Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Jan Fonda to 17-latek z Celje (Słowenia), który obecnie uczy się w średniej szkolem, w klasie medialnej. Interesuje się produkcją wideo, przez osiem lat uczył się gry na klarnecie, a jego pasją był sport – uprawiał lekkoatletykę, karate i regularnie chodził na siłownię.
W 2021 roku w jego życie okrutnie wkroczyła choroba. „Już na początku roku szkolnego dużo spałem po zajęciach i nie miałem już sił na uprawianie sportu. Potem, kiedy uderzyłem się w nogę, poczułem duży ból. Podczas badania powiedzieli, że to na pewno krwiak i dla ostrożności wysłali mnie na prześwietlenie – wspomina. „Była panika, bo wtedy nikt nie potrafił dokładnie wyjaśnić, o co chodzi”.
Przygotowany na ostateczną diagnozę
Po wielu dodatkowych badaniach i pobraniu próbek lekarze wysłali jego wyniki do Bostonu, gdzie postawiono mu ostateczną diagnozę: kostniakomięsak powierzchowny wysokiego stopnia lub rak kości. Od pierwszych objawów do postawienia diagnozy minęło pięć miesięcy.
Informacji o swoich objawach szukał już w Internecie, gdzie wśród możliwych diagnoz wymieniany był także rak, więc był w pewnym stopniu przygotowany na ostateczną informację lekarzy. „Jakby moje ciało już mi powiedziało, że coś jest nie tak, że to rak. Przez te pięć miesięcy stopniowo pogodziłam się z faktem, że to poważna sprawa, chcę dokończyć wszystkie badania i poznać diagnozę. Potem był jeszcze szok, bo wiesz co robić, cały się trzęsiesz, panikujesz. Ale trzeba zaakceptować diagnozę, nie ma innego wyjścia.”
Nawet rodzina Jana musiała szybko dojść do siebie po początkowym szoku, aby móc stanąć u jego boku. „Bez mojej rodziny wszystko byłoby jeszcze trudniejsze. Moi rodzice byli przy mnie przez cały dzień, zwłaszcza moja mama”.
Problemy z leczeniem
Kiedy otrzymał pierwszą chemioterapię, był optymistą. „Wtedy twardo stąpasz po ziemi i widzisz, jak wyniszczająca jest naprawdę chemioterapia. Pamiętam, jak myślałem podczas pierwszej chemioterapii, że zakończę leczenie za dwa miesiące. Pocieszałem się, że to nic, że włosy mi wypadną, przecież odrosną. Ale później byłem bardzo chora, ciągle wymiotowałem, byłem zmęczona, brakowało mi energii i apetytu, dużo spałem. Zdałem sobie także sprawę, że leczenie będzie trwało dobre dziewięć miesięcy”. Leczenie zakończył w grudniu 2022 roku i do połowy stycznia ubiegłego roku przebywał na rehabilitacji w Soczy.
Jak sam mówi, w takich chwilach zdawał sobie sprawę, jak ważne jest życie i zdrowie. „Nie szanujesz tak bardzo życia i zdrowia, dopóki nie przytrafi ci się coś takiego. Wtedy zaczniesz myśleć inaczej. Jak mówią też inni pracownicy Instytutu, dorasta się z dnia na dzień. Widzisz, że większość twoich rówieśników jest wciąż niedojrzała i myśli jak dzieci.
Zmieniły się jego relacje z przyjaciółmi. „Wielu z nich było przy mnie, dzwonili kilka razy. Wielu z nich również odpadło. Widać, kogo to obchodzi, a kogo nie, kto jest prawdziwym przyjacielem”. Przyznaje, że wizyty w szpitalu nie były dla niego najlepsze ze względu na zmęczenie.
Amputacja nogi
W pewnym momencie leczenia lekarze przedstawili Janowi dwie możliwości: albo zachować chorą nogę, wiedząc, że rak może nawrócić i będzie musiał zoperować kostkę, albo amputować nogę. Pomimo początkowych wysiłków, aby zachować nogę, po dokładnym rozważeniu ostatecznie zdecydowano się na amputację. „Po co miałbym ryzykować niefunkcjonalną kostkę i utykanie do końca życia, skoro mogę zdecydować się na zrobienie czegoś, co może nie wyglądać przyjemnie (dla innych), ale wiem, że będzie to dla mnie znacznie łatwiejsze. W związku z tym wygląd nie powinien przeszkadzać, trzeba się z tym pogodzić”.
Przed operacją oddział zasugerował, aby skontaktował się z Tomim Jakšą, który przeszedł podobną próbę, aby opowiedział mu coś o leczeniu i amputacji. „Zadzwoniłem do niego i trochę porozmawialiśmy. Któregoś dnia sam przyszedł do mnie do domu z wizytą, choć mieszka daleko. Wszystko mi wyjaśnił, pokazał różne protezy. Wiedziałem, że technologia jest już na tyle zaawansowana, że osoby posiadające protezy mogą robić wiele rzeczy. Ale nie myślałam, że tak naprawdę można zrobić prawie wszystko, że praktycznie nie ma żadnych ograniczeń. Tomi dał mi inne spojrzenie na tę kwestię.”
W tym czasie Jan został także zaproszony do Instytutu Zlata pentljica, zrzeszającego młodych ludzi, którzy pokonali raka. Chętnie odpowiedział.
Przyzwyczajenie się do protezy
Po zabiegu przeszedł jeszcze dwie operacje w związku z infekcją bakteryjną krwi, następnie kontynuował chemioterapię i rehabilitację, podczas której nauczył się chodzić z protezą. „Jeśli cały dzień leżysz, zwłaszcza po operacji i później, gdy przez jakiś czas poruszasz się na wózku inwalidzkim, szybko się męczysz, gdy wreszcie staniesz na nogi. Kiedy pierwszy raz chodziłem z protezą, myślałem, że będzie bolało dużo bardziej, bo skóra w tym miejscu nie była aż tak stwardniała. Ale szybko się do tego przyzwyczaiłem. Ból był naprawdę minimalny, zwyciężyła satysfakcja, że mogę znowu chodzić”.
Cała rehabilitacja trwała dziewięć miesięcy.
„Rak to śmiertelna choroba, oczywiście myślisz o najgorszym. Ale nie jest to coś, czym naprawdę zaprzątam sobie głowę w ciągu dnia. Wiesz, że jest taka możliwość, ale nic nie możesz z tym zrobić” – mówi Jan. Cieszy się, że po półtora roku, kiedy większość czasu poświęcił na leczenie i rekonwalescencję, znów mógł wrócić do ćwiczeń na siłowni.
Przyzwyczaił się też do tego, że dzięki protezie częściej przyciąga uwagę przechodniów. „Czasami spotykam się z dziwnymi spojrzeniami, ale po prostu się uśmiecham i idę dalej”. Mówi, że dzięki chorobie nowotworowej inaczej patrzy na świat i nie przejmuje się już tak drobnostkami. „Na początku było najbardziej rozpaczliwie, bo wypadały mi włosy. Ale kiedy rzeczywiście widzisz, że zdrowie jest ważniejsze niż wygląd, przestajesz się tym przejmować.”
„Nie życz źle innym”
Jan nie myśli o możliwości nawrotu choroby. „Jeśli jednak tak się stanie, nie ma innego wyjścia, jak tylko przejść przez wszystko jeszcze raz”. Razem z przyjaciółmi z Instytutu będą nadal podnosić świadomość na temat chorób nowotworowych u dzieci i młodzieży. „Jesteśmy tutaj, aby podnosić świadomość i pomagać wszystkim, u których zdiagnozowano raka. Nawet jeśli nadziei jest bardzo mało, trzeba walczyć” – zachęca 17-latek, który najpierw chce skończyć szkołę, a potem pozwoli, by droga go poprowadziła w dobrym kierunku. Myśląc o wszystkim, przez co już przeszedł, dochodzi do wniosku: „Nigdy nie wiesz, przez co przechodzi druga osoba. Nigdy nie życz źle innym ludziom.”