separateurCreated with Sketch.

„Naszym kazaniem jest to, jak służymy”. Ukraińscy księża podczas wojny

Zniszczony budek na tle cerkwi
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Zaciskamy zęby i modlimy się o pokój, bo bardzo trudno jest przeżywać na Ukrainie kolejną wojenną zimę” – mówi ks. Petro Maika. Posługuje on w Iziumie, który przez sześć miesięcy był pod rosyjską okupacją. Teren, na którym jeszcze przed wojną miał powstać kościół jest teraz zaminowany więc całe duszpasterstwo prowadzi w piwnicy. „Naszym wielkim kazaniem jest to, jak służymy obecnie ubogim” – dodaje ks. Oleh Panchyniak.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Nie głoszą wielkich katechez

Obydwaj kapłani należą do Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Mówią, że wojna zmienia nie tylko serce człowieka, ale i duszpasterstwo. „Blok, w którym mieszkam został uszkodzony przez falę uderzeniową po bombie. Zamiast szyb mamy w oknach deski, a przez szpary wpycha się przejmujący ziąb. Liturgie sprawujemy przy maleńkim stoliku w piwnicy” – mówi ks. Maika. Wyznaje, że warunki są trudne, ale ludzie bardzo potrzebują kapłana. „Choć serca tutejszych mieszkańców są mocno przeorane przez komunizm, to teraz stają się podatnym gruntem na ziarna wiary” – dodaje. Jak mówi, nie prowadzi wielkich katechez, tylko jest z ludźmi: ubogi wśród ubogich. 

Ks. Panchyniak niedawno wrócił z frontu, gdzie na wschodzie Ukrainy walczy jego syn. Drugi pod Lwowem szkoli rekrutów. Najstarszy właśnie ukończył seminarium i pójdzie w ślady ojca. Żona pomaga mu w organizowaniu wsparcia dla potrzebujących i zarządza całą machiną humanitarnej pomocy. „Z jednej strony mamy wsparcie, z drugiej trudniej mam iść w realia wojenne życia, gdy drżymy o swoje rodziny” – mówi ks. Maika. I dodaje: „W ciągu ostatnich dwóch lat, nawet dla ludzi niewierzących, Kościół stał się symbolem konkretu miłosierdzia. Ten humanitarny aspekt staramy się wykorzystać do głoszenia Ewangelii”. Pod jego drzwiami codziennie stoi kolejka ludzi potrzebujących pomocy. „Matki proszą o żywność i ciepłe ubrania dla swych dzieci, ludzie starsi o lekarstwa i koce, a wszyscy o piecyki na drewno” mówi ukraiński kapłan. Jak dodaje jest coraz trudniej, bo dociera mniej pomocy. „Świat się do wojny przyzwyczaja, powstają inne potrzeby, jak choćby teraz wojna w Gazie a my musimy jakoś przetrwać” – dodaje. W jego dopiero powstającej parafii kwitnie samopomoc i, jak mówi, ludzie stali się wrażliwsi na potrzeby sąsiadów, a nawet zupełnie obcych ludzi w potrzebie. 

Na przebaczenie dopiero przyjdzie czas

Po rosyjskiej agresji ks. Panchyniak nie wyjechał ze swojej parafii w Browarach na wschód od Kijowa, chociaż większość ludzi opuściła wtedy tę miejscowość. Został przy garstce tych, co nie wiedzieli, gdzie uciekać. Wyznaje, że ten czas pozwolił mu w praktyce zrozumieć Jezusowe słowa: „Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien”. Wcześniej, jak mówi, potrafił je uzasadnić piękną teologią, teraz stały się dla niego rzeczywistością, ponieważ cały jego naród niesie ten krzyż i podąża za Jezusem. Dla ludzi, którzy powoli wracają do miasteczka jest ucieleśnieniem pomocnej dłoni i wielkiego serca. 

Obydwaj kapłani podkreślają, że ogromna bitwa w tym czasie toczy się nie tylko o wolność, ale i ocalenie dobra w ludzkich sercach. „W Iziumie odkryto ostatnio zbiorową mogiłę. Wyciągnięto z niej 400 zmasakrowanych ciał. Patrząc na ten bezmiar barbarzyństwa trudno nie pomyśleć o zemście. Na mówienie o przebaczeniu dopiero przyjdzie czas” – mówi ks. Maika. Drugi z kapłanów wyznaje, że najtrudniejszym momentem całej wojny było dla niego żegnanie się z synem walczącym na froncie: „Ja wyjeżdżałem z piekła do domu, a on zostawał w piekle. Chciałem, żeby było odwrotnie: chciałem wsadzić go do samochodu i zostać tam zamiast niego”. Widząc ogrom dokonującego się zła mówi, że marzy, by syn „wrócił z frontu, pozostawszy człowiekiem, bo choć tego nie chciał znalazłszy się na pierwszej linii frontu musiał otworzyć ogień, strzelać do ludzi, a to na zawsze zostawia piętno w sercu nawet gdy wiesz, że robiłeś to broniąc ojczyzny”. 

Ewangelia w czasach mroku

Ludzkie nieszczęście i ból popychają wielu ludzi do działania. Ukraińscy księża często słyszą od wolontariuszy, że działają w imię zwycięstwa, że działają, bo chcą udowodnić, iż na świecie jest jeszcze dobro. „Naszym wielkim kazaniem jest to, jak służymy obecnie ubogim. Ta pomoc i służba społeczeństwu, którą wykonuje Kościół, stanowi żywą Ewangelię i jest ucieleśnianiem nauczania Jezusa” – mówi ks. Panchyniak. W tym mrocznym czasie Ewangelia staje się na Ukrainie bardziej żywotna. Wspomina wojskowych, którym również pomaga, proszących o modlitwę i zapewniających: „wrócimy z frontu i jeszcze pomodlimy się razem”. Nie jest w stanie nawet zliczyć nad ilu ich mogiłami później się modlił. „Wierzymy, że pokój przyjdzie choć cena jaką przychodzi za niego płacić Ukrainie jest naprawdę wielka” – mówi ks. Maika prosząc, by nie odwracać oczu od cierpienia jego ojczyzny i otaczać ją modlitwą. 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More