Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
To świadectwo dotyczy tylko pół roku mojego życia, pół roku, w którym Bóg dokonał największego cudu – nawrócenia.
Stałam się człowiekiem wewnętrznie umarłym
21 lat temu popełniłam największy błąd w swoim życiu, odwróciłam się od Boga, na długie 16 lat... Było to 16 lat bez Kościoła, bez modlitwy, bez sakramentów – zabiłam Boga w swoim sercu. Stałam się człowiekiem wewnętrznie umarłym. Gdy odczuwałam radość, trwało to krótko. Jej małe płomyki nie były w stanie rozpalić mojego od dawna oziębłego serca.
Kiedyś chciałam wrócić do Kościoła, ale bałam się, że Bóg mi nigdy nie wybaczy, bo to moje grzechy przybiły Go do krzyża! Wydawało mi się, że ja, osoba niepraktykująca, nie mam prawa modlić się do Niego. Życie bez Boga było koszmarem.
Zły cały czas rozdrapywał stare rany i nigdy nie pozwalał im się zagoić. Pokazywał, jak beznadziejną osobą jestem, a ja coraz bardziej w to wierzyłam. Myślałam, że to już koniec i przegrałam swoje życie.
Próby zmian kończyły się fiaskiem
Wakacje w 2015 roku stały się w moim życiu czasem przełomu. Po raz pierwszy od wielu lat pojawiłam się w kościele. Mój mąż zwabił mnie tam podstępem. Słuchając Słowa Bożego poczułam, że Stwórca przemawia właśnie do mnie i mówi: „Musisz się na nowo narodzić”. Moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Jezusa Miłosiernego z obrazu „Jezu ufam Tobie”. W tym momencie poczułam ogromny żal. Coś we mnie pękło, poruszyło się moje serce, nie potrafiłam powstrzymać strumienia łez.
Chciałam się zmienić, wrócić do Boga, chciałam być lepsza, jednak moje wysiłki zawsze kończyły się fiaskiem. Nie potrafiłam zrozumieć, że jeśli uwierzę w Chrystusa całym swoim sercem i przyznam się do Niego, to On mi przebaczy.
Postanowiłam odebrać sobie życie
Chociaż wiele razy próbowałam się wyspowiadać, to zawsze zwyciężał strach i pełne lęku myśli. Gdy po raz kolejny brakło mi odwagi, uciekłam od konfesjonału.
Minęło kilka miesięcy, byłam chodzącym truchłem, sama dla siebie nie przedstawiałam żadnej wartości, byłam niczym stęchnięta stara szmata leżąca gdzieś w kącie, której brzydziłabym się dotknąć. Widziałam tylko jedno wyjście, chciałam umrzeć, już nic nie czuć, nie istnieć – zakończyć wszystko.
Wybrałam dzień i sposób, w jaki odbiorę sobie życie... Tego dnia wracając z pracy, jakimś cudem znalazłam się w kościele. Będąc w świątyni, upadłam na kolana przed Jezusem Miłosiernym. Lejąc strumienie łez, wołałam: „Błagam Cię, Jezu, ratuj mnie, bo bez Ciebie ginę, zatracę się w ciemności. Wiem, że na to nie zasługuję, ale błagam uratuj moją marną duszę, bo już dłużej nie mogę i nie chcę tak żyć!”
Nareszcie poczułam pokój
Chrystus „nie wytrzymał”, usłyszał moje wołanie o pomoc i wysłuchał moją błagalną modlitwę, która po raz pierwszy popłynęła z serca. Okazał ogrom swojego miłosierdzia, zlitował się nad tym marnym stworzeniem, jakim byłam. Podniósł mnie, gdy leżałam już na twarzy. Nie brzydził się, tylko zanurzył swoje Boskie ręce w tym gnoju, w którym się znalazłam i wyciągnął na powierzchnię. Nie patrzył na to, co zrobiłam, tylko wypowiedział mi swą niepojętą miłość. Jakbym na własne uszy słyszała słowa: „nie martw się, zajmę się wszystkim”.
19 listopada postawił na mej drodze wspaniałego kapłana. Tego dnia „narodziłam się na nowo”. Odbyłam spowiedź z całego życia. Pierwszy raz od lat, poczułam się naprawdę szczęśliwa. Jezus objął mnie swoimi miłosiernym ramionami, niczym ojciec syna marnotrawnego, jak gdyby tym gestem chciał powiedzieć: „Aga, jak dobrze, że wróciłaś.... Tak długo na Ciebie czekałem!”. Gdy wyszłam po spowiedzi czułam, się lekka, jakbym miała skrzydła, unosiłam się pół metra nad ziemią. Chciałam wykrzyczeć wtedy całemu światu: „On mi przebaczył! Słyszycie?! Przebaczył!”
Już wkrótce nastąpił ten długo wyczekiwany dzień, gdy po raz pierwszy od lat uklękłam przed obliczem Najwyższego, by przyjąć komunię świętą. Kiedy Ciało Pańskie spoczęło w moich ustach, poczułam coś, za czym tęskniłam od lat: wewnętrzny spokój, radość, ciepło i przeogromną miłość, która ogarniała mnie całą.
„Skoro Ty mi wybaczyłeś, to ja chcę to zrobić, ale tylko dla Ciebie”
Przez 32 lata nosiłam w sobie mieszankę bólu i strachu. Był to lęk przed demonami przeszłości – przed bratem, którego panicznie się bałam. Nie potrafiłam wybaczyć mu krzywd i traumy, którą mi pozostawił. Przez wiele lat nie miałam z nim kontaktu, ponieważ na jego widok czułam paniczny strach, a wcześniejszy koszmar wracał na nowo. 6 kwietnia miał się dokonać kolejny etap w moim życiu.
Podczas peregrynacji obrazu Jezusa Miłosiernego w Kościele św. Barbary, miałam przyjąć sakrament bierzmowania. Rano, już po otwarciu oczu wiedziałam, że ten dzień będzie niezwykły. Będąc w pracy, usłyszałam głos, natchnienie: „Jeśli Twoje nawrócenie, bierzmowanie, ma mieć jakikolwiek sens, musisz to zrobić! Ja wiem, że się boisz, wystarczy, że odwrócę wzrok, a zachowujesz się jak dziecko we mgle. Ale nie bój się, Ja ci dam siłę, to Ja jestem Twoją siłą”.
Nagle jak w kalejdoskopie zobaczyłam najgorsze momenty mojego życia. Przerażona upadłam na kolana i błagałam: „Boże, żądaj ode mnie wszystkiego, tylko nie tego”. W tamtym momencie odczułam, jak gdyby wszystkie siły zła skupiły się na mnie, a ja byłam bezsilna wobec narastającej bariery lęku. Miałam wrażenie, że zamiast telefonu, który trzymałam w dłoni mam w ręku rozżarzony węgiel, chciałam roztrzaskać go o ścianę!
Po godzinie wewnętrznej walki, wyczerpana wyszeptałam: „Boże, skoro Ty mi wybaczyłeś, to ja chcę to zrobić, ale tylko dla Ciebie”.
W tamtym momencie działałam pod wpływem impulsu. Drżącą ręką wybrałam numer do brata i zadzwoniłam. „Bracie, dziś wyjątkowy dzień” – wyszeptałam „Wybaczam ci, że gdy miałam 8 lat usiłowałeś mnie zgwałcić, że przez 10 lat mnie molestowałeś, że mnie bardzo skrzywdziłeś i w ten sposób zniszczyłeś mi życie. W imię Jezusa Chrystusa, wybaczam i proszę o wybaczenie”. Najtrudniej było wykrztusić słowa, że „robię to w imię Jezusa Chrystusa”, ponieważ zły, skutecznie próbował mi w tym przeszkodzić. Jednak tego dnia nie byłam sama. Po tych słowach wszystko odeszło, poczułam lekkość na duszy, Boży pokój w sercu. Poczułam się naprawdę wolna.
Ostatni element przebaczenia
Tego dnia przed obrazem Jezusa Miłosiernego, w obecności relikwii mojej patronki – św. Faustyny Kowalskiej, przyjęłam sakrament bierzmowania. Pan mnie uleczył, przywrócił mi poczucie własnej wartości, uleczył moje myśli, wlał wybaczenie dla krzywdzicieli i dla samej siebie.
Miesiąc później, udałam się na uroczystość przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej mojej siostrzenicy. Brat zapowiedział swoją nieobecność na uroczystości. Po powrocie z kościoła, w drzwiach domu, zobaczyłam brata. Bałam się jego reakcji, ponieważ zawsze był agresywny. Zaskoczony, patrzył na mnie z kamienną twarzą. Nagle ogarnął mnie spokój, poczułam radość i przypływ energii. Uśmiechnęłam się do niego, wyciągnęłam rękę i powiedziałam z radością: „Witaj, bracie”. Niepewnie wyciągnął swoją dłoń w moim kierunku i odwzajemnił uścisk.
Nie czułam do niego urazy ani żalu, tylko radość i szczęście, że dokonał się ostatni element przebaczenia, czyli szczere pojednanie.
Przeszłabym to jeszcze raz
Wiem, że gdyby nie ogrom miłosierdzia Bożego, jakim Pan mnie obdarzył, te wszystkie cuda w moim życiu nie wydarzyłyby się. Jeszcze w październiku byłam umarłym wewnętrznie człowiekiem, Jezus wskrzesił mnie na nowo, niczym Łazarza, dał nowe życie. Dziś, po 7 latach od nawrócenia, nie ma dla mnie nic poza Chrystusem. Pan zapełnił tę pustkę we mnie i choć często wystawia, na różne próby, w Nim jestem szczęśliwa tak do końca.
Wiecie, gdybym jeszcze raz miała przejść moje życie: dzieciństwo, kiedy błagałam, aby słońce nigdy nie zachodziło; lata pełne przemocy psychicznej, fizycznej, bólu przeraźliwej samotności; dni, w których musiałam jeść posiłki z kurami w kurniku… To bym przeszła! Bo dla tego jednego dotknięcia Pana Jezusa w sercu warto poświęcić wszystko.
Agnieszka
Tytuł, lead, śródtytuły, podkreślenia pochodzą od redakcji Aleteia Polska.