Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Małżeńskie wspomnienia – chyba się starzejemy…
Ani się obejrzeliśmy, a stuknęło nam z żoną wspólnych piętnaście lat, i to licząc od ślubu, bo licząc od pierwszego spotkania, jest tego jeszcze dwa lata więcej. To taki moment, gdy jeszcze całkiem sporo przed nami (oby! bo nie znamy dnia ani godziny…), ale też już wiele za nami. Coraz częściej łapiemy się na frazie: „a pamiętasz, jak…” i coraz częściej łapiemy się na tym, że niektóre chwile z przeszłości pamiętamy inaczej. Fakty zmieniają swoje położenie, trochę w zależności od naszego chcenia i niechcenia.
Ja na przykład trzeci raz próbuję zapomnieć, jak naniosłem na podłogę półcentymetrową warstwę Sidoluxu, zanim żona zorientowała się, że próbuję całą butelkę przeznaczyć na jeden salon… To, że mamy naprawdę duży salon jakoś wcale nie działa na moją korzyść. Oczywiście, są też momenty dużo bardziej dramatyczne, których wolelibyśmy nie wspominać, a które brutalnie nieraz wytrącały nas z błogostanu codzienności. One też są jakoś potrzebne, jak te złamania, gdzie kość staje się mocniejsza, choć wolelibyśmy przecież uniknąć bólu.
Wspomnienia to również emocje
Wspomnienia, i te radosne, i te trudne, są niezbędne. Są częścią wspólnej pamięci. Są stałym punktem odniesienia dla naszego tu i teraz. Ale też trzeba pamiętać, by je pielęgnować. Niektóre puścić – nomen omen – w niepamięć. Nic tak skutecznie nie podminowuje relacji małżeńskich, jak to nieszczęsne: „Bo ty zawsze…”, „Bo ty nigdy…” i przywoływanie sytuacji sprzed lat. Tak, w tym aspekcie zgadzam się z imperatywem: „Musisz uwolnić się od swojej historii”. Bo wspomnienia to wciąż żywe emocje. Niektóre są jak wiatr w żagle, a inne niepotrzebnie jątrzą.
Jeśli kochamy, to wspominamy
We wspomnienia jak w siatkę łapiemy własne dzieci – opowiadając im nasze wspólne ważne chwile. Przekazujemy im też opowieść, która niesie ze sobą konkretne wartości. Opowiadając o naszych wyjazdach rowerowych, zaszczepiamy w nich pasję do ruchu i aktywnego wypoczynku. Wspominając pielgrzymkowe wędrowanie – mamy nadzieję, że zaszczepiamy w nich ideę „wakacji z Bogiem”.
Czasem zdarza nam się usłyszeć nieśmiertelne: „ale już to opowiadaliście!” i łapiemy się na tym, że robimy to samo, co nasi rodzice i dziadkowie: powtarzamy się jak zdarta płyta. Ale okazuje się, że każda opowieść jest inna, nawet jeśli dotyczy tego samego wydarzenia, bo czas zmienia optykę, zaciera kontury. Ostatecznie ważne jest przecież bycie ze sobą. Jeśli nigdy za dużo słowa „kocham”, to nigdy też za dużo opowieści, które tę miłość wyrażają.
Artykuł ukazał się na portalu Siewca.pl.