na tę gwiazdę, dusza obumiera, a to u wielu osób, szczególnie młodych, wywołuje cierpienie. Odcięte od tego, co najistotniejsze, przypominają ryby, które usiłują przetrwać w zanieczyszczonej wodzie.
Pod pozorem miłości bliźniego katolicy czasami wolą nie zabierać głosu w przypadku konfliktu?
Zwerbalizowanie tego, co nas boli, wyzwala. Aby powiedzieć pewne rzeczy bez zadawania sobie ran, konieczne są dwa warunki: trzeba znaleźć odpowiedni moment i trzymać się faktów. Nawet najdelikatniejszy temat można wyrazić słowami, ale z konstruktywnym nastawieniem, tak, aby obie strony na tym zyskały. O relację zawodową dba się tak, jak o delikatną roślinę. Zna pan zasadę, że „trzeba usiąść”, obowiązującą w Ruchu Duchowości Małżeńskiej Équipes Notre-Dame (małżonkowie raz w miesiącu siadają naprzeciwko siebie i dzielą się spostrzeżeniami na temat własnego związku)? Ona znakomicie sprawdza się również w firmie. Coroczne rozmowy z pracownikami na tym właśnie polegają. Dają okazję to tego, aby wychwycić, co funkcjonuje dobrze, a co jest nie tak i wymaga naprawy. To działa w obie strony, dotyczy zarówno managera, jak i jego współpracowników.
Podwładny ma prawo dać wyraz swojej frustracji. To co niewypowiedziane, zatruwa relację. Powiedzmy, że dany pracownik spokojnie skomentuje: „To już trzeci raz, kiedy prosi mnie pan o wykonanie od nowa tego zadania. Mam wrażenie, że moje zdanie nie jest brane pod uwagę. Czy moglibyśmy o tym porozmawiać?”. Druga strona nabiera świadomości swojego zachowania i może go sprostować. Pomagajmy sobie nawzajem się zmieniać, wzrastać, stawać się wydajniejszymi. Tak zorientowany dialog stoi na straży jakości relacji, neutralizuje napięcia. Dopóki istnieje, dopóty jest nadzieja.
Niemniej krytyka nie zawsze jest konstruktywna i często jednokierunkowa. Jak powiedzieć prawdę, nie obrażając ani nie „niszcząc” kogoś?
Gry psychologiczne sprowadzają się do tego, że ktoś musi przegrać, a czasem nawet obie strony. Często po płaszczykiem krytyki konstruktywnej, podkreślamy wyłącznie negatywne strony, nie zważając na 95% pozytywów. To bardzo niszczące. Wyobraźmy sobie grupę, która trzy miesiące pracuje nad jakimś projektem. W dzień prezentacji przełożeni koncentrują się wyłącznie na słabych punktach. Grupa straci entuzjazm na co najmniej rok lub więcej. Oto klasyczny przykład sytuacji, w której tracą obie strony. Negatywne przekonanie o sobie i o innych się rozrasta, wpędza w stres i prowadzi do wypalenia oraz braku efektywności.
Firmy dużo by zyskały na wypracowaniu relacji typu „dorosły – dorosły”, dialogu partnerskiego w miejsce tego, który opiera się na hierarchicznym modelu „rodzic – dziecko”. Można się nauczyć rozmawiać w bezpośredni, prosty i życzliwy sposób. Relacja tego typu wydaje się bardziej pożyteczna dla obu stron, bardziej odpowiedzialna, jednym słowem, bardziej chrześcijańska.
Kiedy ubiegamy się o wyższe stanowisko czy pensję, ciekawszą pracę… przemawia przez nas zazdrość czy to po prostu motywacja?
Chęć postępu jest jak najbardziej właściwą siłą napędową: mamy rozwijać nasze talenty. Byłoby ogromnym błędem się przed nimi uchylać! „Drzewo figowe, które nie przynosi owocu, będzie wrzucone w ogień…” Świat biznesu w szczególności powinien być miejscem wzrostu kompetencji, doskonalenia technik i umiejętności interpersonalnych. Oto kryterium pozwalające rozróżnić pragnienie postępu od zazdrości: pierwsze popycha nas do przodu, drugi powód każe nam się kręcić w kółko. To my sami musimy przekształcić jałową zawiść w podziw i poszerzanie wiedzy.
W świecie zawodowym najlepsze kąski trafiają się tym, którzy otwarcie mówią, co myślą i ustawiają się w pierwszym szeregu. Jak ma się do tego pokora?
Z języka niemieckiego dotarło do nas powiedzenie: „im wyżej małpa się wspina, tym bardziej odsłania swój zadek!” Takie osoby ryzykują, że ich rozdęte ego bardzo szybko obnaży ich ograniczenia. Nie zawsze są to ludzie wzbudzający największe zainteresowanie ani najchętniej słuchani. Pokora nie oznacza deprecjonowania samego siebie, swoich osiągnięć czy też wątpliwości co do własnych kwalifikacji. Prawdziwa pokora to zdolność do stawiania pytań, do wysłuchania drugiego, obserwowania i wyciągania wniosków, wychodząc poza pryzmat własnego ja. Jest atutem w środowisku korporacyjnym.
Niektóre teorie zarządzania sugerują, aby kierownictwo się wycofało, zniknęło z pola widzenia. To sprawia, że więcej przestrzeni zostaje dla innych i że mogą oni rozwijać własne uzdolnienia. Ponadto, wszelkie działanie zaczyna się od fazy obserwacji i refleksji. Pokora sprzyja spojrzeniu z dystansu, które pozwala na podejmowanie decyzji, kiedy przychodzi na nie pora.
Skoro firma zachęca nas do osiągnięcia perfekcji i wyeliminowania wszelkich defektów, czy można przyznać się do błędu, nie tracąc przy tym wiarygodności?
Negowanie własnych niedoskonałości oznacza negowanie rzeczywistości! Wszyscy popełniamy błędy. Każdy ma zalety i ograniczenia. Ukrywanie swojego błędu lub przerzucanie winy na innych szkodzi danej osobie i jej autorytetowi. Skazuje się ona na rolę prześladowcy, wzbudza w drugim poczucie krzywdy i chęć zemsty.
W sytuacji odwrotnej przyznanie się do pomyłki czy do wyrządzonej szkody świadczy o zdolności do refleksji, przez którą zyskujemy w oczach innych. Taka postawa wzmacnia autorytet, ponieważ porusza rozmówcę, nawet jeżeli pozostawia on to bez komentarza. Wzbudza swego rodzaju uznanie.
„Mam dobrą posadę w firmie. Młode wilki tylko czyhają na mój fałszywy krok”. Jak reagować w takiej sytuacji?
Kiedy prześledzimy nasze wewnętrzne rozterki, odkryjemy, o co tak naprawdę chodzi. Do głosu dochodzi nasze ego. Maska, za jaką chowamy się przed otoczeniem, każe nam się buntować: „Stracę moją pozycję!”. Instynktownie reagujemy gniewem: “Pokażę tym małolatom, co znaczy zadzierać ze mną!”. Później daje się słyszeć cichy głos pochodzący z naszego serca: „Trzeba, bym ja się umniejszał, a oni wzrastali…”. W perspektywie, która nie ogranicza się do własnego ja, jesteśmy w stanie zdobyć się na hojność: dawać, pomagać innym w wytyczaniu własnej ścieżki. „Władza jest jak miłość: rośnie wtedy, gdy się nią dzielisz” – zapewniał Peter Drucker, amerykański specjalista w dziedzinie teorii zarządzania.
W niektórych firmach obowiązuje niepisana zasada, która zmusza pracowników do rywalizacji poprzez zostawanie w biurze do późna. Jak pogodzić pracę z życiem rodzinnym, tak by nie mieć etykiety lenia?
Cała trudność polega na tym, by nie stać się niewolnikiem hasła: „Nie wychylaj się”. Nie wychylaj się w rodzinie, w twoim środowisku, w twojej firmie. Trzeba wziąć na swoje barki własną wolność. Jezus pozostawił po sobie ideał społecznego zachowania: on nigdy nie funkcjonował w jakimś konformistycznym schemacie. Dał wyraz swej tożsamości z mocą i prostotą.
Moim zadaniem jest rozeznanie tego, co najważniejsze: dostosować się do norm obowiązujących w pracy czy też spędzać czas u boku mego współmałżonka, patrzeć jak rosną moje dzieci i nie wyrzekać się siebie. Zostawanie w robocie do 21.00, aby dorównać innym zapaleńcom, może być zgubne na dłuższą metę.
Ewangelia zachęca do głoszenia Królestwa. Jak dawać świadectwo wiary w pracy?
To wyraźne polecenie wzywa nas, byśmy działali stopniowo, delikatnie. Prozelityzm w dużych dawkach drażni i odpycha. Świadectwo powinno raczej wyrażać się w naszym sposobie bycia, spójnym z wyznawanymi wartościami, duchu służby, postawie szacunku, docenieniu bliźniego, życzliwości. Jednym słowem, w zdolności kochania. A ta z każdym dniem powinna wzrastać. Możemy być zaczynem ciasta, gdziekolwiek się znajdujemy. Jeżeli przyłączymy się do Chrystusa, On pomoże nam czynić cuda. Pod jednym warunkiem: musimy mieć wiarę.
Czytaj także:
Praca, dzieci, spotkania, wspólnota… Czy potrafisz ustalić swoje priorytety?
Czytaj także:
Zapracowani na śmierć. Pracoholizm to coraz powszechniejszy problem! [wywiad]