Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
- Na tej ziemi trzeba być naprawdę odważnymi kobietami. Nie możesz okazywać słabości. Zakonny habit nieraz był tu moją tarczą – mówi zakonnica. Zawiaduje obecnie życiem 600 chrześcijan, którzy schronili się w jedynej katolickiej parafii w Gazie. Przed wojną należało do niej 120 wiernych. Z jednej strony czają się terroryści z Hamasu, z drugiej stoją izraelskie czołgi.
Kończy się żywność, brakuje wody
– Nie możemy załamywać rąk, ludzie oczekują od nas wsparcia żywnościowego i duchowego – mówi siostra Nabila. O tragicznej sytuacji stara się alarmować świat, jak tylko uda jej się naładować komórkę i jest dostęp do internetu. Zbiorniki na wodę na dachu zostały zniszczone, podobnie jak panele słoneczne, paliwo zostało zużyte, niemożliwe jest więc wytwarzanie energii. Zapasy mąki są na wyczerpaniu, dlatego chleb wypiekany jest tylko co drugi dzień. Brakuje też innej żywności, wody i choćby podstawowych leków.
Pochodząca z Egiptu 45-letnia zakonnica po raz pierwszy do Gazy przyjechała w 2008 roku. Był to bardzo trudny czas po zakończeniu pierwszej wojny między Izraelem i Hamasem, który był u władzy. Obecność sióstr nie wszystkim się podobała. Pod bramę klasztoru podłożono 6-kilogramową bombę. – To było iście wybuchowe powitanie. Usłyszałyśmy ogromy huk, potem nam powiedziano, że ocalałyśmy jedynie dlatego, iż ładunek w całości nie eksplodował – wspomina siostra Nabila. Wyznaje, że nie wszystkie siostry wytrzymały pracę w tym miejscu. – Moje korzenie bardzo mi tu pomagają – wyznaje.
Siostra nadziei
Do siostry Nabili jeszcze przed obecną wojną przylgnął przydomek – siostry nadziei. Bywa też nazywana ministrem pokoju i budowniczą (nie tylko szkół), ale i dobrosąsiedzkich relacji. W jej zielonych oczach widać upór i determinację. – Tutejsza sytuacja mnie zahartowała. Błahostki się nie liczą, nauczyłam się zwracać uwagę na rzeczy naprawdę ważne – mówi zakonnica.
Przez kilka lat kierowała przedszkolem a następnie została dyrektorem prestiżowej szkoły. Choć jest to placówka katolicka i koedukacyjna, co na tym terenie należy do rzadkości, to na prawie 1300 uczniów tylko 75 jest chrześcijanami, cała reszta to dzieci muzułmańskie. – By zrozumieć tutejsze realia warto sobie uświadomić, że młodzież, która w 2021 roku zdawała maturę przeżyła już cztery wojny – mówi siostra Nabila. Także jej szkoła padła ofiarą ataku bombowego i choć obyło się bez ofiar, to budynek trzeba było odbudowywać. Teraz cała Gaza przypomina jedno wielkie rumowisko. – Podnoszenie z gruzów kosztuje, ale najtrudniejsza będzie odbudowa psychiczna i ta dotycząca relacji – mówi zakonnica.
Swe wcześniejsze doświadczenia wykorzystuje teraz starając się najmłodszym uratować choć skrawek dzieciństwa. Traumę przygotowania kościoła w miejsce do spania zamieniła w zabawę w rozwijanie i składanie materacy. Wśród huku wystrzałów rozlega się wówczas dziecięcy śmiech. – Nie pozwalam się ludziom poddawać. Wymagam od nich zaangażowania w przygotowanie posiłków, sprzątanie, opiekę na dziećmi, starszymi i chorymi ludźmi – mówi zakonnica. Wielkim wyzwaniem pozostaje opieka nad kilkudziesięcioma niepełnosprawnymi dziećmi, głównie muzułmańskimi, które schroniły się w kościele wraz z misjonarkami miłości. Siostry improwizują, by ludzie mogli przetrwać. Wychodzą poza teren parafii jedynie w poszukiwaniu żywności czy lekarstw, ale ryzykują przy tym życiem.
Życie w klatce otoczonej gruzami
Rytm wojennym dniom nadaje modlitwa. Po porannej Mszy kolejne grupy odmawiają różaniec, następnie jest adoracja Najświętszego Sakramentu i wieczorna Eucharystia. – Bardzo potrzebujemy teraz Bożego błogosławieństwa, tylko ono trzyma nas jeszcze przy życiu – mówi siostra Nabila.
Jest w stałym kontakcie z Franciszkiem, który, o ile pozwala na to łączność, dzwoni do nich codziennie. – Daję wówczas telefon na głośnomówiący, by ludzie wokół mogli choć przez chwilę usłyszeć głos papieża, dla nas to jest niesamowite umocnienie. Pyta jak może nam pomóc, zapewnia o modlitwie i o tym, że zna nasze cierpienia – mówi zakonnica.
Ks. Youssef Asaad, który pod nieobecność proboszcza (wojna zastała go w Betlejem i nie może wrócić) odpowiada za całą wspólnotę podkreśla: „Staliśmy się więźniami tego chaosu, ale nasze siostry są nieugięte. Zupełnie nie troszczą się o siebie tylko nieustannie myślą, jak pomóc ludziom w potrzebie”.
Siostra Nabila należy do zgromadzenia Sióstr Różańca Świętego, które powstało by dać palestyńskim chrześcijankom szansę na prowadzenie życia zakonnego, były bowiem odsyłane z europejskich zgromadzeń, gdyż nie znały języka. W statutach zgromadzenia zapisane jest, że przyjmuje ono jedynie postulantki pochodzenia arabskiego. – Gdy wiele osób uciekało na południe Strefy Gazy i nas pytano, co chcemy zrobić. Wyspowiadałyśmy się i postanowiłyśmy zostać z ludźmi, którzy nas potrzebują. Wiele razy myślałyśmy, że już nadchodzi koniec, ale Bóg wciąż trzyma nas przy życiu i w swej Opatrzności pomaga znaleźć środki na przetrwanie – mówi zakonnica. I dodaje: „Modlimy się nieustannie o pokój, nie mamy innych marzeń”.