separateurCreated with Sketch.

4 typy poszukiwaczy szczęścia. Którym jesteś? I co to ma wspólnego z wiarą?

Szczęście i wiara. Wywiad z Johnem Sottosantim
Bogna Białecka - 06.07.24
Uznane badania nad poczuciem szczęścia mają fundamentalna wadę - nie uwzględniają religijności. A wiara w Boga wydaje się tu kluczowa -uważa dr John Sottosanti, autor książki „Mortal Adhesions”.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Bogaty i sławny chirurg, mąż cudownej kobiety, który - zdawałoby się - osiągnął największy sukces w życiu, poczuł się w pełni szczęśliwy dopiero po nawróceniu. To sprawiło, że zaczął się przyglądać krytycznym okiem badaniom na temat poczucia szczęścia, w tym najsłynniejszemu badaniu prowadzonemu na Universytecie Harvarda przez 85 lat. Zadał sobie pytanie o to, jak mają się do siebie szczęście i wiara. W rozmowie z Aleteią opowiada też o cudach, które sprawił Bóg w jego życiu po nawróceniu.

Badania nad szczęściem

Bogna Białecka: Doktorze Sottosanti, to zaszczyt rozmawiać z panem. Porozmawiajmy o tym, co sprawia, że ludzie są naprawdę szczęśliwi. W swojej książce Mortal adhesions wspomina pan, że sztandarowe badania nad tym, co daje ludziom poczucie szczęścia prowadzone przez Uniwersytet Harvarda są wadliwe. Co konkretnie ma pan na myśli?

Dr Sottosanti: Rzeczywiście, choć są najdłużej trwającymi badaniami nad poczuciem szczęścia, co jest zaletą, mają braki. Z początku obejmowały tylko mężczyzn, następnie tylko osoby rasy kaukaskiej, jednak najważniejsze moim zdaniem jest to, że choć badacze przyznawali, że religijność jest związana ze szczęściem, nie starali się nawet sprawdzić, jaki odsetek ludzi szczęśliwych stanowią osoby religijne. A zatem może być tak, że większość szczęśliwych ludzi jest religijna - ale tego nie zbadano.

Istnieją dwa inne badania, które moim zdaniem są o wiele ważniejsze. Pierwsze z nich to opublikowane w 2016 roku badanie Harvardu nad pielęgniarkami. Niezwykłe jest to, że objęło ono 75 tys. kobiet, których losy śledzono przez 20 lat. Autorzy wykazali, że pielęgniarki, które regularnie chodziły do kościoła (niektóre z nich nawet więcej niż raz w tygodniu), miały o 33% mniejsze ryzyko śmierci w okresie trwania badania (z jakiegokolwiek powodu) niż te, które nigdy nie chodziły do kościoła.

Ważne są też badania nad tzw. niebieskimi strefami. Są to regiony, w których populacja starzeje się bardzo dobrze - w zdrowiu i wysokim poczuciu zadowolenia z życia. Średnia wieku mieszkańców tych pięciu konkretnych obszarów - Okinawy w Japonii, Sardynii we Włoszech, półwyspu Nikoya w Kostaryce, Ikarii w Grecji i Loma Linda w Kalifornii - jest bardzo wysoka, wielu ludzi żyje ponad sto lat. Wszędzie tam znajdziemy zdrowe nawyki dietetyczne, wysoki poziom aktywności fizycznej, ale także silne rodziny oraz wysokie zaangażowanie w życie religijne. Badanie harvardowskie zupełnie ten aspekt religijny pomija.

Cztery poziomy szczęścia

To by zgadzało się ze współczesnymi koncepcjami poczucia szczęścia. Myślę o dwóch ludziach, którzy wnieśli wiele do badań nad tym tematem. Pierwszy to Martin Seligman, autor książki Autentyczne szczęście, który stwierdził, że szczęśliwe życie to niekoniecznie życie przyjemne, a raczej życie pełne znaczenia, rozwijające cnoty. Drugi to Viktor Frankl, logoterapeuta, autor książki Człowiek w poszukiwaniu sensu. Obaj powiedzieli nam, że szczęście jest zależne od poczucia sensu życia. Uważam, że wiara w Boga daje najsilniejsze poczucie sensu. Co pan o tym sądzi?

Tak, zgadzam się. Ludzie szukają szczęścia. Ciekawym przykładem jest kurs szczęścia, uruchomiony w  2018 roku na Uniwersytecie Yale, który natychmiast się wyprzedał wśród studentów studiów licencjackich. Z powodu pandemii kurs stał się darmowy online. W pierwszym roku wzięło w nim udział ponad milion ludzi i nauczyło się rzeczy takich jak tworzenie list wdzięczności, ćwiczenia, dieta, pozytywne myślenie. To wszystko było wspaniałe.

Jednak pytanie brzmi: jak te techniki pomogą w sytuacji autentycznego kryzysu, takiego jak diagnoza raka czy śmierć dziecka. Drugie pytanie: jak długo to szczęście będzie trwało?

Moim ulubionym autorem opisującym szczęście był Arystoteles. To było około 2300 lat temu, ale Arystoteles był pierwszą osobą, która wymyśliła cztery poziomy szczęścia.

Najniższy poziom, którego wszyscy doświadczamy, to natychmiastowa gratyfikacja. Na przykład możemy mieć ulubioną drużynę sportową i kiedy wygrywa ona mecz, jesteśmy naprawdę szczęśliwi. Ale niestety następnego dnia drużyna przegrywa, więc to szczęście jest bardzo ulotne.

Drugi poziom niektórzy nazywają poziomem sukcesu, poziomem porównawczym, poziomem konkurencji. Stawiamy sobie cele i ciężko pracujemy, aby je osiągnąć. W rezultacie jesteśmy bardzo zadowoleni. To jest bardzo ważna część życia i większość z nas żyje na tym drugim poziomie cały czas. Idziemy do szkoły, kończymy studia, robimy karierę, mamy ładny dom i ładny samochód i jesteśmy szczęśliwi - do pewnego stopnia. Weźmy za przykład zdolną tenisistkę, która wciąż wygrywa. Jednak żeby wygrała, ktoś inny musi przegrać. A ona też w którymś momencie życia zacznie przegrywać, kariera się skończy.

Trzeci poziom szczęścia to poziom współczucia. Dbam o innych ludzi i jestem gotów poświęcić się dla nich, pomagać im.

Czwarty poziom ma różne nazwy. Arystoteles nazwał go błogością, beatitudo, a profesor Robert Spitzer stworzył swoją wersję czterech poziomów szczęścia Arystotelesa. Nazywa go transcendentnym poziomem szczęścia. Arystoteles mówił o życiu w zgodzie z wartościami, byciu cnotliwą osobą i szukaniu doskonałej prawdy, piękna, dobroci.

Wszystkie te rzeczy dają szczęście, ale, jak mówi Spitzer, nic nie jest lepsze niż relacja z Bogiem. Jeśli masz dobrą relację z Bogiem, to jest to najsilniejsza relacja. Bóg się nie zmienia. Jeśli jesteś chrześcijaninem, to Jezus Chrystus jest taki sam teraz, w przeszłości i w przyszłości, i jest Kimś, na Kim możemy polegać. A zatem to daje naszemu życiu cel i sens.

Czyli te cztery poziomy to: hedonista, poszukujący sukcesu, wolontariusz i wierzący?

Tak, dokładnie.

Szczęście i wiara

Mam kolejne pytanie z tym związane. Jak wiara w Boga lub w wyższą moc pomaga ludziom budować odporność i radzić sobie z wyzwaniami życia w porównaniu do tych, którzy takich przekonań nie mają?

Kiedyś zapytałem osobę, którą szanowałem i która zdobyła nagrodę jako najlepszy mówca roku National Speakers Association: "Teraz, gdy osiągnęłaś tak wiele w życiu, co jeszcze ci zostało?". Zastanawiała się przez prawie minutę i spojrzała na mnie bardzo poważnie, mówiąc: "Chcę być bardziej podobna do Chrystusa, chcę być tak podobna do Chrystusa, jak to tylko możliwe". To był jej cel i dawało jej to poczucie sensu.

Inna rzecz, którą daje religia, to nadanie znaczenia cierpieniu. Często nie możemy zrozumieć, że cierpienie, które przechodzimy, może mieć sens. Możemy je na przykład ofiarować w intencji zbawienia innych.

Kolejną rzeczą jest wspólnota, do której należymy. Wraz z żoną jesteśmy we wspólnocie, która stanowi dla nas wielkie wsparcie. Autor książki na temat wspomnianych badań uniwersytetu Harvarda, Robert Waldinger, mówił o tym, jak ważne jest posiadanie co najmniej jednej osoby, do której można zadzwonić w środku nocy i która przyjdzie nam z pomocą. My z żoną pomyśleliśmy o naszych bliskich relacjach w Kościele i stwierdziliśmy, że mamy co najmniej 10 par, które moglibyśmy wezwać, co daje 20 osób. To naprawdę pocieszające uczucie mieć tak bliskie relacje z tyloma ludźmi.

Cuda

Czy są inne aspekty życia religijnego, które przyczyniają się do naszego szczęścia?

Opowiem może o moim doświadczeniu. Odniosłem duży sukces, według światowych standardów. Zostałem chirurgiem, przed 40. rokiem życia miałem dom nad oceanem w południowej Kalifornii, luksusowy samochód i podróże po świecie opłacane przez Uniwersytet Południowej Kalifornii, gdzie nauczałem. Według większości standardów byłem osobą sukcesu.

Jednak napotkałem trudności - problemy z nieuczciwym wspólnikiem, nieuczciwym wykonawcą, który ukradł setki tysięcy dolarów - i popadłem w rozpacz. Nie byłem wtedy religijny, ale wróciłem do religii, którą praktykowałem w młodości, i zwróciłem się do Boga o pomoc.

To niesamowite, co zaczęło się dziać. Wielu ludzi nazwałoby to przypadkami, ale modliłem się do Boga o wewnętrzny spokój i ostatecznie On mi go dał. Doświadczyłem szeregu rzeczy, które nazwałbym cudami, które całkowicie przekonały mnie o istnieniu Boga.

Dla przykładu. Dzień po tym, jak poprosiłem Boga o pomoc, poszedłem do księgarni. Przypadkowo wziąłem w rękę książkę Miłość to odpuszczenie lęku, która skierowała mnie na drogę ku wewnętrznemu spokojowi. Chciałem spotkać jej autora tej książki i rzeczywiście przypadkowo spotkałem go na lotnisku w San Francisco.

Porozmawialiśmy przez pół godziny, a on zaprosił mnie na seminarium. Od tego momentu zaczęły dziać się w moim życiu rzeczy, które można by uznać za przypadki, ale ja wiem, że były to cuda.

Najważniejsze wydarzenie miało miejsce, gdy miałem około 60 lat. Miałem przyjaciela, który zachorował na raka, oraz syna i synową, którzy nie mogli mieć dziecka. Słyszałem o królowej Izabeli, która odbyła pielgrzymkę do Santiago de Compostela w Hiszpanii i modliła się przy grobie świętego Jana de Ortega o płodność. Po siedmiu latach starań udało jej się zajść w ciążę.

Poprosiłem więc mojego przyjaciela z rakiem, żeby poszedł ze mną na tę pielgrzymkę, choć był bardzo osłabiony chemioterapią i radioterapią. W końcu się zgodził. Teraz, 20 lat później, jest wolny od raka, choć lekarze spodziewali się nawrotu

Modliłem się podczas tej pielgrzymki również o wnuka. W grobowcu doświadczyłem wizji płonących krzyży, co było niesamowitym duchowym przeżyciem. Wiedziałem, że moja synowa zajdzie w ciążę, co się stało w ciągu kilku tygodni po moim powrocie z Hiszpanii. Urodził się mój wnuk, który niedawno ukończył Uniwersytet Yale. Bóg jest dobry!

Rodzina i internet

Jaką radę miałby pan dla młodych ludzi cierpiących na samotność w erze cyfrowej?

Powiedziałbym młodym ludziom, aby zamiast słuchać osób w Internecie, gwiazd TikToka, po których niekoniecznie można się spodziewać głębokiej wiedzy i autentyczności, spojrzeli wstecz na kilka tysięcy lat historii i zobaczyli, co było siłą społeczeństwa przez ostatnie dwa tysiące lat. To były dwie rzeczy: wiara w rodzinę i wiara w Boga.

Pokładanie wiary w Internet, który jest przecież bardzo zmienny, jest naprawdę niebezpieczne. Dzieci mogą zostać łatwo zmanipulowane. Powinny poznawać wiarę, w której zostały wychowane, i pogłębiać ją. Może to być kurs biblijny prowadzony przez kogoś, kto zna Pismo Święte i potrafi je pokazać jako coś interesującego. Mogą to być wyjazdy na rekolekcje, uczestnictwo w grupach młodzieżowych albo weekendowych rekolekcjach.

Zainwestujcie też w relacje rodzinne! Kiedy byłem studentem, mój profesor socjologii powiedział, że podstawowa jednostka rodzinna jest kręgosłupem każdego społeczeństwa, a każde społeczeństwo, które straciło wiarę w jednostkę rodzinną, w końcu upadło. Myślę, że to dzieje się w Stanach Zjednoczonych, w Europie Zachodniej i w innych miejscach. Niestety.

Dziękuję za to. Ostatnie pytanie. Czy może Pan dać nam jedną praktyczną radę, którą możemy wdrożyć natychmiast? Co możemy zrobić teraz, aby stać się szczęśliwsi?

Myślę, że musimy zdać sobie sprawę, że nie możemy zrobić wszystkiego. Chcielibyśmy zrobić wszystko. Jedną z moich ulubionych książek jest On mnie prowadzi autorstwa Waltera Ciszka. Autor spędził około 20 lat w obozie pracy w Związku Radzieckim, był torturowany i wiele wycierpiał. Pewnego dnia powiedzieli mu, że prawdopodobnie zabiją go następnego dnia, jeśli nie wyprze się wiary i nie podpisze jakiegoś dokumentu. Powiedział: "Boże, jeśli chcesz, żebym jutro zginął, to jestem z tym pogodzony. Niech się stanie Twoja wola". To było wyzwalające doświadczenie - oddanie się Bogu. Więc jeśli szukasz jednej rzeczy do zrobienia od zaraz, to niech to będzie poddanie swojej woli Bogu.

 Dziękuję bardzo.

Posłuchaj całego wywiadu w języku angielskim, z polskimi napisami:

Top 10
See More
Newsletter
Get Aleteia delivered to your inbox. Subscribe here.