Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
„Zabierzemy do naszej wioski osoby, które są skazane na śmierć, np. dwoje staruszków mieszkających na czwartym piętrze – bez windy, bez pomocy, bez rodziny. Przyjmiemy ich oboje. Dostaną mieszkanko na parterze, a na piętrze będą profesjonalnie przygotowani pomocnicy i wolontariusze, którzy będą czuwać w nocy” – opowiada pallotyn ks. Marek Kujawski, założyciel i duszpasterz Hospicjum Królowej Apostołów w Radomiu, od 1987 roku duszpasterz wolontariusz hospicyjny, a teraz także twórca wioski hospicyjnej w Sołtykowie koło Radomia. Wioska hospicyjna będzie udzielała pomocy w sumie 600-800 osobom rocznie.
Wioska hospicyjna - czyli co?
Proszę Księdza, na jakim etapie są prace związane z budową wioski hospicyjnej?
Wioska Hospicyjna powolutku się rozwija. Jeśli będzie konkretna pomoc państwa i samorządów, w dwa lata dokończymy budowę i uruchomimy wioskę. Jeśli natomiast nie będziemy mogli liczyć na pomoc państwa i samorządów, to być może będziemy budować wioskę hospicyjną dłużej niż pierwsze hospicjum w Krakowie, które budowano 16 lat. Oczywiście w tym czasie mnóstwo ludzi będzie cierpiało, umierało. Wiele rodzin też będzie cierpiało. Będzie więcej samobójstw i chorób psychicznych, ponieważ ciężko chory człowiek wpływa na zdrowie otoczenia, a to się przekłada na rodzinę, przyjaciół i znajomych.
Ksiądz naprawdę wierzy w to, że przyjdzie pomoc od państwa i samorządów? Prezydent Warszawy krzyże zdejmuje...
My nie krzyżujemy tutaj ludzi, tylko zdejmujemy z nich krzyże – tak jak prezydent Warszawy z murów. My zdejmujemy krzyż z chorego. Dlatego potrzebujemy 70 mln zł, żeby jak najszybciej oddać Wioskę Hospicyjną chorym i ich rodzinom. Poza tym jest to zadanie państwa i samorządów, ale jeśli oni tego nie robią, robią to wolontariusze, którzy dzień i noc służą chorym w promienieniu 50 km. Jest część ludzi, którzy chcą pomóc i to robią, ale nam jest potrzebna konkretna, natychmiastowa pomoc, aby uruchomić wioskę hospicyjną i zacząć działać.
Ile osób będziecie mogli przyjąć do wioski hospicyjnej?
Jednorazowo 64 osoby. W budynku głównym miejsce znajdą 52 osoby. Mamy 12 pomieszczeń dla dzieci oraz 40 pomieszczeń dla dorosłych. I 12 domków dla chorych z rodzinami/bliskimi. Według prognoz w ciągu roku pomoc znajdzie w wiosce hospicyjnej 600-800 chorych i potrzebujących.
Wioska hospicyjna – czegoś takiego w naszym kraju jeszcze nie było...
Nie tylko w naszym kraju, ale i w Europie, i w Azji nikt o tym nie słyszał. W Stanach Zjednoczonych, w bogatych krajach nikt nie słyszał...
Może nie słyszał, bo my nie potrafimy kochać?
Właśnie dlatego, że potrafimy kochać, budujemy wioskę hospicyjną. Żeby jeszcze bardziej kochać. Zabierzemy do naszej wioski osoby, które są skazane na śmierć, np. dwoje staruszków mieszkających na czwartym piętrze – bez windy, bez pomocy, bez rodziny. Przyjmiemy ich oboje. Dostaną mieszkanko na parterze, a na piętrze będą profesjonalnie przygotowani pomocnicy i wolontariusze, którzy będą czuwać w nocy. Do gabinetu lekarskiego będą mieli 20-30 metrów.
Budujemy w tej wiosce również basen rehabilitacyjny. Nikt na świecie nie ma w hospicjum basenu, a mu budujemy. Basen już stoi, jest przykryty, teraz trzeba wstawić drzwi, okna, wpuścić wszystkie branże i uruchomić.
Mnóstwo ludzi cierpi
37 lat temu po raz pierwszy przekroczył ksiądz próg hospicjum. Pamięta ksiądz swoje uczucia?
- Kiedy zobaczyłem, że Pomorze Zachodnie nie ma hospicjum, że po domach cierpi mnóstwo ludzi, byłem zmobilizowany do pracy. Pierwsze trzy farmaceutki ze szpitala wojewódzkiego w Szczecinie bardzo się ucieszyły, kiedy powiedziałem im o swoim pomyśle, były chętne pomagać. Z dekretu przełożonych byłem kapelanem szpitala, który miał pod opieką 1200 chorych, oraz domu opieki dla 100 seniorów. Co dzień ich odwiedzałem, ale po drodze zachodziłem do dyżurek, dyskutowałem z pielęgniarkami, lekarzami... W ciągu miesiąca miałem 30 osób chętnych do pomocy w hospicjum. Wśród nich byli lekarze, masażyści, rehabilitanci, salowe, farmaceutki.
Co było dalej? Jak wyglądały przygotowania do pomocy chorym?
- Przez trzy miesiące starałem się ich trochę przygotować, a w listopadzie 1987 roku poszliśmy odwiedzić pierwszą chorą jako zespół, Wspólnota Hospicyjna. Robiliśmy to ponad piętnaście lat w Szczecinie. W dzień i w nocy wolontariusze jeździli do chorych. Działaliśmy w mieście, które miało pół miliona mieszkańców, i jeździliśmy sto kilometrów dookoła miasta, po wioskach, żeby nieść ludziom ulgę i pomoc.
Raz nawet jechaliśmy do chorego, nie wiedząc o tym, przez zaśnieżone zamarznięte jezioro. Gdyby lód się zarwał, nasz samochód z pięcioosobową załogą wpadłby do wody. Na szczęście tylko słyszeliśmy, jak coś strzela pod kołami. To pękał lód.
Nie bał się ksiądz, kiedy stawiał pierwsze kroki w hospicjum?
Byłem młodym księdzem, cztery lata po święceniach. Nie myślałem o tym, czy sobie poradzę. Chciałem coś robić i robiłem. Ludzie potrzebowali pomocy, szukałem pomocników-wolontariuszy i szliśmy do tych, którzy byli chorzy. Każdy, komu się ulży w cierpieniu, jest szczęśliwy, później czeka na kolejne odwiedziny. Zdarzały się takie sytuacje, że najbliżsi chorego przygotowywali jedzenie, żeby przyjąć wolontariuszy, którzy kilka godzin spędzali przy najbliższym chorym, w domu. Rzeczywiście angażowaliśmy całe rodziny i dalej to robimy. Niestety dziś się zmienił klimat i rodziny często uciekają od tego, zostawiają swoich bliskich, zapraszają tylko hospicjum. Nawet jeśli hospicjum coś zrobi, to uważają, że „Murzyn swoje zrobił, Murzyn może odejść”. Zapominają, że byli u nich ludzie z hospicjum. Przypomina im się za osiem-dziesięć lat, kiedy mają znowu jakiegoś chorego.
Hospicjum bez pomocy i wsparcia ludzi nie funkcjonuje. To, co robimy, robimy dzięki temu, że ludzie nam pomagają.
Budujemy wioskę hospicyjną z datków do puszek. Żeby zbudować hospicjum stacjonarne, zbieraliśmy dwanaście-trzynaście lat. To wszystko jest od ludzi. Dzięki życzliwym ludziom funkcjonujemy w hospicjum domowym i budujemy stacjonarne.
To niesamowite, z jaką pasją po 37 latach spędzonych w hospicjum wciąż ksiądz o tym opowiada.
Wielokrotnie jeździłem na różne ogólnopolskie spotkania hospicyjne, konferencje naukowe, gdzie ciągle mówiono nam, że w hospicjum ma być najwyższa jakość życia w danym stanie chorego, w każdej jego godzinie. Po to właśnie budujemy basen, żeby ta najwyższa jakość mogła być osiągnięta. Jeśli kogoś, który już stracił wszelką nadzieję, włożymy do wody, ta osoba on odżywa. Wraca nadzieja, siła i człowiek walczy. A przecież o to właśnie chodzi.
Najważniejsza jest miłość
Na terenie wioski hospicyjnej miały miejsce kradzieże. Coś udało się odzyskać?
- W ciągu czterech lat mieliśmy cztery kradzieże, z czego trzy były drobniejsze, a jedna poważna: straciliśmy ok. 30 tys. zł. Chcieliśmy zrobić pierwsze pomieszczenie, było położone 2 km kabla miedzianego. Przez dwa tygodnie były kładzione te kable, przytwierdzano je do muru i za dwa dni mieliśmy już tynkować. Zanim przystąpiliśmy do tynkowania, kable zostały w nocy wycięte i wyniesione do lasu, a lasem poszły już w świat...
Wezwaliście policję?
- Policja przyjechała, popatrzyła i umorzyła śledztwo ze względu na małą szkodliwość społeczną. Smutne to.
Mimo codziennych trudności aż bije od księdza energia i optymizm. Co daje księdzu najwięcej satysfakcji?
- Trzeba kochać drugiego człowieka. Jak się kocha, to za każdym razem ma się satysfakcję z tego, co się robi.
Co się liczy w życiu?
- Radość, szczęście, powodzenie, a przede wszystkim miłość.
Konto Hospicjum Królowej Apostołów
Bank PEKAO SA II o. RADOM
07 1240 3259 1111 0000 3003 1539